[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w głowie, niezależnie od regularnych ataków migreny. Zacisnęła mocno powieki i usłyszała spokojny głos Aida: - Chodz i wez sobie drinka. Zepchnęła w podświadomość wszystkie niepokoje, co wymagało dużego wysiłku, i spokojnie policzyła, ile godzin zostało jej do nieuniknionego powrotu do realnego życia. ROZDZIAA TRZECI Aldo usiadł naprzeciw, gdy z pełną wdzięku swobodą zapadła w kanapę, i z widocznym zadowole- niem spijał z kufla pianę. Szklanka, którą podał Raine, była gorąca, parowała aromatem whisky. - To jest hot toddy, lekarstwo rybaków na wszystkie możliwe choróbska - zachwalał. Miód z cynamonem, pomyślała Raine, delektując się zarówno zapachem, jak i smakiem napoju. Nie- mal zupełnie rozluzniona, podkuliła pod siebie nogi. Koktajl i otaczające ją wnętrze stwarzały cudowny klimat lenistwa. Obserwując powracające do portu jachty pod mroczniejącym niebem, Raine pomyślała, że mimo ogromu przestrzeni to wnętrze zachowało jednak przytulność. Aldo milczał. Raine wiedziała, że uważniej wpatruje się w nią niż w łodzie i niebo. O dziwo jednak, ani jej to nie krępowało, ani nie peszyło. Czuła, że znużenie odpływa i powraca energia, a z nią wyczulenie zmysłów na obecność siedzącego naprzeciwko mężczyzny. Aldo, jakby rozumiejąc zmianę jej nastroju, przerwał trwającą od pół godziny kojącą ciszę. Mówił, że rano, tuż po przebudzeniu, lubi patrzeć na zatokę i dalej, na rozciągający się za nią ocean. - Przypłynąłem tu na trampie, kiedy miałem siedemnaście lat. Pracowałem jako robotnik pokładowy. Ta stara szwedzka łajba wpłynęła do portu nocą, a kiedy się zbudziłem i wylazłem na pokład, zaczy- nało świtać. Było to zimą, w górach leżał śnieg. Wstawało słońce, miasto miało barwę różowego łososia, a gdy róż zamienił się w złoto, jeden z marynarzy opowiedział mi, jak w czasach gorączki złota port Seattle stał się dla poszukiwaczy bramą do Klondike. Rozumiałem, co czuli, bo ten kraj, to miasto wydało mi się ziemią obiecaną. - Wskazał dłonią na okna i rozlewające się za nimi barwy zachodu. - Było to coś zupełnie innego niż widok z tego okna. Pociągnął kolejny łyk, a w jego oczach pojawiło się wspomnienie zachwytu doznanego tamtego po- ranka. - Nie rozumiałem wtedy, nie rozumiem tego do dziś, ale wiedziałem, że tu będzie mój dom. Miałem tylko tyle, co na sobie, angielski znałem piąte przez dziesiąte, ale zszedłem ze statku. Musiałem tu zostać. - Wzruszył ramionami. - Zakochałem się w tym miejscu. Myślę, że to była moja pierwsza prawdziwa miłość. Raine pragnęła, by mówił dalej, uszczęśliwiona, że dzieli się z nią wspomnieniami tak osobistymi. Ileż to razy sama doznawała podobnych uczuć, równie niewytłumaczalnej potrzeby ulegania własnym nieodpartym chęciom, bycia gdzieś wbrew ostrzegawczemu głosowi rozsądku? Kiedy usłyszała następne słowa Aida, poczuła, jak serce zaczyna jej bić zwolnionym, a zarazem nierównym rytmem. - Coś takiego przeżyłem dziś rano, Raine. Kiedy zeszłaś z motocykla na parkingu tamtego zajazdu, kiedy tylko ujrzałem twoją twarz, twoje włosy, te ogromne ciemne oczy, miałem takie samo uczucie. Olśniło mnie, że oto jestem w domu, że znalazłem coś, czego szukałem od wielu lat. Aldo wstał. Jego potężne ciało zbliżało się lekko ku Raine. Oparł dłonie na jej ramionach i pochylił się. Ujrzawszy wyraziste rysy jego twarzy tak blisko, poczuła na plecach dreszcz, który nie miał nic wspólnego ze strachem. Aldo wpatrywał się w nią intensywnie, niemal hipnotycznie. - Raine, wiem, że idę na skróty. Wiem, pomyślisz, że jestem wariat, ale po prostu inaczej już nie po- trafię. Zauważyła, że mówi teraz z wyrazniejszym obcym akcentem, uroczo zamazując ostrzejsze spółgłoski. - Jeżeli ci pozwolę, wymkniesz mi się. I nigdy cię już nie odzyskam. Seattle to duże miasto, każde z nas żyje w innym świecie. Proszę tylko, żebyś mi dała szansę, żebyś zechciała poznać mnie bliżej. Muskał dłonią jej twarz, przesuwał z szorstką delikatnością po policzku, kciukiem powiódł po obwodzie jej ust, potem przesunął dłoń na podbródek i wyczuł w biegnącej po szyi arterii oszalały puls. Z trudem przełykała ślinę, walcząc z falami doznań, oszołomiona bijącą z niego siłą. - Czujesz to samo co ja - szepnął. - Widzę to w twoich oczach. Otoczył ją niepewnie ramionami, podniósł, postawił na nogi i trzymając w objęciach, kołysał. Czuła siłę drżących na jej plecach ramion. Odchyliła głowę na tyle, by widzieć jego twarz i chciała zaprotestować. Nagle, jak na zwolnionym filmie, ujrzała jego zbliżające się usta. W pierwszej chwili była jedynie obserwatorem. Widziała jego ostro zarysowane wargi, czuła przyjemny zapach piwa, aż nagle zdała sobie sprawę, że wsku- tek jakiejś wręcz niesamowitej reakcji chemicznej stapia się z nim, staje się jego częścią i że - speszona, a zarazem uszczęśliwiona - odkrywa, iż jego usta, ramiona, całe ciało stanowią zapomnianą i na nowo odnajdywaną część jej samej - część wytęsknioną i wyśnioną, której w jakimś momencie życia pozwoliła się wymknąć. Rozchyliła usta i podniecona przywarła do niego, kołysząc się bezwiednie w rytm bicia jego serca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|