[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdziat IS Zaparkowal na piaszczystej drodze i wyl~czyl reflektory. Istnialy nikle szanse, ze ktos bt(dzie przejezdzal tt(dy bladym switem i dojrzy jego auto, ale wolal nie ryzykowae. Stodola znajdowala sit( dobrych pit(tnascie metr6w od zarosnit(tej drogi. Kt6regos dnia zeszlej jesieni, jezdZ~c po okolicy, natrafil na to miejsce i zapamit(tal je sobie. Opuszczony budynek na srodku pustkowia. Idealne miejsce na ceremonit(. Byloby lepiej, gdyby ksit(zyc swiecil mocniej, ale latarka mu wystarczy. 0 swicie otworzy drzwi stodoly, zeby wpuscie poranny blask. Byl tak podniecony oczekiwaniem, ze krew sit(w nim gotowala, powoduj~c przyplyw adrenaliny. Trzecia ofiara. Jest juz coraz blizej. Sarna mysl o tym, co ma nast'IPie, przyprawiala go 0 dreszcz rozkoszy. Otworzyl bagaznik i upewnil sit(, czy Misty nadal jest nieprzytomna. Wlozyl czarny plaszcz z kapturem. Wyci~~l drewniany futeral z mieczem, wsun~l go sobie pod ramit( i wzi~l wielk~ latarkt(, ktorej potrzebowal, zeby dojse do stodoly. Chociaz noc byla zimna i w wielu miejscach lezaly pozostalosci lodu i sniegu, prawie nie czul chlodu. Byl silny ... i z kaZd~ kolejn~ ofiar~ stawal sit( coraz silniejszy. Juz niedlugo stanie sit( niepokonany. Wyj~l z bagaznika kalosze i wsun~l je na buty. Nastt(pnie wloZyI grube rt(kawice. Mial na nogach buty z wloskiej sk6ry i nie chcial, zeby zniszczyla je nocna wilgoe albo blotnista breja, ktora pozostala po stopnialym sniegu. Powoli, ale pewnie, przemierzyl otwart~ przestrzen. Kiedy dotarl do stodoly, otworzyl rozklekotane, drewniane drzwi. Przy wt6rze skrzypienia i jt(ku zawias6w, ukazalo sit( ponure wnt(trze. Nikt chyba nie slyszal tych zalosnych odglosow? Poswiecillatark~ dookola. Przestronne wnt(trze bylo niemal puste, nie licz~c dw6ch wysuszonych, drewnianych kozlow, kt6re znalazl na poddaszu, kiedy po raz pierwszy przeszukiwal stodolt(. Futeral z mieczem polozyl na podgnilym drewnianym korycie. Oswietlil latark~ ziemit( i zorientowal sit(, ze jest wilgotna. Skierowal snop swiatla do gory i zauwazyl, ze brakuje czt(sci sufitu, a to, co z niego pozostalo, wygl~da, jakby lada moment mialo sit( zawalie. Przesun~l najpierw jeden koziol, a potem drugi i ustawil je na wprost masywnych drzwi. Wzi~l kawalek sklejki grubosci centymetra, ktory przywi6z1 tu wczoraj i poloZyIna kozlach, tworz~c prowizoryczny oltarz. Spojrzal na zegarek i zobaczyl, ze dochodzi czwarta. Pobiegl do samochodu po niezbt(dny rekwizyt ceremonii - ofiart(. Jacob nie byl religijny, ale tego wieczoru odm6wil modlitwt(. Zrobili wszystko, co mozna bylo zrobie, ale niewykluczone, ze to nie wystarczy. Funkcjonariusze ochrony porz~dku publicznego z miasta, okrt(gu i stanu zostali wyslani w g6ry, kt6re ci~t(ly si~ kilometrami po bezkresnych przestrzeniach. Miejscowi czlonkowie grupy poszukiwawczej starali sit( przypomniee sobie kaZd~ star~ stodolt( w okolicy. Jacob wiedzial, ze przeszukanie wszystkich stod61 w hrabstwie Cherokee trwaloby kilka dni. Wspolnie z Genny stwierdzili, ze stodola, do ktorej zab6jca zabral Misty, jest pusta, prawdopodobnie opuszczona, ale mieli swiadomosc, ze mogl:lsi~ mylic. Kuzynka sarna uprzedzala, ze jej wizje nie zawsze Sl:l w stu procentach trafne i ze nie jest nieomylna. Ich grupa skladala si~ teraz nie tylko z Genny, Dallasa i Jacoba. Doll:lczyli do nich Sally i jej psy, Peter i Paul, oraz szesciu policjantow - Bobby Joe i Tim Willingham, pracownicy Jacoba, trzej policjanci z Cherokee Pointe i jeden policjant z drogowki. Przez kilka ostatnich godzin przeszukali trzy stodoly na wsch6d od domu Genny. Dwie byly nieuZywane i puste, a jedna nalezala do emerytowanego farmera, ktory trzymal w srodku stary traktor. Za pomocl:l radia kontaktowali si~ z innymi grupami - w sumie pi~cioma - ale jak dotl:ldnic nie wskorali. Kiedy zjechali z drogi biegnl:lcej wzdluz plotu, ogradzajl:lcego starl:lfarm~ Wellsow, dwa inne pojazdy zaparkowaly za jego polci~zarowkl:l. Jacob spojrzal na zegarek. Czwarta pi~cdziesil:lt. Czas ucieka. Za niecale dwie godziny zacznie switac. Jezeli wkrotce nie znajdl:lMisty, b~dzie za poino. Staral si~ nie myslec 0 Misty jak 0 kochance. Staral si~ nie przypominac sobie, ze to siostra Bobby' ego Joe, ale nie mogl zapornniec, ze dla obu cos znaczyla. Dwadziescia cztery godziny temu uprawiali seks. Swawolny, lubiezny, dobry seks. Nie kochal Misty i czasami nieile grala mu na nerwach. Ale byla dobrl:ldziewczyn'l, ktora nikomu nie zrobilaby krzywdy. Wsciekal si~ na saml:lmysl 0 tym, ze jakis psychopata zamierza jl:lrozplatac i wypic jej krew. Ale nie mogl mamowac czasu na emocje. Wysiadl i doll:lczyldo pozostalych czlonkow zespolu, ktorzy zebrali si~ przy masce jego samochodu. Sally Talbot otworzyla tylne drzwi, wysiadla i zagwizdala na Petera i Paula. Dwa ponadczterdziestokilogramowe psy wyskoczyly z bagaznika i podbiegly do swojej pani. Chwycila je za obroze i zmierzyla okolic~ wiekowym, ale wci¥ przenikliwym spojrzeniem. Scil:lgn~lawargi, splun~la i otarla usta. Z kabiny wylonil si~ Dallas. Wyniosl Genny i postawiljl:l na ziemi. Obejmowal jl:lw talii, a kiedy zachwiala si~ po zrobieniu kilku krokow, wzil:lljl:lznow na r~ce. - Kojarzysz cos? - zwrocil si~ do Genny Jacob. Wpatrywala si~ w ciernnosc, w ponure zarysy starej stodoly, obejmujl:lc Dallasa Sloana za kark. - W srodku ktos jest. - Boze jedyny! - krzyknl:ll Bobby Joe. - Czy to Misty? Znaleilismyjl: l? - Nie ... nie wiem. Nie jestem pewna. - Genny drzal glos. - Zanies jl:l z powrotem do samochodu i zostan z nil:l. - Jacob spojrzal Dallasowi w oczy. Sloan skinl:llglowl:l. - Wchodzimy - zarzl:ldzilJacob. - Sally, ty tu poczekaj. Peter i Paul na razie niech siedzl:l cicho. Reszta ma si~ rozejsc. Otoczcie stodol~. Wejd~ sam. Wszystko jasne? - Nikt nie zaoponowal. ~ Cokolwiek robicie, bl:ldicie ostrozni - dodal po chwili. Jacob nie byl w stanie zliczyc, w ilu misjach ratunkowych uczestniczyl podczas sluzby w fokach. Moze i brakowalo mu doswiadczenia jako szeryfowi, ale jezeli chodzi 0 odbijanie zakladnikow, byl ekspertem. Zblizajl:lc si~ do stodoly, wskazal swoim ludziom, zeby zaj~li pozycje. Oparl si~ 0 polnocnl:l scian~ i sluchal. Cisza. Pozostali zabezpieczali obrzeza, a Jacob okrl:lZyIbudynek i zorientowal si~, ze na tylach brakuje drzwi. Po cichu wslizgnl:ll si~ do srodka. Z bronil:lw pogotowiu i latarkl:l w dloni, przesuwal si~ pod scianl:l.WIl:lczyllatark~ i przeszukal wn~trze, powoli przemieszczajl:lc strumien swiatla. Kiedy latarka natrafila na czlowieka lezl:lcego na ziemi, Jacob wszedl. Ostroznie. Lezl:lcy mruknl:ll i przewrocil si~ na drugi bok. Jacob oswietlil twarz m~zczyzny, ktory otworzyl szeroko oczy i j~knl:ll, jakby go cos bolalo. Nie znal go, ale Sl:ldzl:lCpo postrz~pionym ubraniu, skoltunionych wlosach i brudnej twarzy, prawdopodobnie byl to wlocz~ga, ktory schronil si~ na noc w stodole. - Nic nie zrobilem! - ryknl:ll, wstajl:lc i unoszl:lc r~ce nad glow~. - Niech pan nie strzela. Nie jestem groiny. Przysi~gam. - Trzymaj r~ce nad glowl:l- poinstruowal go Jacob. - Takjest, sir. - M~zczyzna polozyl obie dlonie na glowie. - Wchodicie - wezwal pozostalych Jacob. - To nie Misty. Zwykly
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|