Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozdziat IS
Zaparkowal na piaszczystej drodze i wyl~czyl reflektory. Istnialy
nikle szanse, ze ktos bt(dzie przejezdzal tt(dy bladym switem i dojrzy
jego auto, ale wolal nie ryzykowae. Stodola znajdowala sit( dobrych
pit(tnascie metr6w od zarosnit(tej drogi. Kt6regos dnia zeszlej jesieni,
jezdZ~c po okolicy, natrafil na to miejsce i zapamit(tal je sobie. Opuszczony
budynek na srodku pustkowia. Idealne miejsce na ceremonit(.
Byloby lepiej, gdyby ksit(zyc swiecil mocniej, ale latarka mu wystarczy.
0 swicie otworzy drzwi stodoly, zeby wpuscie poranny blask. Byl
tak podniecony oczekiwaniem, ze krew sit(w nim gotowala, powoduj~c
przyplyw adrenaliny. Trzecia ofiara. Jest juz coraz blizej. Sarna mysl
o tym, co ma nast'IPie, przyprawiala go 0 dreszcz rozkoszy. Otworzyl
bagaznik i upewnil sit(, czy Misty nadal jest nieprzytomna. Wlozyl
czarny plaszcz z kapturem. Wyci~~l drewniany futeral z mieczem,
wsun~l go sobie pod ramit( i wzi~l wielk~ latarkt(, ktorej potrzebowal,
zeby dojse do stodoly.
Chociaz noc byla zimna i w wielu miejscach lezaly pozostalosci
lodu i sniegu, prawie nie czul chlodu. Byl silny ... i z kaZd~ kolejn~
ofiar~ stawal sit( coraz silniejszy. Juz niedlugo stanie sit( niepokonany.
Wyj~l z bagaznika kalosze i wsun~l je na buty. Nastt(pnie wloZyI
grube rt(kawice. Mial na nogach buty z wloskiej sk6ry i nie chcial,
zeby zniszczyla je nocna wilgoe albo blotnista breja, ktora pozostala po
stopnialym sniegu.
Powoli, ale pewnie, przemierzyl otwart~ przestrzen. Kiedy dotarl
do stodoly, otworzyl rozklekotane, drewniane drzwi. Przy wt6rze skrzypienia
i jt(ku zawias6w, ukazalo sit( ponure wnt(trze. Nikt chyba nie
slyszal tych zalosnych odglosow? Poswiecillatark~ dookola. Przestronne
wnt(trze bylo niemal puste, nie licz~c dw6ch wysuszonych, drewnianych
kozlow, kt6re znalazl na poddaszu, kiedy po raz pierwszy przeszukiwal
stodolt(. Futeral z mieczem polozyl na podgnilym drewnianym korycie.
Oswietlil latark~ ziemit( i zorientowal sit(, ze jest wilgotna. Skierowal
snop swiatla do gory i zauwazyl, ze brakuje czt(sci sufitu, a to, co z niego
pozostalo, wygl~da, jakby lada moment mialo sit( zawalie.
Przesun~l najpierw jeden koziol, a potem drugi i ustawil je na wprost
masywnych drzwi. Wzi~l kawalek sklejki grubosci centymetra, ktory
przywi6z1 tu wczoraj i poloZyIna kozlach, tworz~c prowizoryczny oltarz.
Spojrzal na zegarek i zobaczyl, ze dochodzi czwarta. Pobiegl do
samochodu po niezbt(dny rekwizyt ceremonii - ofiart(.
Jacob nie byl religijny, ale tego wieczoru odm6wil modlitwt(. Zrobili
wszystko, co mozna bylo zrobie, ale niewykluczone, ze to nie wystarczy.
Funkcjonariusze ochrony porz~dku publicznego z miasta, okrt(gu i stanu
zostali wyslani w g6ry, kt6re ci~t(ly si~ kilometrami po bezkresnych
przestrzeniach. Miejscowi czlonkowie grupy poszukiwawczej starali sit(
przypomniee sobie kaZd~ star~ stodolt( w okolicy. Jacob wiedzial, ze
przeszukanie wszystkich stod61 w hrabstwie Cherokee trwaloby kilka
dni. Wspolnie z Genny stwierdzili, ze stodola, do ktorej zab6jca zabral
Misty, jest pusta, prawdopodobnie opuszczona, ale mieli swiadomosc,
ze mogl:lsi~ mylic. Kuzynka sarna uprzedzala, ze jej wizje nie zawsze Sl:l
w stu procentach trafne i ze nie jest nieomylna.
Ich grupa skladala si~ teraz nie tylko z Genny, Dallasa i Jacoba.
Doll:lczyli do nich Sally i jej psy, Peter i Paul, oraz szesciu policjantow
- Bobby Joe i Tim Willingham, pracownicy Jacoba, trzej policjanci
z Cherokee Pointe i jeden policjant z drogowki. Przez kilka ostatnich
godzin przeszukali trzy stodoly na wsch6d od domu Genny. Dwie byly
nieuZywane i puste, a jedna nalezala do emerytowanego farmera, ktory
trzymal w srodku stary traktor.
Za pomocl:l radia kontaktowali si~ z innymi grupami - w sumie
pi~cioma - ale jak dotl:ldnic nie wskorali. Kiedy zjechali z drogi
biegnl:lcej wzdluz plotu, ogradzajl:lcego starl:lfarm~ Wellsow, dwa inne
pojazdy zaparkowaly za jego polci~zarowkl:l. Jacob spojrzal na zegarek.
Czwarta pi~cdziesil:lt. Czas ucieka. Za niecale dwie godziny zacznie
switac. Jezeli wkrotce nie znajdl:lMisty, b~dzie za poino.
Staral si~ nie myslec 0 Misty jak 0 kochance. Staral si~ nie
przypominac sobie, ze to siostra Bobby' ego Joe, ale nie mogl zapornniec,
ze dla obu cos znaczyla. Dwadziescia cztery godziny temu uprawiali
seks. Swawolny, lubiezny, dobry seks. Nie kochal Misty i czasami
nieile grala mu na nerwach. Ale byla dobrl:ldziewczyn'l, ktora nikomu
nie zrobilaby krzywdy. Wsciekal si~ na saml:lmysl 0 tym, ze jakis psychopata
zamierza jl:lrozplatac i wypic jej krew. Ale nie mogl mamowac
czasu na emocje.
Wysiadl i doll:lczyldo pozostalych czlonkow zespolu, ktorzy zebrali si~
przy masce jego samochodu. Sally Talbot otworzyla tylne drzwi, wysiadla
i zagwizdala na Petera i Paula. Dwa ponadczterdziestokilogramowe psy
wyskoczyly z bagaznika i podbiegly do swojej pani. Chwycila je za
obroze i zmierzyla okolic~ wiekowym, ale wci¥ przenikliwym spojrzeniem.
Scil:lgn~lawargi, splun~la i otarla usta. Z kabiny wylonil si~ Dallas.
Wyniosl Genny i postawiljl:l na ziemi. Obejmowal jl:lw talii, a kiedy
zachwiala si~ po zrobieniu kilku krokow, wzil:lljl:lznow na r~ce.
- Kojarzysz cos? - zwrocil si~ do Genny Jacob.
Wpatrywala si~ w ciernnosc, w ponure zarysy starej stodoly,
obejmujl:lc Dallasa Sloana za kark.
- W srodku ktos jest.
- Boze jedyny! - krzyknl:ll Bobby Joe. - Czy to Misty? Znaleilismyjl:
l?
- Nie ... nie wiem. Nie jestem pewna. - Genny drzal glos.
- Zanies jl:l z powrotem do samochodu i zostan z nil:l. - Jacob
spojrzal Dallasowi w oczy.
Sloan skinl:llglowl:l.
- Wchodzimy - zarzl:ldzilJacob. - Sally, ty tu poczekaj. Peter i Paul
na razie niech siedzl:l cicho. Reszta ma si~ rozejsc. Otoczcie stodol~.
Wejd~ sam. Wszystko jasne? - Nikt nie zaoponowal. ~ Cokolwiek robicie,
bl:ldicie ostrozni - dodal po chwili.
Jacob nie byl w stanie zliczyc, w ilu misjach ratunkowych
uczestniczyl podczas sluzby w fokach. Moze i brakowalo mu doswiadczenia
jako szeryfowi, ale jezeli chodzi 0 odbijanie zakladnikow,
byl ekspertem.
Zblizajl:lc si~ do stodoly, wskazal swoim ludziom, zeby zaj~li pozycje.
Oparl si~ 0 polnocnl:l scian~ i sluchal. Cisza. Pozostali zabezpieczali
obrzeza, a Jacob okrl:lZyIbudynek i zorientowal si~, ze na tylach brakuje
drzwi. Po cichu wslizgnl:ll si~ do srodka. Z bronil:lw pogotowiu i latarkl:l
w dloni, przesuwal si~ pod scianl:l.WIl:lczyllatark~ i przeszukal wn~trze,
powoli przemieszczajl:lc strumien swiatla.
Kiedy latarka natrafila na czlowieka lezl:lcego na ziemi, Jacob
wszedl. Ostroznie. Lezl:lcy mruknl:ll i przewrocil si~ na drugi bok. Jacob
oswietlil twarz m~zczyzny, ktory otworzyl szeroko oczy i j~knl:ll,
jakby go cos bolalo. Nie znal go, ale Sl:ldzl:lCpo postrz~pionym ubraniu,
skoltunionych wlosach i brudnej twarzy, prawdopodobnie byl to
wlocz~ga, ktory schronil si~ na noc w stodole.
- Nic nie zrobilem! - ryknl:ll, wstajl:lc i unoszl:lc r~ce nad glow~. -
Niech pan nie strzela. Nie jestem groiny. Przysi~gam.
- Trzymaj r~ce nad glowl:l- poinstruowal go Jacob.
- Takjest, sir. - M~zczyzna polozyl obie dlonie na glowie.
- Wchodicie - wezwal pozostalych Jacob. - To nie Misty. Zwykly [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript