Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

współwłaścicielką Westcon Plaza.
 Maggie, ten facet chce, żebym mu prowadziła samochód!
 Kto by się przejmował szczegółami? Traktuj to jako dobry początek.
 Początek czego?
 To już zależy od ciebie, prawda? Jak sądzisz, czy Ben West często
przesyła kwiaty ewentualnym pracownikom?
Kate położyła się na podłodze.
 Mogłabyś przynajmniej dać mu szansę.
 Dałam mu szansę.  Kate przypomniała sobie wspólną kolację i swoje
pózniejsze rozczarowanie.  I zobacz, do czego to doprowadziło.
 Rzeczywiście, zapomniałam.  Maggie rozejrzała się po ukwieconym
pokoju.  To mnie doprowadza do szaleństwa... Ale nie zapominaj, że on ci złożył
ofertę, z której mogłabyś skorzystać. Wysoka pensja, dobre warunki pracy...
 Nie rozmawialiśmy o tym.
 Jestem przekonana, że te pieniądze pozwoliłyby ci niezle żyć i przy
okazji odłożyć na studia.  Maggie zmrużyła oczy.  Powiedziałaś mu, że został
ci tylko jeden semestr?
 Szczerze mówiąc, nie.
 Na litość boską, dlaczego?
 Jakoś nie było okazji  uśmiechnęła się Kate.
 A czy w ogóle poinformowałaś go, że studiujesz prawo?
 Niezupełnie...
 Nic nie mów, niech zgadnę. Pewnie nie miałaś czasu. Zwietnie to
rozumiem. W końcu spędziłaś z nim tylko dwadzieścia cztery godziny. Gdybyś
miała do dyspozycji dwa dni albo jeszcze lepiej trzy...
 Przestaniesz wreszcie?  Kate próbowała przybrać grozny ton, ale nie
wytrzymała i zaczęła chichotać.
 No to powiedz mi.
 Nie chciałam o tym mówić.
 Ależ dlaczego?
 Sama nie wiem. Gdybym powiedziała mu o tych studiach, to byłoby tak,
jakbym chciała się dowartościować w jego oczach. Jak gdybym próbowała zrobić
na nim wrażenie, o co z pewnością mi nie chodziło.
 Oczywiście, że nie  mruknęła Maggie.  Właściwie dlaczego
ktokolwiek chciałby zrobić wrażenie na Benjaminie Weście?
 Dosyć tego!  Kate wstała gwałtownie i ruszyła w stronę szafy.  Jeszcze
jedno słowo i znajdę sobie nową współlokatorkę.
 Nie możesz tego zrobić  zaoponowała Maggie.  Na umowie znajduje
się również moje nazwisko.
 Wobec tego sama się wyprowadzę.
 Gdzie? Na ulicę? Ledwie wystarcza ci na opłatę tego mieszkania. 
Maggie przyglądała się, jak Kate wkłada kurtkę.  Gdzie idziesz?
 Do pralni. Zapomniałaś, że w tym tygodniu moja kolej?
 Masz ochotę na towarzystwo?  Nie czekając na odpowiedz, Maggie
chwyciła jedną z dwóch dużych toreb stojących przy drzwiach.
 Chcesz mnie doprowadzić do szaleństwa?  Kate podniosła drugą torbę.
 Chyba tak  uśmiechnęła się Maggie.  Ale nie martw się. Przyjdzie
dzień, kiedy zmądrzejesz i zaczniesz myśleć tak jak ja.
Kate wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je powoli.
 Tego się właśnie obawiam  powiedziała w końcu.
* * *
Ben wprowadził do pamięci komputera dane, nad którymi przed chwilą
pracował, i zamknął oczy. Przycisnął palce do skroni. Ból rozsadzał mu głowę.
Włączył przycisk interkomu.
 Jody, czy mogłabyś mi przynieść ze dwie aspiryny?  zapytał.
 Oczywiście, panie West. Zaraz przyjdę.
Ben odsunął krzesło i wstał, próbując rozluznić mięśnie karku. Zapadał
zmierzch. Wzdłuż Manhattanu zapalały się światła. Stanął przy jednym z dwóch
ogromnych okien.
Błyszczący Nowy Jork, miasto wiecznej obietnicy. Poniżej znajdowała się
słynna Piąta Ulica. Uświadomił sobie, jak długą drogę przebył w ciągu
trzydziestu sześciu lat. Spróbował wszystkiego, co to miasto miało do
zaoferowania, i nie żałował niczego.
Ben popatrzył z góry na zatłoczoną ulicę. Ludzie śpieszyli się, samochody
pędziły. Widział zmieniające się światła. Był zbyt wysoko, aby słyszeć ryk
klaksonów, ale z łatwością mógł to sobie wyobrazić. Nowy Jork był hałaśliwy jak
zwykle.
Taksówka minęła autobus. Ben uśmiechnął się na ten widok. Kate lada
moment zacznie pracę. Zapali napis  wolne i zapewne z zapałem przyłączy się
do walki o pasażerów.
Zastanawiał się, czy była najedzona i wypoczęta. Czy szukała zajęcia i czy
ją ktoś w końcu zatrudnił. Przez ostatnie sześć dni obiecywał sobie nie myśleć o
niej więcej, ale jakoś nie mógł dotrzymać tego postanowienia. Wysyłał więc
kwiaty, tuziny kwiatów, ale ona milczała. Do diabła, powinien przysyłać jej steki.
Miałby przynajmniej pewność, że kładzie się spać najedzona. Ale wtedy
wiedziałaby, że się o nią niepokoi i zastanawiałaby się, dlaczego tak się dzieje.
Jak mógłby odpowiedzieć na to pytanie, skoro sam nie był pewien, skąd się bierze
jego troska?
Nagle rozległo się dyskretne pukanie do drzwi.
 Proszę.  Ben odwrócił się od okna. Spodziewał się sekretarki, lecz
zamiast niej ujrzał swojego asystenta.
 Kiedy szedłem tutaj, Jody poprosiła mnie, żebym ci to przyniósł.
Donald Rubin był drobnym, szczupłym mężczyzną po czterdziestce. Nosił
rogowe okulary i zaczesywał włosy do przodu, aby ukryć postępującą łysinę. W
ręce trzymał fiolkę aspiryny.
 Dziękuję.  Ben podszedł do małego barku w rogu gabinetu. Kiedy
nalewał wodę do szklanki, zdał sobie sprawę, że ból głowy minął bez śladu.
 Właściwie dlaczego chciałeś się ze mną widzieć? Donald przysiadł na
skraju biurka.
 Ci z programu  Słynni ludzie czekają na dole  poinformował. 
Chcieliby przyjść tutaj.
 Nie ma mowy.
 Obiecałeś im, że będą mogli kręcić w Westcon Plaza  zauważył Donald.
Wiedział już, że Ben się nie zgodzi, ale przyrzekł Morganowi Peach, że zrobi
wszystko, co w jego mocy.
 Znali zasady. Mogą kręcić wszędzie, ale nie w miejscu pracy i w
wynajmowanych częściach budynku.  Ben odłożył fiolkę.
 Kilku twoich sławnych lokatorów pozwoliło im wejść do swoich
apartamentów.
Ben potrząsnął głową. Nigdy nie przestawało go zdumiewać, jak daleko
potrafią posunąć się ludzie w pogoni za popularnością. W jego sytuacji brak
prywatności był ceną, jaką płacił za swoją pozycję, ale z trudem to akceptował.
 To już ich sprawa.
 Pan Peach zastanawiał się, czy nie chciałbyś postąpić podobnie.
Ben rzucił mu spojrzenie pełne nienawiści.
 Hej, nie patrz tak na mnie. Jestem tylko posłańcem  zaprotestował
Donald.
 Powinieneś wiedzieć, jak zareaguję.
 On chciałby sfilmować tylko twoje biuro.
 Zatrudniłem cię chyba wyłącznie ze względu na twoją wytrwałość.  Ben
ciężko usiadł na krześle.
 Zapomniałeś o moim doktoracie na Harvardzie  uśmiechnął się Donald.
 A tak. No więc idz i użyj siły swojego intelektu w kontakcie z panem
Peachem. Niech sobie sfilmuje fontannę i pozwól mu też pomachać kamerą z
windy. Stawiam jeden warunek, mają z tym dzisiaj skończyć.
 W porządku.  Donald wstał i ruszył w stronę drzwi.  Aha, jeszcze
jedno.
Ben czekał, popijając powoli wodę.
 Kwiaty dla...  Donald pogrzebał w kieszeni i wyciągnął stamtąd
pognieciony świstek papieru  ...panny Kate Hallaby. Wysyłano je codziennie w
tym tygodniu, z wyjątkiem dzisiejszego dnia. Chciałem się tylko upewnić, czy nie
zapomniałeś. Wiem, że jest już pózno, ale kwiaciarnia przyjmie jeszcze
zamówienie...
 Nie  przerwał Ben.  Nie zapomniałem.
Donald zgniótł papier i wsadził go z powrotem do kieszeni. Znał nie tylko
sprawy zawodowe Bena, ale także jego życie osobiste. Byli przyjaciółmi i Donald
wiedział, że może sobie pozwolić teraz na kpiący uśmiech.
 Nie powiesz chyba, że rezygnujesz?  zapytał.
 A czy kiedykolwiek to zrobiłem?
 Nigdy dotąd nie spotkałeś tak nieprzychylnie nastawionej damy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript