Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podejrzany o zabójstwo Wysznackiej, ale i to, moim zdaniem, jest mało
prawdopodobne. Po rozmowie z nim doszedłem do wniosku, że to pozer, który nigdy
by się nie zdobył na tego rodzaju działanie. Natomiast jeżeli chodzi o
Szczerbińskiego, to nie widzę dostatecznych motywów zbrodni.
- Z tym bym się z tobą nie zgodził - zaoponował pułkownik. - Nie zapominaj, że Ali
Selim Tahelen był zakochany w Wysznackiej, która podobno odrzuciła jego
propozycję małżeństwa i związała się ze Szczerbińskim. Szczerbiński był więc
niejako rywalem Araba. Nie znam mentalności ludzi Wschodu, ale, z tego, co
słyszałem i co czytałem... Boja wiem... Być może, że ponosi mnie fantazja. Nie
jestem jednak pewien, czy możemy całkowicie wy-
156
kluczyć zemstę odrzuconego konkurenta. A jeżeli zabił i Wysznacką, i
Szczerbińskiego? Grabicki skrzywił się sceptycznie.
- Moim zdaniem bardzo mało prawdopodobna hipoteza. Zastanów się chwilę.
Morderca Wysznackiej był bardzo dokładnie poinformowany o dniu jej przyjazdu do
Warszawy. Działał błyskawicznie, co pozwala przypuszczać, że czegoś się obawiał,
że jej osoba była dla niego jakimś konkretnym zagrożeniem. Nasz Arab nie pasuje do
tej koncepcji. Morderca Szczerbińskiego dorobił klucz do jego mieszkania, wiedział,
że nasi ludzie inwigilują Szczerbińskiego, znał ich z widzenia i dokładnie orientował
się w czasie, kiedy mieszkanie Szczerbińskiego nie pozostaje pod obserwacją.
Wydaje mi się rzeczą zupełnie nieprawdopodobną, żeby ten Arab zadał sobie tyle
trudu i zdobył się na taką precyzyjną akcję.
- Masz rację - zgodził się pułkownik. - To rzeczywiście jest mało prawdopodobne.
Poza tym można domniemywać, iż morderca wiedział, że Szczerbiński miał zamiar
zażyć środek nasenny i wcześnie położyć się spać.
Grabicki aż podskoczył na krześle.
- Czekaj... czekaj... Coś mi zaczyna świtać. Morderca wiedział, że Szczerbiński miał
zamiar zażyć środek nasenny i wcześnie...
Zadzwonił telefon. Pułkownik podniósł słuchawkę.
- Tu Kazanowski. Słucham?... Tak, tak, oczywiście, niech wejdzie...- Odłożył
słuchawkę i spojrzał na Grabic-kiego^wrócił Stasiewicz.
Rozległo się stukanie do drzwi. Porucznik był mizerny. Wyglądał na zmęczonego.
Przywitali się. Pułkownik wskazał krzesło.
- Siadajcie. Coście zdziałali w tych Madejkowicach? Stasiewicz odchrząknął i
przygładził dłonią włosy.
- Co za stawy, obywatelu pułkowniku. Prawie czterdzieści hektarów. Jakie ryby.
Sielawy jak małe rekiny. A jakie zabudowania. Jaki dom mieszkalny... Wędzarnia.
Wszystko prywatne. Duża forsa. Nie przypuszcza-
157
łem, że u nas w ogóle coś takiego istnieje w prywatnych rękach.
- No dobrze. Ale co z Zenonem Konarzewskim? - spytał Grabicki, który nie mógł się
doczekać konkretnych wiadomości.
- Przywiozłem go.
- Ma alibi?
- Nie ma.
- A co mówi?
- Nic nie mówi. Strasznie mrukliwy facet. Nic z niego nie można wydusić.
- Zgodził się przyjechać?
- A co miał robić? Powiedziałem, że albo go zawiozę do Komendy Wojewódzkiej do
Poznania na przesłuchanie, albo pojedzie ze mną do Warszawy. Wolał do Warszawy.
Powiedział, że w Warszawie ma ciocię.
- Gdzie on teraz jest?
- A tutaj. W komendzie.
- No to bierzcie się za niego - powiedział pułkownik -nie zatrzymuję was.
Przypominał kawał dębowego pnia, z którego rzezbiarz wydobył kształty
pierwotnego człowieka. Kwadratowa głowa, osadzona na potężnym karku, szerokie
muskularne ramiona, długie ręce, zakończone ogromnymi czerwonymi dłońmi. Spod
krzaczastych, rudawych brwi zrośniętych nad nosem patrzyły nieufnie głęboko
osadzone szare oczy.
Grabicki przez chwilę uważnie obserwował tę posępną postać i w gruncie rzeczy był
rad, że przy stoliku, stojącym pod oknem, siedzi Stasiewicz.
- Pan nazywa się Zenon Konarzewski?
- Tak - zadudniła niechętna odpowiedz.
- Pan jest siostrzeńcem pani Karoliny Widzewskiej? -Tak.
- Czy pan znał Piotra Szczerbińskiego, narzeczonego pańskiej ciotki?
Milczenie.
- Czy pan znał Piotra Szczerbińskiego? - powtórzył pytanie Grabicki.
- Znałem.
- Czy pan wie, że Piotr Szczerbiński został zamordowany?
- Wiem.
- Pan nie był zadowolony z tego, że pańska ciotka miała zamiar poślubić Piotra
Szczerbińskiego?
- Nie.
- Jaka jest pańska opinia o Piotrze Szczerbińskim?
- Bydlę.
- Dlaczego pan był tak niechętnie usposobiony do tego człowieka?
- Omotał drań moją ciotkę, chciał się z nią żenić i zgarnąć całą forsę.
- A pan postanowił nie dopuścić do tego małżeństwa. Konarzewski zamrugał oczami i
położył na blacie biurka swe wielkie porośnięte rudym włosem dłonie.
- Ja go nie zabiłem.
- Na razie nikt pana o to nie podejrzewa - powiedział łagodnie Grabicki.
- To dlaczego sprowadziliście mnie do Warszawy?
- W celu wyjaśnienia pewnych szczegółów. Proszę nam powiedzieć co pan robił we
wtorek dziesiątego pazdziernika?
- Nie pamiętam.
- Niech pan sobie przypomni. To ważne.
- Nie pamiętam.
- Obecny tu porucznik Stasiewicz ustalił, że do Madej-kowic przyjechał pan
dwunastego pazdziernika wieczorem. Gdzie więc pan był dziesiątego pazdziernika?
- Nie pamiętam.
- Panie Konarzewski - głos Grabickiego zabrzmiał energiczniej. - Chciałbym, żeby
pan sobie uświadomił pewne
fakty. Otóż we wtorek dziesiątego pazdziernika w godzinach wieczornych został
zamordowany we własnym mieszkaniu Piotr Szczerbiński. Pan nienawidził tego
człowieka. Jego małżeństwo z pańską ciotką przekreślało pańskie nadzieje na
ogromny spadek. Jest więc rzeczą oczywistą, że za wszelką cenę chciał pan
przeszkodzić temu związkowi.
158
159
- Ja nie zabiłem Szczerbińskiego.
- Sprawa się trochę komplikuje - powiedział Grabicki głosem, w którym wyczuwało
się pewne zakłopotanie. -Nie chciałbym, broń Boże, wysuwać żadnych sugestii, które [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript