[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich wyssane ścierwa. Ale Halisstra spodziewała się po Eilistraee czegoś więcej. Trochę litości - jeśli nie dla niej, to dla niewinnych, takich jak Ryld. Nie spodziewała się, że jej misja będzie go kosztować życie. Wtedy zauważyła drobną zmianę. Twarz Rylda, która jeszcze przed chwilą robiła się coraz bledsza, nagle wydała jej się ciemniejsza, mniej szara. Widziała, że jego oddech robi się bardziej równomierny, choć wciąż był wilgotny i szybki. Zaklęcie zadziałało - wciąż była nadzieja. - Eilistraee, wybacz mi - wyszeptała szybko. - Wybacz, że zwątpiłam w twą litość. Ukucnąwszy, wsunęła jedną rękę pod jego barki, a drugą pod biodra, zamierzając go nieść, jeśli będzie taka potrzeba, aż na powierzchnię, a potem przez Zimne Pola do najbliższego miasteczka. Z wolą Eilistraee odszuka jedną z kapłanek - kogoś, kto zna czar, który usunie z jego ciała resztki trucizny - zanim zaklęcie spowalniające działanie jadu przestanie działać. Kiedy zaczęła go podnosić, Ryld otworzył oczy. Przez chwilę wyglądał na zmieszanego, ale po chwili w jego oczach pojawiło się zrozumienie. - Halisstra - wychrypiał. - Czy to naprawdę ty? Początkowo myślała, że jest wciąż oszołomiony trucizną. Potem sposób, w jaki się w nią wpatrywał, uświadomił jej, że naprawdę jej nie rozpoznaje. Dotknęła swojej twarzy i stwierdziła, że jest pokryta nakładającymi się na siebie bliznami. Drżącą dłonią sięgnęła wyżej i odkryła, że wypadła jej większość włosów. Zostało tylko kilka porwanych pasm. Magia bae qeshel zamknęła rany spowodowane oparzeniami, ale pozostawiła okropne blizny. Powiedziała sobie, że nie wolno jej się tym przejmować - kapłanki z pewnością będą znały zaklęcie, który wygładzi jej skórę i zwróci włosy. Musi się skupić na wydostaniu stąd Rylda. - To ja, Ryldzie - powiedziała. - Myślisz, że dasz radę iść? Inaczej będę musiała cię nieść przez Zimne Pola. - Mogę chodzić... jeśli pomożesz mi wstać - wydusił. Potem rozejrzał się dookoła. - Gdzie jest Rozpruwacz? Gdy jad przestał płynąć w jego żyłach, Ryld zdołał podnieść się na czworaki. Wciąż się trząsł, ale wyglądał na silniejszego niż jeszcze przed chwilą. Halisstra wiedziała, że prędzej poświęci rękę lub nogę niż zostawi tu swój magiczny wielki miecz, ale wciąż był słaby. - Ja go znajdę - powiedziała. - Ty zostań tutaj i oszczędzaj siły. Ostrożnie podeszła do robala, obawiając się, że może jeszcze żyć. Jego ciało było jednak nieruchome, zwinięte w luzną plątaninę. Otworzyła mu paszczę, wyrwała z policzka miecz Seyll i poczekała, aż z otworów na palce w rękojeści wypłynie kwas. Potem rozejrzała się za Rozpruwaczem. Wielki miecz leżał w pobliżu miejsca, gdzie Halisstra wycięła otwór w brzuchu robala, jego rękojeść sterczała spod jego splotów. Pochyliła się, wyrwała go... i zauważyła coś wystającego z rany. Był to miecz, którym wyrąbała sobie drogę ucieczki. Jego klinga była jasna i nie przeżarta rdzą - musiał 141 być magiczny, skoro nie skorodował w kwasie - i zakrzywiona. Zakrzywiona. Halisstra uzmysłowiła sobie, czym musi być. To było Księżycowe Ostrze. Z oczyma rozszerzonymi nabożną czcią, lekceważąc kwas parzący podeszwy jej bosych stóp, podniosła miecz, po czym wycofała się z kałuży kwasu. Jego rękojeść powinna być lepka od soków trawiennych robala, ale skórzany uchwyt był suchy i czysty, co było kolejnym dowodem magiczności oręża. Cała klinga była inkrustowana srebrem nadającym metalowi połysk, Inkrustacja układała się w słowa w języku drowów, które zaczęły się lekko żarzyć, gdy Halisstra wzięła miecz do ręki. Ryld, który podniósł się chwiejnie na nogi, podszedł bliżej, a Halisstra odczytała inskrypcję na głos. - Niech w twym sercu prawda i światło zagości, a nie zawiodę cię - wyrecytowała. Jej brwi uniosły się z powątpiewaniem. - Nawet w Otchłani? - wyszeptała. Gdy podniosła oczy, zobaczyła, że Ryld wpatruje się w nią. - Więc po to jest ci potrzebne Księżycowe Ostrze - powiedział cicho. - %7łeby spróbować zabić Lolth? - Potrząsnął głową. - Nawet Vhaeraunowi się to nie udało. Jak chcesz dokonać czegoś, czego nie dokonał bóg? - Nie wiem - odparła szczerze Halisstra. Część jej osoby czuła się zmanipulowana - choć robal prawie ją pożarł, czuła się tak, jak gdyby Księżycowe Ostrze po prostu wpadło jej w dłonie. To budziło w niej niepokój, ostrożność. Ale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|