[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Och. - Zpiący odchylił się do tylu na krześle i wziął coś z blatu za plecami. - Caitlin powiedziała, \eby ci to dać. To od Slaterów. Wczoraj wyjechali. Złapałam kopertę, którą rzucił w moją stronę. Była wypchana. Zawierała coś twardego. Napisano na niej Susan . - Mieli wyjechać dopiero dzisiaj - powiedziałam, rozdzierając kopertę. - Có\. - Zpiący wzruszył ramionami. - Wyjechali wcześniej. Co ja na to poradzę? Przeczytałam pierwszy z listów w kopercie. Był od pani Slater. Droga Susan! Có\ ci mogę powiedzieć? Dokonałaś cudów, jeśli chodzi o Jacka. To zupełnie inne dziecko. Jackowi zawsze było trudniej ni\ Paulowi. Nie jest chyba tak bystry jak Paul. W ka\dym razie, było nam bardzo przykro, \e nie mo\emy się po\egnać, musieliśmy jednak wyjechać przed czasem. Proszę przyjmij ten drobny dowód naszego uznania i pamiętaj, \e Rick i ja jesteśmy twoimi dłu\nikami na zawsze. Nancy Slater Liścik zawierał czek na dwieście dolarów. Nie \artuję. To nie był mój tygodniowy zarobek. To był napiwek. Poło\yłam czek i list obok miski z płatkami i wyjęłam z koperty drugą kartkę. Była od Jacka. Droga Suze! Uratowałaś mi \ycie. Wiem, \e mi nie wierzysz, ale tak jest. Gdybyś nie zrobiła dla mnie tego wszystkiego, nadal bym się bał. Nie sądzę, \ebym jeszcze kiedyś się bał. Dziękuję i mam nadzieję, \e twoja głowa ma się lepiej. Napisz do mnie, jak tylko będziesz miała okazję. Całuję Jack PS Proszę nie pytaj mnie więcej o Paula. Przykro mi z powodu tego, co zrobił. Jestem pewien, \e nie chciał. Nie jest taki zły. J. Och, pewnie, pomyślałam z goryczą. Nie taki zły? Facet był przera\ający! Aaził sobie po krainie zmarłych, ale kiedy jego własny brat wariował ze strachu, widząc duchy, nie kiw- nął palcem, \eby mu cokolwiek wyjaśnić. Nie taki zły. On jest bardzo zły. Miałam szczerą nadzieję, \e ju\ nigdy go nie spotkam. W liście Jacka było jeszcze jedno post scriptum. PPS Pomyślałem, \e mo\e chciałabyś to mieć. Nie wiem, co miałbym z tym zrobić. Przechyliłam kopertę i ku mojemu ogromnemu zdumieniu ze środka wypadła miniaturka Jesse'a, którą widziałam na biurku Clive'a Clemmingsa w Towarzystwie Historycznym. Patrzyłam na nią poruszona. Powinnam ją zwrócić. Ta myśl jako pierwsza przyszła mi do głowy. Muszę ją oddać. Czy\ nie? Nie mogę jej tak po prostu zatrzymać. To byłaby kradzie\. Tylko \e tak mi się jakoś wydawało, \e Clive nie miałby do mnie pretensji. Zwłaszcza kiedy Przyćmiony podniósł oczy znad gazety i zawołał: - Jeej, jesteśmy tutaj. Zpiący przerwał lekturę działu SAMOCHODY, w którym, jak zwykle szukał czarnego camaro 67 z licznikiem wskazującym mniej ni\ osiemdziesiąt tysięcy kilometrów. - Spadaj - powiedział znudzonym głosem. - Nie, naprawdę - upierał się Przyćmiony. - Popatrz. Odwrócił gazetę. Było tam zdjęcie naszego domu, obok zaś fotografia Clive'a Clemmingsa i reprodukcja portretu Marii. Wyrwałam Przyćmionemu gazetę. - Hej - wrzasnął. - Właśnie ją czytam! - Pozwól spróbować komuś, kto potrafi wymówić wszystkie długie słowa - odcięłam się. Przeczytałam na głos artykuł Cee Cee. Opisała tę historię w zasadzie tak, jak ją przedstawiłam, zaczynając od znalezienia ciała Jesse'a - tyle \e nazywała go Hektorem de Silvą - a potem przeszła do teorii dziadka Clive'a na temat jego śmierci. Zaznaczyła wszystkie najwa\niejsze punkty - dwulicowość Marii, podłość Diega. Dała te\ do zrozumienia, bez zbędnego gadulstwa, \e \aden z potomków owej pary nigdy niczego nie osiągnął. Tak trzymać, Cee Cee. Jako zródło informacji podała zmarłego Clive'a Clemmingsa, doktora nauk humanistycznych, który zdołał rozwikłać zagadkę tu\ przed śmiercią parę dni wcześniej. Miałam wra\enie, \e Clive, bez względu na to, gdzie przebywał, ucieszył się z tego. Nie tylko wyszedł na bohatera, który rozwiązał stupięćdziesięcioletnią tajemnicę morderstwa, ale jeszcze gazeta zamieściła jego fotografię, na której nadal miał większość włosów. - Hej - powiedział Przyćmiony, kiedy skończyłam czytać - jak to jest, \e o mnie nie wspomnieli ani razu? To ja znalazłem szkielet. - Och, jasne - prychnął Zpiący pogardliwie. - Odegrałeś doprawdy kluczową rolę. W końcu, gdyby nie ty, czaszka tego człowieka nadal byłaby cała. Przyćmiony rzucił się na brata. Podczas gdy oni tarzali się po podłodze, robiąc straszliwy hałas, jakiego ich ojciec nie zniósłby z pewnością, gdyby był w domu, ja odło\yłam gazetę i wzięłam ponownie kopertę od Slaterów. Wewnątrz znajdowała się jeszcze jedna kartka. Suze, odczytałam zdecydowany, pochyły charakter pisma. Tak widocznie miało być... na razie. Paul. Nie wierzyłam własnym oczom. List był od Paula. Wiem, \e masz pytania. Wiem równie\, \e nie brak ci odwagi. Czego jestem ciekaw, to tego, czy masz odwagę zadać pytanie, które dla kogoś o twoim... powołaniu, jest najtrud- niejsze. Pamiętaj: jeśli dasz człowiekowi rybę, będzie miał co jeść przez jeden dzień. Jeśli jednak nauczysz go ryby łowić, zje wszystkie, które ty mogłabyś złowić dla siebie. To taka drobnostka, o której powinnaś pamiętać, Suze. Paul Bo\e, pomyślałam, co za typek. Nic dziwnego, \e między nami nie zaiskrzyło. Najtrudniejsze pytanie? Co to takiego? O jakie powołanie chodzi? Co on takiego wie, czego ja nie wiem? Zdaje się, \e jest tego mnóstwo. Jednego byłam jednak pewna. Kimkolwiek był Paul - a wcale nie byłam przekonana, \e pośrednikiem - był tak\e draniem. Nie raz, ale dwa, zostawił Jacka własnemu losowi, po raz pierwszy, nie racząc powiedzieć dzieciakowi czegoś w rodzaju: Hej, nie martw się, dla takich ludzi jak ty i ja to zupełnie normalne, \e wszędzie widzimy zmarłych , po raz drugi, nie przychodząc mu z pomocą w pustym kościele, gdy ta para stukniętych duchów przewracała wszystko do góry nogami. Nie wspominając ju\ o tym, co zrobił Jesse'emu, którego nawet nie znał. Tego nie miałam zamiaru mu wybaczyć. I z pewnością nie zamierzałam mu zaufać. Ani jego zdaniu na temat łowienia ryb. Chocia\ budził we mnie tylko niechęć, to jednak nie wyrzuciłam jego listu. Uznałam, \e muszę go koniecznie pokazać ojcu Domowi, który, o czym wiedziałam, bo rozmawiałam z nim przez telefon, miał się dobrze, był tylko trochę obolały. Podczas gdy Zpiący i Przyćmiony wcią\ się kotłowali - Przyćmiony wrzeszczał przy tym Złaz ze mnie, homo - wzięłam swoje manatki i poszłam na górę. Rany, miałam wolny dzień. Nie chciało mi się spędzać go w czterech ścianach. Postanowiłam zadzwonić do Cee Cee i sprawdzić, co porabia. Mo\e wybrałybyśmy się na pla\ę. Nale\y mi się chwila odpoczynku. W pokoju zastałam Jesse'a. Zwykle nie pojawia się rano. Z drugiej strony, zwykle nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|