Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dę kłamał.
- Proszę, Quinn, jeszcze kilka dni. Nie błagałbym cię, gdybyś nie był moją ostatnią
szansą.
- W takim razie pozwól, żebym ja jej to powiedział.
- Nie mogę zaryzykować jej odrzucenia, nie rozumiesz? Nie powiedziałem jeszcze
Clare. O rokowaniach, o niczym.
W głosie starszego człowieka brzmiały cierpienie i samotność. Jego ostatnia szan-
sa. Quinn słyszał to już wcześniej, żył z własną porażką przez długie lata.
Lecz to było straszne świństwo.
- Nie wiesz, o co prosisz.
- Wiem, możesz mi wierzyć. Nie zwróciłbym się do nikogo innego, bo wiem, że ty
mnie nie zawiedziesz.
- Quinn, pójdziesz ze mną na ślub?
Dani była pełna obaw. Plotki, o których wspominał Ryan, teraz nagłaśniano w te-
lewizji. Akcjonariusze Blackstone Diamonds byli zaniepokojeni, pomimo ogłoszonych
dziś rano w prasie zapewnień Kimberly, że wszystko jest w porządku.
- To nie najlepszy pomysł - rzekł powoli.
- Dlaczego nie?
- To rodzinna impreza. Biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich miesięcy, wszyscy
będą pewnie spięci. Moje przeszłe starcia z Howardem na pewno wywołają komentarze.
Nie chcę nikogo drażnić.
- Nie sądzę, by ktokolwiek...
- Powiem ci, jeśli zmienię zdanie, dobrze? Jak idzie z naszyjnikiem?
- Dobrze.
- Klient podał nieprzekraczalny termin - dwudziestego piątego.
Zdążę, pomyślała Dani, zakładając, że będzie mogła skupić się na pracy zamiast się
zastanawiać, co Quinn Everard knuje.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
- Zobacz, kogo zastałam pod drzwiami. - Dani właśnie wychodziła odebrać z lotni-
ska kilku członków klanu Blackstone'ów, kiedy pojawił się przed nią Jake Vance. Zosta-
wiła gościa z Quinnem, przeprosiła ich i wyszła.
Uśmiech Quinna zbladł na widok poważnej miny przyjaciela. Jake nie wpadł ot,
tak sobie.
- Kawy?
- Masz coś mocniejszego?
Quinn przymrużył oczy, ale wyjął butelkę koniaku.
- Mój stary druh Hennessey. - Jake skinął głową z aprobatą.
Quinn nalał dwie porządne porcje.
- Nic dziwnego, że tak znikłeś. - Jake kiwnął głową w stronę drzwi, za którymi
zniknęła Dani. - Staranniej niż zazwyczaj.
Quinn milczał, pociągając koniak i czekając, aż Jake przystąpi do rzeczy. W końcu
gość pochylił się i odstawił kieliszek na blat.
- Poważnie wpadłeś - skomentował.
- Przecież nic nie powiedziałem - zaprotestował Quinn.
- Właśnie - odparł Jake z zadowoleniem. - Nieczęsto miewasz dziewczynę miesz-
kającą w twoim apartamencie.
- Skąd ty...
- Lucy.
- Odzywacie się do siebie?
- Nie denerwuj się. Zadzwoniła następnego dnia po pogrzebie, przed odlotem do
Anglii. Zwyczajny telefon z pozdrowieniami.
- Obawiała się, że nie będziesz sobie życzył jej obecności na pogrzebie - mruknął
Quinn. Jake załamał się, kiedy Lucy porzuciła go po kilku wspólnych latach. Quinn usi-
łował nie brać strony żadnego z nich, bo oboje byli mu drodzy.
Jake wzruszył ramionami.
- Byłem wdzięczny.
- Co cię tu sprowadza? Bessa na rynku?
Miał nadzieję, że nie ma to nic wspólnego z Mattem Hammondem i jego udziałami
w Blackstone Diamonds.
Jake pociągnął solidny łyk trunku.
- W pośredni sposób dotyczy to damy, która właśnie tak spiesznie stąd wyszła. -
Spojrzał na Quinna poważnie. - Napij się, bo to będzie szok.
Quinn słuchał osłupiały relacji najlepszego przyjaciela, który mówił o tym, co
matka zdradziła mu krótko przed śmiercią. Wyznała, że nie jest jej biologicznym synem.
Znalazła go, dwulatka, na miejscu poważnego wypadku drogowego. Samochód spadł do
wody, pozostali pasażerowi nie żyli.
- Myślałem, że majaczy. A kiedy utrzymywała, że jestem synem Howarda Bla-
ckstone'a, byłem pewien, że to halucynacje.
Quinn miał oczy jak spodki. Uniósł rękę.
- Zaraz. To było przed jej śmiercią?
- Nie wspominałem o tym na pogrzebie, bo... no cóż, po prostu w to nie wierzyłem.
Lecz potem starannie przeszukałem dom. - Otworzył teczkę leżącą na sąsiednim fotelu i
wyjął duży album. - Wszystko jest tutaj, Quinn. Boże wszechmogący, nigdy w życiu nie
byłem tak przerażony.
Quinn wziął butelkę, wstał i dolał gościowi do pełna. Oparł się o biurko i zaczął
przeglądać album. Jake kontynuował:
- Jak zostałem porwany jako dwulatek przez gosposię i jej chłopaka. Jak wysłali
żądanie okupu i Howard zrobił wszystko, by mnie odzyskać, lecz w drodze po pieniądze
wydarzył się wypadek.
Quinn zerkał na niego od czasu do czasu, czytając wycinki prasowe. Usiłował wy-
obrazić sobie ciemnowłosego chłopczyka ze zdjęć jako dorosłego mężczyznę. Patrzył na
ciemnozielone oczy Jake'a, kruczoczarne włosy i wyraźnie za wysokie czoło, którego za-
powiedź była widoczna na fotografiach.
- Matka przypadkiem znalazła się na miejscu wypadku, a potem wszystko się po-
komplikowało. Rok wcześniej straciła dziecko na SIDS4 i właśnie uciekła od swojego
partnera. Zamierzała zaszyć się gdzieś, gdzie nikt jej nie znał. Tak czy siak, w tamtej
chwili była chyba trochę niepoczytalna: hormony, żal, cokolwiek, nazwij to, jak chcesz.
Zabrała mnie więc i podawała za własne dziecko.
wego niemowlęcia w czasie snu. (przyp. tłum.) [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript