[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dawno temu w pamiętną noc świętojańską. Nie był to przyjacielski pocałunek. Jej usta były wilgotne i pachniały przyjemnie. Gorący język muskał jego wargi, a gdy Havard jęknął, wtargnął głębiej. Havardowi zabrakło tchu. Zniknął gdzieś rozsądek i racjonalne myśli. Był świadomy jedynie tego, że trzyma w ramionach gorącą i uległą mu kobietę. Przyciągnął ją do siebie gwałtownie i obrócił, tak że znalazł się nad nią. Obsypał jej twarz namiętnymi pocałunkami. Laura objęła go za szyję i wygięła ciało ku niemu. Rozchyliła usta, tak że ich języki spotkały się w szalonym tańcu. Po omacku próbował rozpiąć jej bluzkę. Ona zaś uniosła się lekko i szarpnęła poły bluzki tak, że guziki odpadły i odsłoniły dojrzałe jędrne piersi, które zakołysały się tuż przy jego twarzy. - O Boże - jęknął Havard. - Nie powinienem... - Ssij - wyszeptała chrapliwie, wyginając się w łuk. - Ssij! Pochylił się nad pociemniałą brodawką i zamknął w ustach twardy, sterczący pąk, a jego dłoń powędrowała niżej pod spódnicę Laury. Rozpalona kobieta pomogła mu dotrzeć tam, dokąd zmierzał, w wilgotną szparkę między jej udami, a potem popchnęła go na bok i zaczęła zdzierać z niego ubrania. W jej ruchach kryła się jakaś desperacja, którą go zaraziła. Ogarnął ich pośpiech, jednak gdy zdarł z niej bieliznę, powstrzymała go. - Rozbierz się, chcę, byś był nagi - rzekła chrapliwie. - Chcę poczuć twe ciało tuż przy moim. Kiedy w nią wszedł, z jej ust wydobył się jęk. Przywarła doń i splotła nogi na jego plecach. W jednej chwili było już po wszystkim. Osunął się obok niej zdyszany. To szaleństwo, przeleciało mu przez głowę. Kompletne szaleństwo! Zanim jednak zdążył pomyśleć więcej, poczuł jej usta na swej męskości. Drgnął i chwycił ją za włosy, ale ona nie dała się odsunąć. Uległ jej, a gorący ruchliwy język rozpalił go na nowo. Uniósł się i obrócił ją tak, że znów znalazła się pod nim. Przez moment wszystkimi zmysłami chłonął jej nagie ciało. Jest doskonała, pomyślał, po czym rozchylił jej uda i zanurzył język w nabrzmiałej mokrej muszelce. Przyjęła go z rozkoszą. Przyciskając dłonie do jego karku, szeptała chrapliwie: - Jeszcze, Havardzie! Jeszcze! Havard nie potrafił się od niej oderwać. Wsunął język głęboko. Jęknęła, a jej ciałem wstrząsnął gwałtowny skurcz. Pchnęła go i ponownie pociągnęła za sobą. Spoceni, stopili się ze sobą, tym razem jednocząc się w długim ekstatycznym cwale. A kiedy Havard sięgał szczytu, nie niepokoiła go już żadna myśl. Liczyło się tylko zaspokojenie żądzy. Nic poza tym nie pamiętał. Powoli wracał rozsądek. Havard obrócił się na bok i popatrzył na nagą kobietę leżącą obok niego z przymkniętymi powiekami. We włosach miała siano, a na płaskim białym brzuchu przykleił się listek koniczyny. Jej wargi rozchyliły się w triumfalnym uśmiechu. Otworzyła oczy i popatrzyła na niego, a potem powiedziała ze spokojem: - Długo czekałam. Ale Bóg mi świadkiem, że było warto. Havard nie odpowiedział. Ochłonął już nieco i nie czuł się zbyt dobrze. Po omacku szukał w sianie swoich ubrań, które leżały pomieszane z jej ubraniami. Rzucał w jej stronę to, co nie należało do niego, by nieco okryć jej nagie ciało. Czuł pulsowanie w skroniach i dziwny ucisk w sercu. Laura wyciągnęła dłoń i pogłaskała go po twarzy. - Nic z tego nie będzie - powiedziała cicho. - Ależ wiem o tym - rzekł powoli. - I co z tego? - zapytała i usiadła tak, że ubrania zsunęły się z niej i znów odkryły jej nagość. - Nie było ci dobrze? Nie odpowiedział. Wciąż czuł w ustach jej smak. Wytarł wargi dłonią, jakby chciał go usunąć, ale wiedział, że nie pozbędzie się go tak łatwo. Tak samo jak nie wymaże z pamięci tego, co się stało. Nie da się cofnąć czasu! - Nie bądz tak cholernie prawy - odezwała się Laura gwałtownie. - Przecież chciałeś tego, prawda? A może nie? Było ci dobrze, chyba nie zaprzeczysz? Nie odpowiedział. Ubierał się w milczeniu. Wiedział, że Laura ma rację. Nie mógł się wyprzeć, że zapłonął do niej dziką żądzą. I było mu dobrze. Przez moment próbował usprawiedliwić się, że przecież trochę wypił i nie w pełni się kontrolował, ale to nie była prawda. Tego nie dało się uniknąć, przynajmniej tak mu się zdawało. - Odprowadzę cię do domu - oświadczył i wstał. - Na pewno nie - odpowiedziała i połami bluzki osłoniła sterczące sutki, po czym zapięła guziki, które się ostały. - Tu we wsi dniem i nocą mają każdego na oku. Wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Lepiej więc wrócę sama. Zanim się zorientował, co zamierza, znów uwiesiła mu się na szyi. - Oj, Havardzie, Havardzie - uśmiechnęła się. - Ja w przeciwieństwie do ciebie niczego nie żałuję. Zawsze cię pragnęłam, dobrze o tym wiesz. I Mali też wie - dodała z błyskiem w oku. - Nikomu jednak nic nie powiem. Wiem, że ona i tak ciebie nie wyrzuci, nawet jeśli się o tym dowie. Za bardzo jest do ciebie przywiązana. Gdyby nie była... - To wtedy byś powiedziała? - zapytał chrapliwie. - Możliwe - odparła, uśmiechając się przekornie. - Ale tylko wtedy, gdybym wiedziała na pewno, że mnie chcesz. Nie postawię wszystkiego na jedną kartę w tej grze i nie rozgłoszę prawdy, by w końcu i tak Mali zgarnęła zwycięstwo. Choć nie przeczę, że mnie korci - dodała. - Ale ty mnie chyba nie chcesz? - Mam tę, z którą chcę być - odparł, uwalniając się z jej ramion. - Nigdy nie opuszczę Mali, wiesz o tym. - Tak, wiem - odpowiedziała Laura, wyjmując siano ze swych gęstych włosów. - Nie. To ona raczej musiałaby cię zostawić - dodała i zerknęła na niego z ukosa. Havarda przeszedł zimny dreszcz. Nagle poczuł, że musi natychmiast wracać do domu, do kobiety, która jest dla niego najważniejsza na świecie, a którą tak sromotnie zdradził tego dnia nie raz, ale dwukrotnie. Jak zareaguje, gdy wyjawi jej prawdę? Na moment zamknął oczy i znów poczuł pulsowanie w skroniach. - Idę - rzekł cicho. - Idz! - odparła. - Teraz i tak zostanie ze mną jakaś cząstka ciebie - dodała. Dopiero gdy przemykał się ścieżką wzdłuż miedzy, kierując się w stronę dworu, zaczął się zastanawiać, co właściwie miała na myśli. Czy tylko tak się wyraziła, czy była to grozba. ROZDZIAA 5. Mali leżała w łóżku i wpatrywała się w migający na powale sypialni blask księżyca. Raz po raz unosiła się na łokciach, zapalała świecę na nocnym stoliku i piekącymi oczyma zerkała na zegar. Ostatnio, gdy spojrzała, było trochę po drugiej. Marzła, mimo że naciągnęła kołdrę aż pod brodę i jeszcze dodatkowo okryła się futrzaną narzutą. Zupełnie jakby krew w niej zastygła i przestała krążyć. Palce miała skostniałe, a w stopach straciła czucie. Nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek się rozgrzeje, czy będzie się jeszcze śmiać i radować. Teraz zdawało jej się to zupełnie niemożliwe. Jakby mrok, w którym się pogrążyła, nie miał nigdy ustąpić. Zresztą wszystko mi jedno, myślała osowiała. Jak dla mnie ciemności mogą trwać wiecznie. Ujawniona przeze mnie prawda nie znosi światła dziennego. Drgnęła, gdy usłyszała kroki na schodach prowadzących do sypialni. Serce zabiło jej gwałtownie, ból rozsadzał klatkę piersiową, ściskało ją w gardle. Kto to wrócił, Havard czy Sivert? Nie, Sivert z pewnością nie. Coś jej mówiło, że syn opuścił matkę i Stornes na dobre,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|