[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie robi pan na mnie wra\enia czÅ‚owieka, który liczy tylko na szczęśliwy traf. Stephen postawiÅ‚ wszystko na jednÄ… kartÄ™. . - WÅ‚aÅ›nie próbujÄ™ namówić pana Metcalfe'a, \eby wspomógÅ‚ . pewne badania prowadzone w Oksfordzie. - Co za doskonaÅ‚y pomysÅ‚. - Nikt nie umiaÅ‚ zrÄ™czniej od Ha- ' rolda Macmillana, po siedmiu latach kierowania partiÄ… politycznÄ…, ; posÅ‚u\yć siÄ™ pochlebstwem w takich sytuacjach. - BÄ…dz w kontak- ; cie, mÅ‚ody czÅ‚owieku. Boston, mówiÅ‚ pan? ProszÄ™ przekazać ode mnie ukÅ‚ony Kennedym. Macmillan oddaliÅ‚ siÄ™ posuwistym krokiem, majestatyczny w , stroju akademickim. Harvey staÅ‚ osÅ‚upiaÅ‚y. - Co za wspaniaÅ‚y czÅ‚owiek. Co za prze\ycie. CzujÄ™ siÄ™ częściÄ… ' historii. Nie zasÅ‚u\yÅ‚em na taki zaszczyt. Zagranie siÄ™ udaÅ‚o i Stephen postanowiÅ‚ zmykać, nim powinie ; mu siÄ™ noga. WiedziaÅ‚, \e Harold Macmillan bÄ™dzie siÄ™ witaÅ‚ i roz- mawiaÅ‚ z ponad tysiÄ…cem ludzi tego dnia i prawdopodobieÅ„stwo, _ by zapamiÄ™taÅ‚ Harveya, jest minimalne. A gdyby nawet, nie miaÅ‚o- ; by to specjalnego znaczenia. Harvey byÅ‚ rzeczywiÅ›cie dobroczyÅ„cÄ… Harvardu. - PowinniÅ›my wyjść przed dostojnikami uniwersyteckimi, panie Metcalfe. - OczywiÅ›cie, Rod. Pan tu jest szefem. I8I - MyÅ›lÄ™, \e tego wymaga grzeczność. Wyszli na ulicÄ™ i Harvey spojrzaÅ‚ na swój wielki zegarek marki Jaeger le Coultre. ByÅ‚a druga trzydzieÅ›ci. Strona 127 Archer Jeffrey - Co do grosza - Zwietnie - rzekÅ‚ Stephen, który byÅ‚ ju\ spózniony trzy minuty na nastÄ™pne spotkanie. - Mamy ponad godzinÄ™ czasu do garden party. Mo\e obejrzymy jakieÅ› kolegium? Przechodzili obok Kolegium Brasenose i Stephen wyjaÅ›niÅ‚, \e nazwa ta wywodzi siÄ™ od "brass nose" i \e sÅ‚ynna, oryginalna mo- siÄ™\na koÅ‚atka Å›wiÄ…tynna z trzynastego wieku znajduje siÄ™ w biblio- tece. Nieco dalej Stephen poprowadziÅ‚ Harveya w prawo. - SkrÄ™ciÅ‚ w prawo, Robin, i idzie w stronÄ™ Kolegium Lincolnu - powiedziaÅ‚ James ukryty w bramie Kolegium Jezusa. - Dobrze - odparÅ‚ Robin i obrzuciÅ‚ badawezym spojrzeniem synów. ChÅ‚opcy, siedmio- i dziewiÄ™ciolatek, stali z niepewnymi mi- nami czujÄ…c siÄ™ obco w mundurkach Eton i szykowali siÄ™ do ode- grania ról paziów nie pojmujÄ…c, o co ojcu chodzi. - JesteÅ›cie obaj gotowi? - Tak, tatusiu - odpowiedzieli unisono. Stephen wciÄ…\ szedÅ‚ wolno z Harveyem w stronÄ™ Kolegium Lin- colnu. Gdy zbli\yli siÄ™ na odlegÅ‚ość kilku kroków, w głównym wejÅ›ciu kolegium ukazaÅ‚ siÄ™ Robin w uroczystym stroju wicekan- clerza, Å‚Ä…cznie z szarfami, koÅ‚nierzem i biaÅ‚Ä… muszkÄ…. WyglÄ…daÅ‚ piÄ™t- naÅ›cie lat starzej i przypominaÅ‚ pana Habakkuka, na ile daÅ‚o siÄ™ to osiÄ…gnąć z pomocÄ… charakteryzacji. Nie taki Å‚ysy, pomyÅ›laÅ‚ Stephen. - Czy mam pana przedstawić wicekanelerzowi? - spytaÅ‚ Ste- phen. - O, to byÅ‚oby wspaniale. - DzieÅ„ dobry, wicekanelerzu, chciaÅ‚bym przedstawić pana Har- veya Metcalfe'a. Robin uniósÅ‚ biret i skÅ‚oniÅ‚ siÄ™. Stephen odpowiedziaÅ‚ tym sa- mym. Zanim zdÄ…\yÅ‚ siÄ™ odezwać, Robin zapytaÅ‚: - Czy przypadkiem nie protektor Uniwersytetu Harvardzkiego? Harvey oblaÅ‚ siÄ™ rumieÅ„cem i uÅ›miechnÄ…Å‚ do chÅ‚opczyków pod- trzymujÄ…cych tren sukni wicekanclerza. Robin ciÄ…gnÄ…Å‚: - MiÅ‚o mi pana poznać, panie Metcalfe. Mam nadziejÄ™, \e po- doba siÄ™ panu w Oksfordzie? ProszÄ™ pamiÄ™tać, nie ka\dy ma za przewodnika laureata Nagrody Nobla. - Jestem zachwycony, panie wicekanelerzu, i cieszyÅ‚bym siÄ™, gdybym mógÅ‚ w jakiÅ› sposób pomóc uniwersytetowi. - O, to doskonaÅ‚a wiadomość. - SÅ‚uchajcie, d\entelmeni. ZatrzymaÅ‚em siÄ™ w hotelu "Ran- dolph". ZrobilibyÅ›cie mi wielkÄ… przyjemność, gdybyÅ›cie zechcieli przyjść do mnie po poÅ‚udniu na herbatÄ™. RQbin i Stephen na moment zaniemówili. ZrobiÅ‚ to znów - za- skoczyÅ‚ ich. Przecie\ musiaÅ‚ sobie zdawać sprawÄ™, \e w takim dniu _ wicekanclerz nie miaÅ‚ wolnej chwili na prywatne herbatki. Robin otrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ pierwszy. - Obawiam siÄ™, \e to niemo\liwe. W takim dniu jak dziÅ› ma siÄ™ ¨ tyle obowiÄ…zków, pan rozumie. Mo\e zechciaÅ‚by pan przyjść do mnie do Gmachu Clarendona? MoglibyÅ›my wówczas porozmawiać na oÅ›obnoÅ›ci. Stephen natychmiast przejÄ…Å‚ paÅ‚eczkÄ™. - To bardzo uprzejmie z paÅ„skiej strony, wicekanelerzu. Czy , wpół do piÄ…tej odpowiada panu? - Tak, tak, doskonale, profesorze. Robin staraÅ‚ siÄ™ nie zdradzić wyrazem twarzy, \e najchÄ™tniej uciekÅ‚by, gdzie pieprz roÅ›nie. Stali tak zaledwie pięć minut, ale wy- dawaÅ‚o mu siÄ™, \e to wieczność. Nie miaÅ‚ nic przeciwko roli dzien- Strona 128 Archer Jeffrey - Co do grosza nikarza czy amerykaÅ„skiego chirurga, ale tej wprost nienawidziÅ‚. W ka\dej chwili mógÅ‚ nadejść ktoÅ›, kto by go zdemaskowaÅ‚. ChwaÅ‚a Bogu wiÄ™kszość studentów rozjechaÅ‚a siÄ™ przed tygodniem do do- mów. PoczuÅ‚ siÄ™ jeszcze gorzej, gdy jakiÅ› turysta zaczÄ…Å‚ go fotografo- wać. W dodatku Harvey zniweczyÅ‚ caÅ‚y ich plan. Stephenowi przy- szedÅ‚ na myÅ›l Jean-Pierre i James, pierwsze skrzypce w ich zespole dramatycznym, waÅ‚Ä™sajÄ…cy siÄ™ bezu\ytecznie w przebraniu na ty- Å‚ach namiotu z bufetem na terenie Kolegium Trinity. - Wicekanclerzu, mo\e nale\aÅ‚oby równie\ zaprosić sekretarza i stra\nika szkatuÅ‚y uniwersytetu? - PierwszorzÄ™dny pomysÅ‚, profesorze. PoproszÄ™ ich, \eby przyszli. Nie co dzieÅ„ odwiedza nas tak znamienity filantrop. MuszÄ™ siÄ™ ju\ z panem rozstać i iść na garden party. To dla mnie zaszczyt I8z I83 pana poznać, panie Metcalfe. OczekujÄ™ zatem o wpół do piÄ…tej. UÅ›cisnÄ™li sobie mocno rÄ™ce i Stephen powiódÅ‚ Harveya w stronÄ™ - James, sÅ‚yszysz mnie? Do diabÅ‚a, na litość BoskÄ…, odezwij siÄ™, Kolegium Exeter, a Robin rzuciÅ‚ siÄ™ pÄ™dem do pokoiku w Kole- James. gium Lincolnu, który miaÅ‚ do dyspozycji. OpadÅ‚ ciÄ™\ko na krzesÅ‚o. - Spokojnie, stary. Cholernie siÄ™ mordujÄ™ wciskajÄ…c siÄ™ w tÄ™ - Tatusiu, czy dobrze siÄ™ czujesz? - zapytaÅ‚ starszy syn, Wil- komicznÄ… szatÄ™, a poza tym mamy jeszcze siedemnaÅ›cie minut do liam. naszego spotkania. - Tak, w porzÄ…dku. - OdwoÅ‚ane. - Czy dostaniemy lody i coca-colÄ™, które nam obiecaÅ‚eÅ›, jeÅ›li - OdwoÅ‚ane? nie piÅ›niemy sÅ‚owa? - Tak. I zawiadom Jean-Pierre'a. ZgÅ‚oÅ›cie siÄ™ obaj do Robina i - Tak, oczywiÅ›cie - odparÅ‚ Robin. , spotkajcie siÄ™ jak najszybciej. Wprowadzi was w nowy plan. Robin zdjÄ…Å‚ z siebie wszystkie rekwizyty - strój, kaptur, muszkÄ™ - Nowy plan? Stephen, czy wszystko gra? i wstÄ™gi - i umieÅ›ciÅ‚ na powrót w walizce. WyszedÅ‚ na ulicÄ™ akurat - Tak, lepiej, ni\ mogÅ‚em siÄ™ spodziewać. w chwili, gdy prawdziwy wicekanclerz, pan Habakkuk, opuszczaÅ‚ Stephen wyÅ‚Ä…czyÅ‚ siÄ™ i wróciÅ‚ szybko do sklepu. Kolegium Jezusa po drugiej stronie ulicy, najwidoczniej udajÄ…c siÄ™ Harvey objawiÅ‚ siÄ™ jako doktor literatury; czegoÅ› równie nie- na garden party. Robin spojrzaÅ‚ na zegarek. Gdyby siÄ™ spóznili prawdopodobnego Stephén nie widziaÅ‚ od wielu lat. pięć minut, sprawa zakoÅ„czyÅ‚aby siÄ™ katastrofÄ…. - WyglÄ…da pan wspaniale. Tymczasem Stephen zakreÅ›liÅ‚ koÅ‚o i zmierzaÅ‚ teraz do sklepu - Ile to koszuje? Shepherda i Woodwarda, zaopatrujÄ…cego uniwersytet w stroje aka- - Chyba ze sto funtów. demickie. CaÅ‚y czas zastanawiaÅ‚ siÄ™, jak przekazać wiadomość Ja- - Nie, nie. Ile musiaÅ‚bym dać...?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|