Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

da tylko ludziom kolejny powód do domysłów. Może więc powiedz mi szybko, o co ci
chodzi, żebym mogła jak najszybciej stąd wyjść.
- Stresuje cię to?
- A ciebie?
- Jeśli chcesz w ten miły sposób zapytać, jak się dzisiaj czuję, to dowiedz się, że
fatalnie.
- Och! - stropiła się Cassie.
Dopiero kiedy się odwrócił, mogła się przekonać, że mówił prawdę. Znów był
blady, a na jego twarzy malowało się napięcie.
R
L
T
Zaprosił ją, żeby usiadła.
- Jesteś na mnie zła - mruknął.
- Jeśli wezwałeś mnie po to, żeby rozmawiać o... sprawach osobistych, to trzeba
sobie to było darować - powiedziała. - Od rana starałam się, jak mogłam, żeby trochę
uspokoić ogólną ciekawość na nasz temat. I wystarczył jeden twój telefon, by to
wszystko zepsuć. Równie dobrze mogłam wykrzyczeć na głos całą prawdę.
- Ale tego nie zrobiłaś.
- Nie.
- Słyszałem, że rozegrałaś to bardzo sprytnie. Jakoby Angus odegrał główną rolę w
naszej... znajomości.
- Podziękuj za to Jasonowi Farrowowi. To on puścił w obieg wiadomość, że nasi
ojcowie obaj byli zaprzyjaznieni z Angusem.
Przez chwilę rozmawiali na temat Jasona, dopóki Cassie nie uświadomiła sobie, że
chyba jednak nie po to tu przyszła.
- No cóż, chciałem, żebyś trochę ochłonęła, zanim zaczniemy dyskutować o tobie,
o mnie i o blizniakach - wyjaśnił.
Ugodził ją celnie - nie spodziewała się, że powie cokolwiek o dzieciach.
- Nie ma o czym dyskutować - skwitowała. - To są moje dzieci. I moja
odpowiedzialność.
- Mówiłaś, że dzieci są także moje - zauważył.
- W piątek wieczorem powiedzieliśmy wiele rzeczy, których nie warto pamiętać.
To stwierdzenie chyba go zirytowało. Podszedł bliżej i przysiadł na skraju biurka,
na wprost niej.
- Urodziły się piętnastego stycznia - rzucił, dodając rok, a nawet godzinę przyjścia
blizniaków na świat. - Chłopiec i dziewczynka.
- Jak się tego dowiedziałeś? - zapytała zaskoczona.
- Rozmawiałem z Angusem.
- Z Angusem? Po co go do tego mieszasz?
- %7łeby się dowiedzieć jak najwięcej o tobie i dzieciach drogą nieoficjalną, bo
chyba tak wolisz, prawda?
R
L
T
- Nie miałeś żadnego prawa wtrącać się w moje sprawy. - Cassie zarumieniła się z
gniewu.
- Chcesz mi powiedzieć, że blizniaki nie są moje?
Milczała, chociaż miała wielką pokusę, żeby skłamać.
- No widzisz, cara. Ja może mam zaniki pamięci, ale umiem liczyć i potrafię nawet
odliczyć dziewięć miesięcy wstecz - zakpił.
- Były wcześniakami...
- O dwa tygodnie - potwierdził Sandro, wprawiając ją w jeszcze większe
osłupienie. - To mieści się w granicach błędu. Jak na kogoś funkcjonującego pomiędzy
jednym przebłyskiem pamięci a drugim, musisz przyznać, że całkiem niezle sobie daję
radę.
- Więc czego ode mnie chcesz? Współczucia? - zawołała, zrywając się z krzesła.
- Nie. Chcę tylko znać całą prawdę.
- Nienawidzę cię, Sandro - wyrzuciła z siebie.
- Widzę to. I to dlatego tak drżysz, rumienisz się i pewnie robi ci się gorąco? W
piątek wieczorem byłem bliski tego, żeby zerwać z ciebie sukienkę i kochać się z tobą,
gdzie popadnie, jeszcze na długo przedtem, zanim rzeczywiście do tego doszło. Tak cię
pragnąłem, że myślałem, iż spłonę. Ochłonąłem dopiero, kiedy to się spełniło.
- Jesteś z siebie dumny?
Zauważyła ze zdumieniem, że teraz on się zarumienił.
- Straciłem panowanie nad sobą - wyznał. - Przepraszam, jeżeli byłem zbyt...
namiętny.
Zbyt namiętny?
Cassie miała wrażenie, że oboje byli zbyt namiętni, rozpaleni, dzicy, pozbawieni
rozsądku...
- Powinienem był cię przeprosić zaraz potem, ale znowu straciłem przytomność i
do tego nie doszło.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin. I mówiłam ci już, że nie chcę prowadzić tutaj
tego rodzaju rozmów.
R
L
T
- W takim razie zjedz dziś ze mną kolację. Będziemy wtedy mogli porozmawiać na
neutralnym gruncie.
- Nie!
Cassie zdecydowanym krokiem ruszyła do drzwi.
- No to w sobotę - zaproponował. - Jutro muszę wyjechać i wrócę do Londynu
dopiero na weekend. Proszę, nie wychodz stąd, dopóki nie dojdziemy do jakiegoś
kompromisu! Chcę zobaczyć swoje dzieci i wolałbym to zrobić za twoją zgodą, ale
zrobię to i bez tego, jeśli się nie zgodzisz.
Brzmiało to, jakby jej groził.
Najchętniej wmówiłaby mu, że to wszystko był blef, ale nie potrafiła. Po prostu nie
potrafiła manipulować prawdą. A prawda - jakby na to nie patrzeć - wyglądała tak, że
Sandro był ojcem jej dzieci. Jeśli chciał je poznać, czy miała prawo mu to utrudniać? Nie
mogła tego zrobić ani jemu, ani blizniętom. Jej uczucia nie były tu najważniejsze; bała
się jednak, co z tego wyniknie i jak bardzo może to wpłynąć na jej dalsze życie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript