[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Opadła na poduszkę. - Jest zdrowa? - spytała ledwie słyszalnym szeptem. - Chcę ją zobaczyć. - Jest piękna - orzekł świeżo upieczony ojciec, obserwując, jak pielęgniarka myje dziecko i zawija w niebieski kocyk. Zawiniątko spoczęło na brzuchu matki i natychmiast przestało płakać. Duże, iście sowie oczy patrzyły z zaciekawieniem na rodziców. Usteczka wyglądały jak pączek róży. Burke nawet nie próbował powstrzymać łez wzruszenia, kiedy podziwiał dwie najważniejsze osoby w swoim życiu: żonę i nowo narodzoną córeczkę. - Spójrz, jaka jest cudowna - szepnęła Shannon przez łzy, głaszcząc po kolei wszystkie maleńkie paluszki. - Obie jesteście cudowne. - Przytulił czoło do głowy żony i z zachwytem patrzył na dziewczynkę, którą miał się od tej chwili opiekować. - Dziękuję. - Proszę bardzo. Wydaje mi się jednak, że i ty przyczyniłeś się do narodzin tej istotki. - Tylko w fazie początkowej - odparł, uśmiechając się szeroko. Nagle spoważniał i pogładził potargane włosy Shannon. - Kocham cię. Podniosła wzrok i obdarzyła go anielskim uśmiechem. - Ja też cię kocham. Zawsze kiedy wypowiadała te słowa, Burke niezmiennie czuł ukłucie w sercu i po raz kolejny uświadamiał sobie, jak wielkie spotkało go szczęście i jak bliski był jego utraty przez własną głupotę. Bogu dzięki, opamiętał się w porę. - Wybrałaś już imię dla dziecka? Pokręciła głową. - Podoba mi się Abby lub Allison, ale wiem, że ty byś wolał imię Sarah lub Lisa. - Chyba powinniśmy spytać Bena. Przedstawimy mu nową siostrzyczkę i pozwolimy zdecydować, jak ją nazwać. Shannon zapaliła się do tego pomysłu. - Oczywiście! Przyprowadz go. Wybiegł z sali porodowej. Na korytarzu czekała teściowa, pani Moriarty, która wprowadziła się do nich wkrótce po ślubie, i niania wynajęta do pomocy w domu na ostatnie tygodnie ciąży Shannon. Burke wyrwał trzyletniego synka spod ich skrzydeł i wrócił do żony. - Mamusiu! - Witaj, skarbie. Chodz do mnie. - Wygładziła kołdrę i obaj panowie usiedli na skraju łóżka. - To twoja siostrzyczka. - Pokazała maleństwo przytulone do piersi. - Mamusia i tatuś nie wiedzą, jakie jej dać imię. Pomyśleliśmy, że nam pomożesz. Co byś powiedział na imię Sarah? Albo... - Molly! - krzyknął malec. - Molly? - Zdziwili się jednocześnie i jednocześnie stłumili śmiech. Imię Molly nosiła sympatyczna suczka, bohaterka ulubionej kreskówki Bena. Chłopczyk dotknął palcem czoła noworodka, nosa, buzi i brody. Dziewczynka wpatrywała się w niego z wyraznym zainteresowaniem. - Chciałbym ją nazwać Molly. - W sumie, może być - mruknął Burke po chwili. - Niezle - zgodziła się Shannon. - Lepiej odziedziczyć imię po rudym cocker-spanielu niż po rekinie ludojadzie. - A zatem ustalone. Molly. Dzięki, kolego. - Burke pieszczotliwie zmierzwił ciemnobrązową czuprynkę syna. - Nigdy byśmy sami na to nie wpadli. Przez długą chwilę milczeli. Zadowolony Burke sycił wzrok widokiem rodziny, starając się utrwalić w pamięci każdy szczegół. Kiedy się pobierali i kiedy po raz pierwszy trzymał na rękach nowo narodzonego Bena, wydawało mu się, że nie można być szczęśliwszym. A jednak teraz musiał zmienić zdanie. Osiągnął to wszystko, co kiedyś uważał za niemożliwe. Osiągnął nawet więcej, niż sobie wymarzył, a wszystko to dzięki Shannon. Wniosła w jego czarno-białą egzystencję radosny śmiech, namiętność i całą tęczę barw. Uwielbiał karmienie o północy, zmienianie pieluch i dziecinne gaworzenie. Wywrócił swoje życie do góry nogami - dla żony i dla dzieci - i nigdy ani przez sekundę tego nie żałował. Przytulił mocniej Shannon i zamknął oczy. Bezpiecznie ukrył pod powiekami cały świat.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|