[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zacisznym domu, na odizolowanej od świata wyspie, pozbyła się wszelkich zahamowań. - Ten, kto powiedział, \e Angielki są zimne, musiał mieć wyjątkowego pecha - zauwa\ył Ross w jakimś momencie. - Albo miał pecha, albo sam był seksualnie sprawny inaczej - uzupełniła spostrze\enie. - Czego o tobie powiedzieć nie mo\na. Ross zaśmiał się. - W ka\dym razie jeszcze nie teraz. Mo\e po siedemdziesiątce... - Tak wcześnie zamierzasz spasować? Ross nie odpowiedział: zapadł w drzemkę. Patrzyła na jego twarz i nie mogła uwierzyć, \e jeszcze miesiąc temu nie miała pojęcia, \e ktoś taki chodzi po świecie. Zakochała się w nim, wreszcie musiała to sobie powiedzieć. Zakochała się w nim po uszy od razu, w pierwszych dniach po przyjezdzie do Los Angeles. Ju\ wtedy trudno byłoby zapomnieć o nim, ale teraz miało to być po stokroć trudniejsze. Jak\e trafnie brzmiało stare przysłowie Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz". Jeszcze nie teraz. Nie powinna jeszcze myśleć o rozstaniu. Przesunęła delikatnie palcami po gładkiej skórze Rossa, a on natychmiast otworzył oczy i uśmiechnął się, gotów znowu się kochać. Zmierzchało ju\, kiedy wreszcie powiedzieli sobie, \e dość tych rozkoszy. Wzięli prysznic, a potem usma\yli sobie steki na grillu za domem. Gina przygotowała sałatę i otworzyła butelkę wina, przysięgając w duchu, \e wypije tylko kieliszek. Chciała utrwalić w pamięci ka\dą chwilę wspólnego weekendu. Dla Rossa być mo\e by! to tylko seks, dla niej ziszczenie wszelkich marzeń, wszelkich wyobra\eń o łó\ku z tą jedyną osobą, na którą w końcu kiedyś trafiamy w swoim \yciu. Od czasu do czasu w cieśninie pojawiały się światła przepływającego statku, ale poza tym mogłyby znajdować się tysiące mil od ich wyspy. - Chciałabym ju\ tu zostać na zawsze szepnęła w jakimś momencie. - Znam to uczucie - przytaknął Ross. - Człowiek ma czasami ochotę uciec od \ycia. - Zale\y ci jednak na firmie, prawda? - Oczywiście. Chocia\ firma to nie wszystko. Oliver to rozumiał. Szczególnie w ostatnich latach - opowiadał Ross. - Du\o podró\owali, on i matka Mają inne domy oprócz tego w Buena Vista, rezydencję na Barbados i na Bahamach. Teraz Elinor będzie pewnie chciała je sprzedać. - Nie przejmiesz ich? - Mo\e tę na Barbados, jeśli matka się zgodzi. Sam urządzałem ten dom. Spodoba ci się tam. Piękna wyspa. Mo\emy spędzić tam miesiąc miodowy, jeśli chcesz. Gina zaśmiała się sucho. - Pewnie! - Dlaczego by nie? Nie masz ochoty na kilka tygodni w tropikach? Gina spowa\niała, spojrzała uwa\nie na Rossa. - Ty mówisz serio? - Jak najbardziej. Po ślubie będzie nam potrzebny odpoczynek. Kiedy po kąpieli w podgrzewanym basenie i dobrej kolacji siedzieli na tarasie, przytuleni do siebie, opatuleni w grube szlafroki, z kieliszkami wina w dłoniach, Gina czuła się jak w niebie i tylko czasami przez głowę przemykała jej smutna myśl, \e to nie dzieje się naprawdę. - Widziałeś się z Roxaną po otwarciu testamentu? - zapytała, wracając do rzeczywistości. - Nie - odparł Ross. - Zniknęła znowu. - Nie martwisz się o nią? Ross wzruszył ramionami. - Jest dorosła. - Dlaczego jesteś tak zle do niej usposobiony? - zapytała ostro\nie. - Chodzi o pieniądze? - Prosiła cię mo\e o po\yczkę? - W głosie Rossa zabrzmiała ostra nuta. - Tak - przyznała Gina. - Roxana ma długi, które musi spłacić. - Mam nadzieję, \e jej nic nie dałaś? - Na razie nie mam przecie\ pieniędzy. Nawet gdybym chciała jej dać. Chodziło o dość du\ą sumę, - Jak du\ą? - Trzysta tysięcy. Ross zaklął pod nosem. - Powinienem był wiedzieć. - Gina \ałowała, \e poruszyła temat Roxany, ale jeśli dziewczyna miała wkrótce zostać jej szwagierką, musiała powiedzieć Rossowi, co się dzieje. - Zawsze te same sztuczki. Doprowadziła Gary'ego do bankructwa, zanim się z nim rozstała. Zrujnowała mu \ycie, zniszczyła zdrowie. Ostrzegałem go przed ślubem, mówiłem, jaka jest Roxana, ale on nie chciał słuchać. Był w nią zapatrzony jak w obraz. A teraz nie \yje. Utonął podczas rejsu jachtem. Ciała nigdy nie znaleziono. Gina wstrzymała oddech. - Nie myślisz chyba... - Kto wie? Tak czy inaczej, Gary'ego ju\ nie ma. Studiowaliśmy razem w Yale. - Był z tobą wtedy na wyspie? - Tak. - Ross odstawił kieliszek. - Rozmawiałaś z rodzicami? - zmienił temat. Gina pokręciła głową. - Na co czekasz? - Zbieram odwagę. Poczują się odsunięci. Szczególnie matka. Ju\ czuje się jak ktoś, kto jest na drugim planie. - Nie ma powodów. Muszą się dowiedzieć. Jutro niedziela, na pewno zastaniesz ich w domu. Ross miał rację. Powinna powiedzieć rodzicom o swoich planach, o zmianach. - Zadzwonię - obiecała. - Przypilnuję cię - zagroził. - Nie mo\esz się wycofać, Gino. Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę. - Nie wycofam się. Myślisz, \e zrezygnuję z milionów Olivera? - Nie, nie przypuszczam - powiedział Ross cynicznym tonem. Następnego dnia, zaraz po śniadaniu zadzwoniła do domu. Ojca nie było, grał w golfa, natomiast matka nie ukrywała \alu, \e Gina tak długo się nie odzywała. Wiadomość o spadku przyjęła fatalnie, a dowiedziawszy się o ślubie, zaniemówiła na kilka sekund. - Jak mo\esz wychodzić za kogoś, kogo dopiero poznałaś? - zapytała wreszcie. - Wiem, co robię, mamo - zapewniła ją Gina, kłamiąc okrutnie. Ross wyjął jej z dłoni słuchawkę. Wystraszył ją tym gestem, bo nie zdawała sobie prawy, \e stoi obok niej. - Dzień dobry, pani Saxton. Rozumiem, co musi pani czuć, ale zapewniam, \e zaopiekuję się Gina najlepiej, jak potrafię. Wspaniale ją pani wychowała. Czekam, kiedy będę mógł poznać panią i pani mę\a. Moja matka równie\. Zadzwoni sama niebawem do państwa. - Słuchał przez moment odpowiedzi, po czym powiedział: - To nie byłoby dobre rozwiązanie. - Oddał słuchawkę Ginie. - Chce jeszcze rozmawiać z tobą. - Właśnie powiedziałam - zaczęła matka - \e jeśli ju\ chcecie się pobierać, to raczej tutaj. Co to znaczy: niedobre rozwiązanie? - Zbyt daleko dla wielu osób, które chciałyby być na ślubie - próbowała tłumaczyć Gina. - Znacznie prościej będzie, jak wy przylecicie tu. Będziecie, prawda? - Jak\e moglibyśmy nie być - w głosie Jean Saxton zabrzmiała rezygnacja. - Twój ojciec prze\yje szok. - Wiem - bąknęła Gina. - Zadzwonię do was jutro. Odło\yła słuchawkę. Nienawidziła siebie w tej chwili. Rossa te\. - To największe świństwo, jakie popełniłam w \yciu - wybuchnęła. Ross przygarnął ją do siebie, pocałował w skroń, w ucho, w szyję... - Wracajmy do łó\ka - szepnął. - Czy nie potrafisz myśleć o niczym innym poza seksem? Ross spojrzał na burzę jasnych włosów, okalających rozpaloną twarz. - W tej chwili nie - powiedział zgodnie z prawdą. Wylądowali w Los Angeles w poniedziałek wczesnym popołudniem i pojechali prosto do Buena Vista, gdzie czekała ju\ stęskniona Elinor.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|