[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie od razu było pełne: jeszcze kilka chwil kołysałem się na pograniczu majaków i jawy, błądziłem po rozległych obszarach prawdziwych wspomnień oraz mniej lub bardziej realnych pragnień, snułem charakterystyczne dla takich momentów rozważania, w których wszystko cudownie do siebie pasuje, a które przywołane za dnia okazują się na wskroś nielogiczne. Potem wstałem i podszedłem do okna. Na czarnym niebie lśniły punkciki gwiazd. Czy da pan wiarę, że dopiero wtedy, po raz pierwszy od dawna, przyszło mi na myśl, iż najważniejsze wyjaśnienia przypłyną do mnie stamtąd? Naprawdę! Wypatrywałem czegoś w chłodnych, międzygwiezdnych przestrzeniach, gdy wożono mnie z kliniki do kliniki, zwracałem się w tamtym kierunku może i wtedy, gdy przybyłem nad jezioro& Ale rzecz to doprawdy dziwna od przygody w samochodzie nie powracałem do tego wcale. Cóż, jeśli nie niezwykłe uniknięcie kraksy, powinno skłonić mnie do wybiegnięcia duchem poza Ziemię?! A jednak& Więc skąd właściwie spodziewałem się wyjaśnień, pyta pan? Och, chyba w ogóle nie zastanawiałem się nad tym. Po prostu czekałem na nie, miałem pewność, że nadejdą. Zresztą kołacze mi się po głowie niejasne wspomnienie, że właśnie w tamtym czasie wiązałem moje przejścia z badaniami naukowymi. Wyobrażałem sobie chyba stadko profesorów w białych kitlach, którzy pewnego dnia przybędą do mnie, by oznajmić,, że bez mojej wiedzy przeprowadzili ze mną jakiś eksperyment& Tak, tak to mogło być coś takiego& Natomiast owej nocy, po kolorowym śnie, znowu spojrzałem w górę. Ku niebu. Interesuje pana, czy wierzę w Boga? Tak. Ale przecież nie śmiałbym przypuszczać, że to On poświęcił mi aż tyle uwagi. Niech pan zresztą zechce spostrzec, drogi przyjacielu, że szukając klucza do swych losów czy też prosząc o pomoc w konkretnym przedsięwzięciu, ludzie rzadko zwracają się do samego Boga. Błagają raczej o posłuchanie u istot doskonalszych od siebie i stojących wyżej, ale przecież jeszcze wyobrażalnych u duchów przodków, u świętych, u aniołów, u dewów, u mieszkańców innych światów& A może we wszystkich przypadkach i wszystkich religiach chodzi w gruncie rzeczy o jedne i te same istoty? Czy wie pan, jak modlą się do nich mnisi z klasztorów położonych w tych górach? Niech pan posłucha: O Wy, panujący nad dziesięcioma kierunkami, o Wy, obecni w czterech punktach kardynalnych, w czterech punktach pośrednich, w nadirze i w zenicie, o Wy, obdarzeni zrozumieniem, obdarzeni boskim okiem, obdarzeni miłością, użyczający opieki wszystkiemu, co czuje, o Wy bądzcie łaskawi przez moc waszego wielkiego współczucia przybyć tutaj . Prawda, że to bardzo piękne? Słowa, które i ja mógłbym wykrzyczeć w bezmiar kosmosu& Wiemy duchowi epoki nie wzywałbym świętych cieni, lecz mędrców spod innego słońca& wysłańców szlachetniejszego niż nasz rodzaju& Ale przecież prosiłbym o to samo o współczucie dla mojej skołatanej głowy i pękającej planety, na której żyjemy& i o przybycie z pomocą& . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Hold mówi z modlitewnym zaśpiewem. Ale przecież równocześnie dzwięczy w jego głosie i przebija przez ten zaśpiew spokojna pewność czegoś oczywistego: mądre i życzliwe istoty z przestworzy najwyrazniej są dla niego nie mniej realne niż sąsiedzi zza rogu, niż ja, niż on sam& Owładnięty nastrojem jego ostatnich słów bezwiednie obracani głowę ku wciąż otwartym drzwiom na taras, ku rozpostartej za nimi nocnej czerni. Myśli jedna za drugą płyną przez mój mózg: więc oni czuwają gdzieś tam?, patrzą na nas z oddali?, mogą tu przybyć? Przenika mnie dreszcz lęku i zarazem radości. Po chwili otrząsam się. Kolejny raz tego wieczoru napominam siebie: Uważaj!, dajesz się wciągać w jego szaleństwo! Obecnie to już naprawdę bzdury! Ale moment pózniej i tak daję się bez reszty porwać nurtowi opowieści. Nie mogę się oprzeć wciąż dalej i dalej niosącym mnie słowom Znowu chodziłem po górach i wypływałem na jezioro. I czekałem. Może nawet z nieco większym ładem w umyśle i sercu, bo przecież wiedziałem już, na kogo czekam. Ale może i bardziej niecierpliwie. Jednakże mijały godziny, dnie i tygodnie i nie działo się nic. Nikt się nie zjawiał. Wciąż byłem zupełnie sam. Obdarzony niezwykłą władzą nad przestrzenią gubiłem się w domysłach, do czego właściwie powinienem ją wykorzystać; wtajemniczony już w tak wiele nie miałem nadal odpowiedzi pełnej; przekonany o potrzebie ratowania świata nie robiłem nic. Zna pan to stare powiedzenie, wedle którego pomóc można tylko tym, co sami sobie chcą pomóc? Mnie przypomniało się ono, gdy czas był już po temu najwyższy: dobiegał końca drugi miesiąc od dnia mego niedoszłego samobójstwa, kiedy zrozumiałem, że to ja muszę wyjść na spotkanie, że nie pozostaje mi nic innego, jak wyruszyć w świat na poszukiwanie innych śladów pozostawionych przez tych, których oczekuję, że następny kontakt z nimi może nastąpić zupełnie gdzie indziej& Wkrótce potem podjąłem ważne decyzje. Zacząłem od sprzedania wszystkiego, co zdołałem w życiu zgromadzić: domku nad jeziorem, samochodu, studia, mieszkania& Obliczyłem, że suma zgromadzona w ten sposób na moim koncie umożliwi mi skromną egzystencję przez kilka, a może nawet więcej lat; na razie nie wybiegałem myślami dalej. W pokoju małego hoteliku w Zurychu małe, tanie hoteliki stały się właściwie jedynym moim schronieniem zgromadziłem wielką stertę książek telefonicznych, roczników adresowych, informatorów i almanachów. Godzinami wertowałem ich kartki wyławiając dane o najróżniejszych towarzystwach interesujących się niezidentyfikowanymi obiektami latającymi, instytutach wyłapujących sygnały z kosmosu i prowadzących doświadczenia z zakresu parapsychologii, bractwach okultystów, kolekcjonerach osobliwości& Nigdy przedtem nie podejrzewałem nawet, że może być tego aż tyle! Tysiące, a może nawet dziesiątki i setki tysięcy ludzi żyją myślą o zbliżeniu do sił nadprzyrodzonych, o wejściu w świat nadzmysłów, o przeniknięciu tajemnic, które wydają się zupełnie nie do przeniknięcia& Trudno mi właściwie powiedzieć, co poczułem, gdy zdałem sobie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|