Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trochę soku, czując żywsze bicie serca.
Cudownie było przebywać z Marcelem! Mieć go
tylko dla siebie, słuchać jego zwierzeń o małżeństwie
 tak podobnym do jej własnego. Jednak nie zamierzała
myśleć o Paulu, nie dzisiaj, gdy była pełna nadziei
i zaczynała ufnie patrzeć w przyszłość. Nie zdarzyło jej
się to od tak dawna! %7łyć z dnia na dzień  oto jaką
filozofię wyznawała jeszcze dziś rano. Wprawdzie czu-
ła się tak, jakby nagle ktoś założył jej na nos różowe
okulary, lecz była świadoma, co może się wydarzyć,
jeśli po raz drugi popełni taki sam błąd.
Nie może się zakochać! Musi bronić się przed miłoś-
cią, bez względu na to, jak bardzo Marcel ją pociąga.
RECEPTA NA MIAOZ 55
Przypomniała sobie jego wzrok w chwili, gdy mówił, że
oboje pragną dziecka, i ogarnęło ją wzruszenie. Dziec-
ko, mała, bezbronna kruszynka. Tak bardzo chciała
ponownie zostać matką, a gdy patrzyła na Marcela,
wyobraziła go sobie w roli ojca jej dziecka!
Zamknęła oczy i oddała się marzeniom. Marcel był-
by wspaniałym ojcem, nie wspominając o tym, iż sam
akt poczęcia byłby... Poczuła wręcz fizyczną tęsknotę
za Marcelem, chciała znowu znalezć się w jego ramio-
nach! Nie, musi przestać pragnąć gwiazdki z nieba.
Przecież ani ona, ani Marcel nie chcą zobowiązań.
Pragnęła jedynie dziecka i pewności, że będzie ono
kochane przez oboje rodziców. Jej własny ojciec nie
związał się z matką, lecz mimo to stanowili rodzinę
i Debbie zawsze czuła się kochana. Może zatem i jej
udałaby się taka sztuka, gdyby Marcel...
 Tak mi się wydawało, że pani wróciła  usłyszała
gÅ‚os Françoise, która wÅ‚aÅ›nie weszÅ‚a do kuchni. MiaÅ‚a
na sobie starą nocną koszulę.  Wygląda pani na szczęś-
liwą. Rozumiem, że wieczór się udał?
Debbie usiłowała wrócić na ziemię.
 Tak, było przesympatycznie.
 Mam nadziejÄ™, że Jérome nie popsuÅ‚ pani zabawy
tą aferą z kołem.
 Ależ skąd, było...  Urwała, przerażona tonem
wÅ‚asnego gÅ‚osu. Wez siÄ™ w garść, kobieto!  Jérome to
świetny kierowca, zawsze czuję się z nim bezpiecznie.
 MiÅ‚o mi to sÅ‚yszeć.  Françoise aż siÄ™ uÅ›miech-
nęła.  Cieszę się, że przyjemnie spędziła pani czas.
 Emma była grzeczna?
 Bardzo, to mały aniołek! Napije się pani gorącej
czekolady?
56 MARGARET BARKER
 Nie, dziÄ™kujÄ™, Françoise. Lepiej siÄ™ przeÅ›piÄ™. Jutro
będę miała dużo pracy, a raczej dziś! Pójdę się położyć.
Wstawiła szklankę do zlewu i rozmarzona spojrza-
ła na ogród tonący w blasku księżyca. Potem ruszyła
w stronę schodów.
 Do jutra...
Następnego dnia w pracy Debbie czuła się dziwnie,
rozmawiając z Marcelem. Stała obok niego, oglądała
rentgen fatalnie złamanej nogi i usiłowała ponownie
wejść w rolę chłodnej specjalistki, lecz nie było to łatwe.
Myśl o pacjencie, upomniała się w duchu. Pamiętaj,
że przeżywa tragedię, która diametralnie odmieni jego
życie, i zasługuje na twoje najgłębsze współczucie. Mar-
cela interesuje wyłącznie twoja fachowa opinia.
Wskazał najpoważniej uszkodzony fragment kości.
 Ten odcinek trzeba zespolić śrubami. Powiado-
misz zespół ortopedyczny, że wskazana jest przyspie-
szona operacja?
Debbie skinęła głową. Wiedziała, że Marcel nie zno-
si opieszałości w pracy i szybko traci cierpliwość.
 Natychmiast się tym zajmę  odparła.
Zanim odeszła, nagrodził ją ciepłym uśmiechem.
Usłyszała jeszcze, jak pielęgniarka Marie woła go do
pacjenta głosem graniczącym z histerią:
 Marcel, przyjdz tu szybko, proszÄ™!
Minęło parę minut, zanim Debbie porozumiała się
z zespołem chirurgów z ortopedii i wyjaśniła pacjen-
towi, że wymaga specjalistycznej opieki i zostanie za
chwilÄ™ przewieziony do sali operacyjnej. Pacjent  an-
gielski turysta na urlopie  spadł z urwiska i nadal był
w szoku, mimo że podano mu środki uspokajające.
RECEPTA NA MIAOZ 57
 Jest pan w dobrych rękach  powiedziała łagodnie.
 Mamy genialnych chirurgów. Za parę minut konsul-
tant oddziału ortopedycznego wyjaśni panu, na czym
będzie polegał zabieg, a potem...
 Czy ktoś zadzwonił do mojej żony? Miałem ko-
mórkę, ale zgubiłem ją na klifach i...
 Zatelefonowałam do niej, jak tylko pana przywie-
ziono. Już jest w drodze. Oho, a oto i pan konsultant.
Chce pan, żebym tłumaczyła na angielski, czy...
 Dziękuję, doktor Sabatier!  odezwał się jowialnie
Fabien Arnaud łamaną angielszczyzną.  Ja mówi z pa-
cjent po angielski. Nie ma problem. Marcel prosi pani
pomoc przy nowy pacjenci przywiezione z wypadek.
Debbie uśmiechnęła się i uścisnęła rękę Anglika.
 Do zobaczenia, Mike.
Przytrzymał jej dłoń i powiedział cicho:
 Dziękuję, pani doktor.
Ruszyła na poszukiwanie Marcela. Zastała go w sali
zabiegowej przy leżącym jak kłoda mężczyznie pod-
Å‚Ä…czonym do aparatury reanimacyjnej. Dwaj kardiolo-
dzy uwijali się przy nim jak w ukropie. Marcel podniósł
na nią smutny, pełen rezygnacji wzrok.
 Zajmij się chłopcem i jego matką  poprosił to-
nem, który mówił wszystko. Patrząc na pacjenta, dodał:
 Wypłynął za daleko, żeby ratować syna, którego fale
znosiły na pełne morze. Chłopca zdołano reanimować
w karetce, ale...
Rozłożył ręce w geście rezygnacji, niepocieszony, że
nie udało się uratować nieszczęśnika, który tak jak każ-
dy dobry ojciec ruszył na ratunek dziecku.
Marcel popatrzył na kardiologów.
 Spróbujmy jeszcze raz.
58 MARGARET BARKER
Miny obu lekarzy dowodziły, iż w swoim odczuciu
uczynili już wszystko, co możliwe, by przywrócić akcję
serca, jednak zastosowali siÄ™ do polecenia szefa. Debbie
podeszła do drugiego pacjenta, ośmioletniego na oko
chłopca, który leżał na łóżku w głębi pomieszczenia. Na
jej widok oczy rozszerzyły mu się ze strachu.
 Papa? Co z moim tatusiem?
Debbie podjęła błyskawiczną decyzję o przeniesie-
niu go do innej sali. Szanse na udanÄ… reanimacjÄ™ w przy-
padku jego ojca zbliżały się do zera, a nie chciała, aby
chłopiec słyszał, jak lekarze orzekają zgon.
Cicho spytała chłopczyka, jak mu na imię.
 Nazywam siÄ™ Pierre.
 A ja Debbie.
 A mój papa, Debbie...? [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript