[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wieczorne niebo, klaskała i wznosiła entuzjastyczne okrzyki razem z resztą publiczności. - Czyż to nie cudowne? - Oczy Katie błyszczały w świetle iluminacji/- Podobało ci się, Gregoire? Caroline zauważyła, że położył rękę na dłoni Katie. - Nie pamiętam równie wspaniałego wieczoru - powiedział. - Ale też nigdy nie miałem tak cudownego towarzystwa. Katie zachichotała. Pierre dotknął ramienia Caroline. - Zatrzymamy się na kawę na placu? - Chemie! Chyba że pacjenci są zbyt zmęczeni. - Noc dopiero się zaczyna. I nie idę jutro do pracy - oznajmił z uśmiechem Gregoire. Pierre wybrał stolik na zewnątrz kawiarenki w pobliżu fontanny, by mogli podziwiać tęczową kaskadę wody. Na placu panowała iście karnawałowa atmosfera. Pary trzymały się za ręce, radosne młode rodziny spieszyły do do- mów... Pierre uścisnął pod stołem rękę Caroline. - Lepiej zabierzmy już naszych pacjentów do kliniki. - Nie wydaje się, żeby działa im się krzywda - stwierdziła, patrząc, jak Gregoire nachyla się w stronę Katie i opowiada jej coś fascynującego. - Nie zrobiłeś tego! - wykrzyknęła rozbawiona Katie. - A właśnie że zrobiłem! Chwilę pózniej Pierre uznał, że jednak pora skończyć ten wieczór. Po powrocie do kliniki Katie i Gregoire nadal utrzymywali, że nie są zmęczeni. Gdy w drzwiach pojawiła się pielęgniarka z nocnego dyżuru, Caroline odetchnęła z ulgą. - Dziękuję wam! - zawołała Katie. - Było cudownie - dodał entuzjastycznie Gregoire, pomagając pchać fotel. - Co powiesz na drinka przed snem? - spytał Pierre, gdy pacjenci zniknęli im wreszcie z pola widzenia. Poczuła, ze jej zmęczenie ulotniło się bez śladu. - Wspaniały pomysł! - powiedziała, zauważając zdumienie w jego oczach. Myślał chyba, że mu odmówi. Wziął ją za rękę i poprowadził przez wysypane żwirem podwórko. Wyjął klucze i otworzył ciężkie dębowe drzwi, które wydały skrzypiący dzwięk. - Muszę nasmarować te stare zawiasy. Wyczuła, że Pierre jest zdenerwowany. Wydawał się zaskoczony jej zgodą, nie wiedział, co ma począć. Dziwne, przecież znają się od tak dawna! Muszą jednak na nowo przyzwyczajać się do siebie. Ile czasu upłynie, zanim zaczną czuć się swobodnie w swoim towarzystwie? - Aadnie tu pachnie - powiedziała, mając na myśli nieokreśloną atmosferę starego domu. - To zapach pałacu z czasów babci. Połączenie duchów i epok, w których ludzie żyli pełnią życia. W pałacu zastąpiłeś go zapachem szpitalnym, obojętnym. To nie krytyka, tylko stwierdzenie faktu. - Zawsze miałaś szalone pomysły, Caroline - roześmiał się, szczęśliwy, że atmosfera się rozluzniła. - Czego się napijesz? Mam w lodówce butelkę szampana. - Wspaniale! A więc czekałeś na wizytę po północy? - Tak. I nie mogę uwierzyć w moje szczęście. Zniknął w kuchni i wrócił, niosąc butelkę i dwa kieliszki. Caroline siedziała oparta o poduchy kanapy, czując się jak kot, któremu przyniesiono śmietankę. Stuknęli się kieliszkami. Pierre postawił butelkę na małym stoliczku obok kanapy i usiadł obok Caroline. Pociągnęła łyk szampana, potem drugi, czując, jak musujący płyn działa na jej wyostrzone zmysły. W chwilę potem Pierre odstawił jej kieliszek na stolik i przyciągną! ją łagodnie do siebie. Westchnęła i zarzuciła mu ręce na szyję. Jego pocałunek był czuły. Wtuliła się w Pierre'a, czując radość z powodu bliskości ich ciał. Potem Pierre zdjął przez głowę koszulę i zaczaj szybko rozpinać jej bluzkę. - Zostań ze mną, Caroline - szepnął jej do ucha. Te słowa podziałały na nią jak zimny prysznic. Nie chciała wymykać się rano jak zbieg. Nie chciała narażać się na chichot pielęgniarek z nocnego dyżuru, gdy będzie wracać do siebie. Uczucie, jakie żywiła do Pierre'a, było zbyt piękne, by narażać się na śmieszność. Powoli wysunęła się z jego ramion i przygładziła włosy. Gdy ujrzała niepokój w oczach Pierre'a, powiedziała: - Nie chcę, żeby ten pierwszy raz mnie skompromitował. W przyszłym tygodniu będziemy sami, daleko od pacjentów i kolegów. Uwierz mi, Pierre... - Rozumiem. Dlatego byłem zdziwiony, kiedy zgodziłaś się przyjść do mnie. Wiedziałem, jak się to skończy. Chciałem tylko na ciebie popatrzeć,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|