Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Był przy drzwiach, kiedy jego mózg ocknął się i Luke uświadomił sobie, że nie może
wrócić teraz, w trakcie lekcji, ponieważ z pewnością ktoś zauważy, kiedy będzie samotnie
szedł korytarzem. Ile osób nakrzyczało na niego i Rolly ego tamtego pierwszego dnia? Luke
popatrzył na zegarek i odszyfrował godzinę - było dopiero wpół do drugiej.
Najprawdopodobniej za pół godziny będzie przerwa, podczas której Luke zdoła wmieszać się
niepostrzeżenie w strumień chłopców przemieszczających się między klasami.
Oparł się bezradnie o szorstką ceglaną ścianę obok drzwi, niemal celowo szorując o
nią ramionami i ocierając czołem, żeby zabolało. Może powinien pobiec z powrotem do lasu,
gdzie mógłby znalezć lepszą kryjówkę, ale w tym momencie nic go nie obchodziło. Poświęcił
dla bezpieczeństwa wszystko: swoje imię, swoją rodzinę - a w tej chwili nie wydawało mu
się, żeby zrobił taki świetny interes.
Tak czy inaczej las przestał być pokusą nie do odparcia, bo nie należał już do niego i
właściwie nigdy do niego nie należał.
Stojąc obojętnie obok zamkniętych drzwi, Luke nagle wyciągnął wnioski ze
wskazówek, których wcześniej nie zauważył, ponieważ był zbyt ograniczony, zbyt ślepy lub
zbyt pełen nadziei. Oczywiście, że niektórzy chłopcy wyprawiali się do lasu, dlatego właśnie
dyżurny był taki spanikowany tamtego wieczora, kiedy zauważył Luke a w pobliżu drzwi.
Dyżurny nie pilnował korytarza, tylko drzwi. Jacyś chłopcy chcieli się wyślizgnąć na
zewnątrz w nocy, a dyżurny upewniał się, czy jest bezpiecznie. Najprawdopodobniej przez
cały czas wychodzili do lasu.
Luke mógł sobie wyobrazić, jak zachowaliby się, gdyby znalezli ogród. W wyobrazni
słyszał, jak jeden woła do innych:  Ej, patrzcie! Chodzcie, rozwalimy to! .
I to właśnie zrobili - gromada chłopaków podeptała ziemniaki, połamała maliny i
porozrzucała wyrwane pędy fasoli po całym ogrodzie. Po tym ogrodzie, który należał do
Luke a.
- Znajdę was - wyszeptał. - Dorwę was.
ROZDZIAA SIEDEMNASTY
Dokładnie o godzinie drugiej Luke uchylił odrobinę drzwi i zerknął do środka. Miał dobre
wyczucie czasu - chłopcy wychodzili z klas z pochylonymi głowami i wzrokiem wbitym w
ziemię. Jednakże dokładnie naprzeciwko drzwi stał dyżurny, więc Luke cofnął się
pospiesznie.
Spójrz w inną stronę, spójrz w inną stronę - nakazał w myślach dyżurnemu Luke.
Odczekał chwilę, ale kiedy przysunął się do drzwi, chcąc znowu zajrzeć, zobaczył, że
raptownie się zamknęły.
No nie - Luke zaczął się zastanawiać, co się mogło wydarzyć. Czyżby dyżurny
zobaczył, że drzwi są otwarte, pomyślał, że to ktoś z jego gangu opryszków zapomniał je
zamknąć, i zatrzasnął tylko dlatego, żeby ratować skórę?
A może wiedział, że Luke jest na zewnątrz?
Tylko spokojnie - powtarzał sobie bezskutecznie Luke, w którym jednocześnie kłębiła
się panika i wściekłość. Nienawidził tego dyżurnego; na pewno był wśród chłopaków, którzy
stratowali jego ogród.
Luke mógł poszukać innych drzwi albo odczekać kolejną godzinę z nadzieją, że
posterunek przy drzwiach przejmie nowy dyżurny, który nie okaże się tak uważny. Mógł też
wrócić do lasu i zaczekać aż do zwykłej pory powrotu.
Ale nie zrobił tego - złapał za gałkę drzwi i szarpnął je do siebie.
Kiedy stanęły otworem, zobaczył, że dyżurny w tym momencie nie patrzy
bezpośrednio na drzwi. Gdyby Luke był dostatecznie szybki, mógłby wśliznąć się do środka,
nie zwracając na siebie uwagi. Jednakże pozwolił, żeby drzwi zatrzasnęły się za nim.
Gromadka chłopców wlepiających oczy w podłogę została zaskoczona nagłym hałasem, na
tyle nieoczekiwanym, że niektórzy nawet podnieśli na moment głowy. Inni zerwali się do
biegu, tak przerażeni, jakby ktoś wypalił ze strzelby; ale byli też i tacy, którzy nawet nie
popatrzyli w kierunku Luke a.
Dyżurny momentalnie odwrócił głowę, więc Luke szybko dołączył do przesuwającej
się powoli grupki chłopców ze spuszczonymi głowami. Ale zanim sam opuścił głowę, kątem
oka pochwycił wzrok dyżurnego - ich spojrzenia spotkały się na chwilę. Luke spodziewał się,
że dyżurny chwyci go za kołnierz i powlecze do gabinetu dyrektorki, niemal czuł, jak kuli w
przerażeniu ramiona.
Nic się jednak nie wydarzyło.
Luke szurał nogami w grupie innych chłopców, a kiedy odważył się podnieść znowu
spojrzenie, dyżurny starannie omijał go wzrokiem.
On wie, że byłem na zewnątrz - pomyślał Luke. - I wie o tym, że ja wiem, że on wie.
Dlaczego niczego nie zrobił?
Luke uświadomił sobie, że sytuacja przypomina partię szachów. Pamiętał, jak pewnej
zimy Matthew i Mark przynieśli ze szkoły pudełko szachów, a potem bardzo długo trwały [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript