Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mo\e mogłaby zadzwonić do swojego brata Adama? Albo do starszej
siostry Caroline? Chocia\ nie; Caroline miała dość własnych zmartwień i
obowiązków, \eby jeszcze ją czymś obcią\ać. Ale kuzyn Michael? Mo\e
on...
- Radość i wdzięk jakoś ci dzisiaj, złotko, nie wychodzą - stwierdził
zdegustowany Dominie. - No dobrze, zapomnij o wdzięku. Poka\ mi, jaka
jesteś szczęśliwa. Brawo! Teraz pochyl głowę w lewo. W lewo, do jasnej
cholery! I nie ruszaj się. Powiedziałem: nie ruszaj się!
Tak, energiczny, przedsiębiorczy, pracowity Michael. Ucieszyła się z
pomysłu. Michael był jednym z wiceprezesów Fortune Cosmetics,
odpowiedzialnym za produkcję. Wszystkiego mógłby się dowiedzieć o
prywatnym \yciu Rafe'a. On albo jego niezwykle sprawna i kompetentna se-
kretarka. Julia Chandler znała świat biznesu nie gorzej od swojego szefa.
Allie podjęła decyzję. Podczas przerwy na lunch zadzwoni do Michaela lub
do Julii. Jeśli oczywiście Dominie zezwoli na jakąkolwiek przerwę.
Rzuciwszy ukradkowe spojrzenie na fotografa, zobaczyła jego
niezadowoloną minę. Wiedziała, \e na przerwę nie ma co liczyć.
Przynajmniej przez kilka godzin.
ROZDZIAA SZÓSTY
W ciągu następnych dni Rafe spędzał z Allie od czternastu do
szesnastu godzin na dobÄ™, ale sami we dwoje byli jedynie podczas porannego
joggingu. Układ taki idealnie Rafe'owi odpowiadał. Zwa\ywszy na fakt, i\
nadal czuł na wargach smak jej ust, wiedział, \e tylko by się męczył, gdyby
częściej przebywali razem.
Mimo to codziennie starał się zmusić płuca i nogi do odrobinę
większego wysiłku, tak by za ka\dym razem choć o minutę wydłu\yć bieg.
Tłumaczył sobie, \e robi to dla niej. Od świtu do nocy, kiedy to
zamykała się w domku, twierdząc, \e jeśli ma dobrze wyjść na zdjęciach,
potrzebuje ośmiu godzin snu, była stale otoczona ludzmi. Nie miała chwili
wytchnienia. Tylko z samego rana w trakcie biegu mogła być sobą. Nie
musiała słuchać poleceń, uśmiechać się na zawołanie, przechylać głowy,
opuszczać brody, tkwić bez ruchu. Nie musiała wkładać du\ych ciemnych
okularów, \eby makija\ nie rozpłynął się jej między ujęciami. Po prostu
wystawiała twarz do słońca i biegła przed siebie, wolna jak ptak.
Czwartego ranka Rafe wcią\ dyszał jak staromodna lokomotywa, ale
przynajmniej był ju\ w stanie dotrzymać Allie tempa. Sapiąc głośno, biegł
koło niej i z przyjemnością zerkał na jej profil. Z makija\em na twarzy
wyglądała nieskazitelnie. Bez makija\u - równie pięknie. Przekonał się, \e
Allie podchodzi do swojej urody w sposób niezwykle praktyczny. Traktowała
ją jak dar, taki sam jak dobry słuch u muzyka lub głos u śpiewaka, i robiła
wszystko, by starczył jej na długie lata.
Cierpliwość tej kobiety, jej wdzięk i pogoda ducha w sytuacjach
zdawałoby się stresujących, nieustannie go zadziwiały. Ani razu nie zje\yła
się, słysząc krytyczne uwagi rzucane pod swoim adresem przez ró\nych
ludzi, począwszy od Dominica, a skończywszy na jakimś elektryku czy
stolarzu hotelowym, który przyszedł popatrzeć na sesję zdjęciową. Z kolei
Rafe, którego coraz bardziej korciło, by powiedzieć tym wszystkim
malkontentom, \eby wreszcie się od Allie odczepili, ciągle zaciskał gniewnie
pięści i gryzł się w język.
Przypomniawszy sobie jednÄ… wyjÄ…tkowo obrzydliwÄ… sesjÄ™, zaklÄ…Å‚ cicho
pod nosem. Biegnąca obok Allie przyjrzała mu się z zatroskaniem.
- Dobrze się czujesz? - spytała.
- Nie - odparł. Kąciki jej warg zadr\ały.
- Chcesz wracać?
- Tak. Ale najpierw spróbujmy dobiec do szosy stanowej.
- Jak tak dalej pójdzie, to kto wie, mo\e spodoba ci się jogging?
- WÄ…tpiÄ™.
Rozległ się dzwięczny, wesoły śmiech. Rafe ze zdumieniem uświadomił
sobie, \e chocia\ towarzyszy Allie od kilku dni, po raz pierwszy słyszy, jak się
śmieje. Zaciskając zęby, zmusił mięśnie do jeszcze większego wysiłku. Z
ka\dym krokiem, jaki stawiał, wzbijał tumany kurzu. A chłodne poranne
powietrze, którym oddychał, sprawiało, \e płuca wyły mu z bólu.
Dobiegnie do szosy, choćby miał skonać.
Nie skonał; odetchnął z ulgą, kiedy dotarł do celu i z niekłamaną
radością ruszył w drogę powrotną. Zwolnił tempo dopiero po minięciu bramy.
Odległość dzielącą bramę od domków pokonali szybkim marszem.
Wędrując przez dziedziniec, Rafe wciągnął w nozdrza dolatujący z kuchni zapach
sma\onej cebuli. Głośne burczenie, jakie rozległo się w porannej ciszy, oznaczało
jedno: \e jego brzuch domaga się szybkiego uzupełnienia straconych podczas
joggingu kalorii.
- Allie, mo\e byś zjadła ze mną śniadanie, co? Pyszne, sycące, a nie
jakÄ…Å› grzankÄ™ z kawÄ…...
Zmarszczyła z niechęcią nos.
- Chyba mi nie powiesz, \e o siódmej rano zamierzasz opychać się
sma\onÄ… cebulÄ…?
- A wyobra\asz sobie huevos rancheros bez cebulki?
- W ogóle ich sobie nie wyobra\am.
Rafe stanął w pół kroku i obrócił ją twarzą do siebie.
- Nigdy nie jadłaś jajek sadzonych na placku kukurydzianym? Z
rozgotowanÄ… fasolÄ… i sosem chili? Z cebulkÄ… na wierzchu, serem, no i
wszystkim, co pozostało
w lodówce z wczorajszej kolacji?
Wzdrygnęła się.
- Nie zapominaj, \e pochodzę z Minnesoty. W przerwach między
wyjazdami mieszkam na Manhattanie. Gdzie ja tam znajdÄ™ huevos rancheros?
Zakładając, oczywiście, \e chciałabym znalezć, a chyba nie chcę.
- Ale teraz jesteś w Nowym Meksyku. To tutejsza specjalność.
Powinnaś jej chocia\ skosztować.
Tak jak się tego spodziewał, nie dała się skusić.
- Nie mogę. Przynajmniej nie dziś. Ekipa na mnie czeka... Mo\e... [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript