[ Pobierz całość w formacie PDF ]
myszką i obszar naszego kraju wypełnił mapę. W okolicy Warszawy było widać plamkę wiśniowej barwy. - Anomalia warszawska - odczytałem. - Powiększ. Kontur naszego miasta wypełnił ekran. Nieregularna ciemna plama obejmowała Starówkę i Nowe Miasto. Wybiegały z niej jakby języki na boki. - Co to jest do diabła?! - Fraktal - mruknąłem. - Co takiego? - zdumiał się. - Tak się nazywa takie twory geometryczne; u\ywa się ich do opisywania pewnych zjawisk w teorii chaosu i nie tylko. Tam, gdzie nie ma ostrych granic zasięgu zjawiska... - Bo\e, nigdy więcej fizyki - jęknął. - Od samego słownictwa mózg się rozpuszcza. - Oj, proszę nie panikować... - Bardziej się nie da powiększyć? - Niestety. Ale skoro ma swoją nazwę, to znaczy, \e ktoś tę anomalię badał - mruknąłem. - A nasz drogi przyjaciel powinien o tym wiedzieć, skoro zajmuje się grawitacją. Spojrzałem na zegarek. - Jadę na politechnikę. Mo\e uda mi się złapać kogoś od grawitacji... Zabierze się pan ze mną? - Jeszcze raz słuchać fizycznego bełkotu? - wzdrygnął się. - W \yciu. Jedz sam. I jak będziesz referował wyniki, to zrozumiałym dla białego człowieka językiem... No i pojechałem. *** Doktor Radziński skończył wykład, studenci opuszczali salę. Stanąłem skromnie w drzwiach. - Pan do mnie? - obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem. - Owszem. Paweł Daniec, Ministerstwo Kultury i Sztuki - okazałem legitymację. Na jego twarzy odbiło się głębokie zaskoczenie. - Czym mogę słu\yć? - zapytał. - Chciałbym porozmawiać na temat warszawskiej anomalii grawitacyjnej. - Oczywiście, zapraszam do mnie do gabinetu. Zasiedliśmy wygodnie w drewnianych fotelach. - Widzi pan, anomalia warszawska jest niezwykle ciekawym tworem - powiedział takim tonem, jakby prowadził wykład. - Jej badania trwają od piętnastu lat. Za kilka dni przyjedzie do nas ekipa z USA, te\ chcą to mierzyć. Zupełnie niesamowita rzecz. I chyba ciekawa, skoro zainteresowała nawet przedstawiciela Ministerstwa Kultury i Sztuki - uśmiechnął się lekko. - A zatem, młody człowieku, proszę sobie wyobrazić niemal okrągłą plamę o dość rozmytych brzegach... Z wszystkich anomalii grawitacyjnych \adna nie jest okrągła... Mają charakter stały, nasza pulsuje. Jej moc zwiększa się i słabnie cyklicznie, wieczorami i w zimie jest mocniejsza, latem i w dzień słabnie... Zobaczy pan zresztą wykres... Poło\ył przede mną wydruk. - Jest skorelowana ze słońcem - dodał. - Moc zwiększa się na mniej więcej pół godziny 109 przed jego zachodem. Jest te\ coś jeszcze i to fascynuje nas najbardziej. W zimie moc zaczyna rosnąć między szóstą a siódmą rano, niezale\nie od tego, o której następuje świt. - Mo\e jak ludzie włączają światło w mieszkaniach, pole elektromagnetyczne wpływa jakoś na aparaturę pomiarową? - Niewykluczone, choć w zasadzie nie powinno... Zadumał się, a potem szybko nabazgrał kilka słów na kartce papieru. - Jak silna jest ta anomalia? - Prawie trzy procent. Jest najmocniejsza na Ziemi i przy tym najmniejsza... Jest jeszcze coś. Przewa\nie mamy do czynienia z anomaliami, które łączą w sobie oddziaływania grawitacyjne i magnetyczne... Coś takiego jest w rejonach uskoków tektonicznych i ognisk magmy. Ta jest czysta. śadnych śladów zaburzeń magnetycznych. Tylko grawitacyjne. - Mo\na zobaczyć dokładny plan tego rejonu? - Oczywiście... Mapa. Wspomnienie sprzed zaledwie kilku miesięcy. I ju\ wiedziałem wszystko... *** Wparowałem do biura zadyszany. - Co tam, mój drogi? - szef spojrzał na mnie znad okularów. - Szefie, maszyna ciągle działa! - zaraportowałem. - Mam dowody! - Jakie\ to dowody? Streściłem mu rozmowę z doktorem Radzińskim, a potem opowiedziałem o spotkaniu ze znajomym nauczycielem... Szef milczał przez chwilę. - Przydarzyło mi się coś podobnego - powiedział - i te\ chodzi o ten rejon - streścił mi rozmowę z monterem sprawdzającym licznik. - A zatem - powiedziałem - to draństwo istnieje... - Tak, tylko nie wiemy dokładnie, o który dom chodzi, ani gdzie zostało ukryte - dodał. - Strych, piwnica, wnęka ścienna... mo\e nawet stoi u kogoś w mieszkaniu... - Znajdziemy - mruknąłem. - Jutro rano. - Dziś wieczorem. Musimy zrobić przynajmniej rekonesans - poderwał się z krzesła. - Naprzód, Pawle. Wsiedliśmy do Rosynanta i pojechaliśmy. *** Nie dotarliśmy na miejsce: ulica była rozkopana. Zaparkowałem jeepa u jej wylotu i dalej ruszyliśmy na piechotę. Głęboki wykop biegł wzdłu\ domów. Na dnie spoczywał gruby jak anakonda kabel w czarnej izolacji. Widocznie świe\o poło\ony. - Jeśli ju\, to gdzieś tutaj - oceniłem. - A niech mnie - mruknął szef wpatrując się w tablicę wiszącą na elewacji budynku. Zastukaliśmy do drzwi, ale odpowiedziało nam głuche milczenie. - Dziś ju\ za pózno - powiedziałem - jutro trzeba wpaść do zarządu domów komunalnych i niech nam dadzą pozwolenie na spenetrowanie piwnic... Nagle zamilkłem. Ulicą nadchodził nasz znajomy fizyk. W ręce trzymał jakieś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|