Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przez moment tkwił bez ruchu, wciąż oszołomiony.
Wreszcie oprzytomniaÅ‚. W porzÄ…dku. Docenia dobre chÄ™­
ci Amber i wdziÄ™czny jest za pomoc. Kiedy jutro siÄ™ spot­
kają, na pewno jej o tym powie. Ale musi jej również
uświadomić kilka innych rzeczy. Owszem, zależy mu na
pracy w Santa Rosie, na pieniądzach i prestiżu, i może
rzeczywiście przydałby mu się nowy garnitur. Ale jeżeli
Amber sądzi, że wszystko może z nim zrobić - rozjaśnić
mu włosy, kazać włożyć niebieskie szkła kontaktowe - to
siÄ™ grubo myli. O tym, czy zdobÄ™dzie upragnione stano­
wisko, powinna decydować wiedza, charakter, podejście
do pacjentów, a nie atrakcyjny wygląd.
Mają udawać narzeczonych. Nie lubił kłamać. Może
udawanie to nie to samo co kłamstwo, ale udawania też
nie lubił. Niestety, nie miał wyboru.
KiedyÅ› siÄ™ przyjaznili. Teraz też czujÄ… do siebie sym­
patię. Przynajmniej pod tym względem nie muszą grać.
Wsiadł do samochodu. Nie muszą grać? Akurat!
W obecności Amber trawiło go pożądanie, które cały
czas w sobie tłumił. Udawał zrelaksowanego, chociaż był
spięty, udawał obojętnego, chociaż miał ochotę porwać
jÄ… w ramiona.
ROZDZIAA CZWARTY
- Słowo daję, chyba znalezliśmy!
Tripp odruchowo zacisnął zęby. Bał się, że jeśli Andre
jeszcze odrobinę podniesie głos, trzyskrzydłowe lustro
rozpryśnie się na tysiące kawałków.
- Ma styl. Ma klasę, klasę przez duże K. I leży jak
ulał. Jest po prostu doskonała! - Zachwycony, przejechał
ręką po swoich krótko ostrzyżonych, jasnych włosach.
- Prawda, Amber?
Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Owszem, jest całkiem niezła - przyznała.
- NiezÅ‚a? NiezÅ‚a? - Andre nie mógÅ‚ wyjść z oburze­
nia. - Moim zdaniem ta marynarka wyglÄ…da fantastycz­
nie! Jak pan sÄ…dzi, doktorze?
Trippowi przemknęło przez myśl, że chyba lepiej by
siÄ™ bawiÅ‚ na stole operacyjnym, poddajÄ…c siÄ™ przeszcze­
powi nerki, niż krążąc od wieszaka do wieszaka.
- Jest czarna - stwierdził. Wszystkie marynarki, które
dziś przymierzał, były w tym kolorze.
Andre popatrzył z błaganiem w oczach na Amber.
- Czerń, mój drogi, to kolor klasyczny, który nigdy
nie wychodzi z mody. Czarny garnitur można włożyć na
ślub i na pogrzeb, do eleganckiej restauracji, na galę, jak
również na wszelkie skromniejsze okazje. Montgomery
62 SANDRA STEFFEN
Perkins jest czÅ‚owiekiem w czepku urodzonym. Dwa­
dzieÅ›cia pięć lat temu przeniósÅ‚ siÄ™ z rodzinÄ… ze wschod­
niego wybrzeża do Kalifornii. Jego przodkowie przybyli
do Ameryki na statku  Mayflower". Tacy jak on majÄ…
szafę pełną czarnych garniturów. Ludzie, z którymi się
zadają, również.
Tripp wytrzeszczył oczy.
- SkÄ…d wiesz?
- Przeprowadziłam małe śledztwo - odparła. -
Z moich informacji wynika, że doktor Perkins jest nie­
zwykle bogatym czÅ‚owiekiem o bardzo konserwatyw­
nych poglÄ…dach. Osoba starajÄ…ca siÄ™ u niego o pracÄ™ na
pewno nie zyskałaby w jego oczach, gdyby pojawiła się
na przyjęciu z przyczepionym do twarzy nosem klauna
albo ubrana w tweedowy garnitur.
Na dzwiÄ™k sÅ‚owa  tweed" Andre zaczÄ…Å‚ siÄ™ wachlo­
wać, jakby zrobiło mu się niedobrze.
- To co? Znalezliśmy czy mamy dalej szukać? - spytał.
Tripp przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze. Musiał
przyznać, że marynarka rzeczywiście leży świetnie. I czuł
siÄ™ w niej doskonale.
- Ile kosztuje?
Andre wymieniÅ‚ jakÄ…Å› astronomicznÄ… sumÄ™. Tym ra­
zem Tripp nawet nie próbowaÅ‚ ukryć zdumienia. Przy­
mierzył już dziesięć czy piętnaście marynarek, z których
każda kosztowała więcej niż jego miesięczny czynsz. Na
wieszakach wisiaÅ‚y dziesiÄ…tki, ba, setki innych. Prze­
szczep nerki byłby zapewne bez porównania tańszy
i przyjemniejszy.
Ponownie zerknÄ…Å‚ na swoje odbicie.
ZONA NA POKAZ
63
- W porządku - powiedział płaskim, bezbarwnym
głosem. - Biorę.
Andre rozpromienił się.
- Znakomicie. A teraz spodnie, koszula i krawat.
Myślę, że najlepsza byłaby koszula w kolorze szarym,
a krawat...
W tym momencie zadzwonił telefon. Andre westchnął.
- To pewnie Jules dzwoni, żeby spytać, dlaczego tak
dÅ‚ugo nie ma mnie w domu. Przepraszam, muszÄ™ ode­
brać. Ale za momencik wrócÄ™ do pana i dobierzemy re­
sztę. - Odbiegł w podskokach.
- Nie śpiesz się - mruknął pod nosem Tripp.
- Wiesz, mógÅ‚byÅ› siÄ™ wiele od niego nauczyć - po­
wiedziała cicho Amber.
- Tak? - Tripp spojrzał w stronę kasy, przy której
Andre rozmawiał przez telefon. - Na przykład czego?
- Uniżoności. Podlizywania się.
WzdrygnÄ…Å‚ siÄ™.
- Nie zaszkodziłoby również, gdybyś się uśmiechał.
- Uśmiecham się.
- Nie zauważyłam. Kiedy?
Wyszczerzył zęby. Amber pokręciła głową.
- Takie wymuszone siÄ™ nie liczÄ…. Kiedy ostatni raz
uśmiechnąłeś się szczerze?
ZmarszczyÅ‚ z namysÅ‚em czoÅ‚o. I skrzywiÅ‚ siÄ™ - szcze­
rze, niewymuszenie. Amber posÅ‚aÅ‚a mu triumfujÄ…ce spoj­
rzenie, jakby chciała powiedzieć: No widzisz?
- Mam kilka wskazówek, które mogą ci pomóc
w uzyskaniu upragnionego stanowiska. Ale na razie
zmieńmy temat. Andre jest wspaniały, nieprawdaż?
SANDRA STEFFEN
64
- Prawdaż.
- No proszę, co za szalony entuzjazm. - Zmierzyła
go chłodnym wzrokiem. - O co ci chodzi?
- Pomijając fakt, że nie mam ani czasu na strojenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript