[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwolennicy wy moi kosmaci. Za dziesięć, piętnaście minut, nie dalej. Nie będzie tam, oczywiście, \adnego zasieku, nawet zwy- kłej kłody w poprzek drogi, a tym bardziej miny przeciwpancer- nej: Wakulin Grób Uljanycz-Adichrnantjicz potrzebuje samocho- du, całego, a nie spalonych trupów, pomieszanych ze spalonym \elazem. Będzie raczej, jak przepowiada nasz odwa\ny Iwan-kur- de-Susanin, stary, nie wiadomo z jakich tajnych czasów chowany szlaban i - ponure, zle ogolone chłopy nagle wyjdą z lodowatej ciemności i staną w poprzek drogi. I akurat w tym momencie za- działa bezlitosna Korba mojego tajemniczego Fatum. .. .Wątpliwe. Z jakiej racji? Gdzie niebezpieczeństwo? Gdzie r przeszkoda dla moich planów i jakich? No, oddam im samochód! Jeden - bez wahania. A jak będą nalegać, to i obydwa. Do bazy jest z pięć kilometrów, na piechotę dotrzemy, jak baranki. Czy zaczniemy się przez to zabijać?... Właśnie o to chodzi: "czy". To ja w takiej sytuacji nie będę nikogo zabijał, a co postanowi moje Fatum, tylko Fatum wie. Je\eli. If anybody. A być mo\e i Ono nie wie (czy moneta wie, czy spadnie orłem czy reszką?). Ręka Losu to po\yteczna rzecz, ale czasami irytuje i poni\a, jak i ka\- da Ręka - obca, włochata, bezczelnie ojcowska, opiekuńcza, popychająca i trzymająca. .. .Dziwne, \e niczego się nie boję. Ju\ od wielu lat. To zlei Dobrze, je\eli Rodzic Strachu sam odczuwa strach i im więcej strachu wzbudza, tym bardziej sam się boi. Tak było zawsze i toł jest normalne. Ja jestem wyjątkiem. Coś tu nie gra. Jakaś patolo gia. Dawno to czuję, ale ani przyczyn, ani istoty nie mogę zrozu mieć, i nie ma kogo się poradzić. Nie ma na świecie lekarza, kro remu mo\na poskar\yć się na takie symptomy... Cholera, gdzie jest wreszcie ten szlaban? Ju\ najwy\szy czas... "Albo w łeb mi szlaban wlepi... jakiś inwalida..." Jaki? "Zmęczony"?... Nie. "Ponury"? Nie. ".. .mi beztroski inwalida"? Nie. Cholera. "Iwan, albo w łeb mi szlaban wlepi jakiś inwalida. Jaki inwalida?" Wanieczka, który prowadził, cię\ko pracując wszystkimi kończynami, tylko fuknął: "Chciałbym mieć pana pro- blemy, panie kierowniku", i w tym momencie zawołał Kronid: - Pierwszy, Pierwszy, ja Kronid, jak mnie słychać? - Dobrze pana słyszę, Kronidzie. Proszę mówić. - Przedstawiam dane o Wakulinie. Gerb Uljanowicz. Rok urodzenia: sześćdziesiąty trzeci. Wykształcenie średnie zawodo- we, ślusarz... - Proszę tylko najbardziej istotne. - Tak jest. Afgańczyk. Wojsko Desantowo-Powietrzne. Sier- \ant. Uczestnik akcji wojskowych w Karabachu, Naddniestrzu, Bośni i tak dalej. Ostatni raz brał udział - w Kandymie. Zało\y- ciel "białego ruchu". Współprzewodniczący Związku Farmerów, organizator bojowych dru\yn Farmerskich. Wielki właściciel ziemski, organizator sieci farm. Figuruje na listach gończych. Dwa razy był podejrzany, za ka\dym razem zwolniony za kaucją, a śledztwo kończyło się z braku dowodów winy. Oskar\enia... - Stop - powiedział. Zobaczył szlaban. - Dziękuję. Ju\. Idę Strona 163 Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt) na kontakt. - Powodzenia. - Dziękuję. Koniec. - Nie patrząc, ale ostro\nie, wło\ył czar- ny mikrofon w kształcie jaja do gniazda. ...Tak. Michael stoi. Martwym blaskiem świeci się granato- wa latarenka. Zwiatła. Reflektory. Kilka reflektorów, być mo\e wszystkie... W białym świetle szlaban w paski. Zamknięty. Lu- dzi nie widać. W ogóle nikogo i niczego nie widać, oprócz szla- banu i mrocznej masy zarośli. śadnego ruchu. I cisza. Tylko sil- nik warczy. "Albo szlaban w łeb zalepi mi ponury inwalida..." Nie, jednak jest jakiś ruch - po lewej stronie od Michaela. Jakieś czerwone odblaski... Czy to są blaski na szybie? "W łeb za chwilę szlaban wlepi mi bezradny inwalida..." I nagle -jakby zamarznięte krzaki przesunęły się i popłynęły - zaczęły poruszać się po-nad drogą - pionowe jasne i ciemne paski, jakby w głowie się kręciło i w oczach popłynęło. "Bo\-\- -\..." - ledwo gwizdnął Wanieczka nad uchem. Potwór, nienaturalnej wielkości zwierzę. Prawie niewidocz- ne. Raczej - prawie nie zauwa\alne. śółto-szare w czarne po- przeczne paski - zatrzymywało się i od razu zrastało z pejza\em. Wyobraznia nie przyjmowała go jako rzeczywistości. Maligna - tak. Halucynacja - tak. Gra mętnych cieni na zamarzniętym na- gim zagajniku wierzbowym. Dziwny koń... Cokolwiek, tylko nie rzeczywistość. Nie ma nic takiego i być nie mo\e... Ale to była rzeczywistość. Ono istniało. Tutaj. Obok samo- chodu. Ono patrzyło. Aeb. Mętne czerwone oczka. Krzywe nie- przyjemne usta... Nie paszcza, a usta. Nie głowa, nie czaszka, a- łeb... I zapach nagle skądś się wziął. Zapaszek. Zgnilizny. Albo śmierci... Albo strachu. Gdyby strach miał zapach, byłby właśnie taki... Zapaszek, od którego drętwieją kości policzko- we. .. To znaczy, \e strach ma zapach... - Co to, Boss? - szepnął Wanieczka, z du\ymi wargami, ma- lutki i od razu zmizerniały, jak przestraszony uczeń. - Milcz - powiedział ledwo ruszając ustami. - To basker. Milcz, on słyszy... .. .Mówili, \e trzeba je karmić ludzkim mięsem. Trupami, któ- re ju\ zaczęły się psuć. Mówili, \e rwą \elazo kłami, a pazurami wybijają przednie szyby samochodów. Jednym niedbałym ruchem łapy. Mówili, \e rozumiejąludzkąmowę. śe słysząbicie serca z od- ległości ponad kilometra. śe widzą przez mgłę, jak radary. śe mogą oddychać pod wodą. Ale za to, mówili, nie mają węchu. W ogóle. I nie mają głosu. Milczą. Tylko czasami - rzadko - śmieją się. Mówili, \e słuchają tylko dzieci, w wieku do trzynastu lat. Dorosłych nie uwa\ają za właścicieli, dorosłych uwa\ają za je- dzenie. Niesmaczne, co prawda. Dorosłych uwa\ają za surowce kulinarne. Mówili, \e w pewnym sensie są rozumne. Ale wyglądało to chyba gorzej. "Rozumne? - powiedział kiedyś Wikont, uśmie- chając się ponuro. - One nie są rozumne. Są szalone". Baskery stworzono specjalnie dla ochrony. Były idealnymi ochroniarzami. Bardzo chętnie kupowały je niektóre kraje twar- dej ręki. Zwietny towar eksportowy! Baskery nie mno\yły się. Baskera mo\na było tylko wychodowac, stworzyć, sformować, ulepić - ręczna robota, a jak to się robi, wiedzieli tylko posiada- cze psich farm, w dodatku nie wszyscy. W Rosji ju\ od pięciu lat handel baskerami był zabroniony. Same farmy istniały gdzieś na obrze\ach obowiązującego prawa. Ale farmerzy nie znali lepszej ochrony przed włóczęgami i bezdomnymi, przed sprytnymi, upar- tymi oddziałami specjalnymi, niszczącymi pola, i przed mafią, która chce wziąć pod kontrolę ka\dego wolnego właściciela ziem- skiego. Chodzi o to, \e baskera prawie nie mo\na zabić. Widzi kule. I pociski. A tym bardziej - powolne, samonaprowadzające rakiety... Oczywiście, trzeba było ich zabronić. Jeszcze wczoraj. Póki nie jest za pózno. Póki jesteśmy cali w naszych domach. Póki jeszcze nie zainteresowaliśmy ich tak naprawdę. Póki jeszcze do Strona 164 Strugaccy A i B - Poszukiwanie przeznaczenia(txt) nich nie dotarło, \e świe\e, którego tak nie lubią, bardzo łatwo przerobić w zepsute, które uwielbiają... Basker cały czas patrzył na nich \arzącymi się oczami - z po- gardą i obojętnie, a gdzieś tam, na skraju szalonego świata, krzy- czał ze wszystkich sił Iwan Susanin: nie trzeba... Gospodarzu ... Straszna sprawa, przecie\... Po dobremu trzeba się rozejść, po dobremu! I nagle megafonowy głos wymówił znikąd: - Gospodarzu, je\eli tu jesteś, przynajmniej daj znać. Cze- mu milczysz? Powoli, jak w wodzie, wyciągnął rękę i włączył urządzenie głośno mówiące. - Jestem tutaj - powiedział.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|