Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wierzchowiec w całym Imperium. Po prostu nawet najbardziej
89
wygodne siodło nie zapewniało komfortu jazdy. Czasami przyja-
ciele wytykali mi, że narzekam na niewygodę, bo nie umiem do-
brze jezdzić, ale nie mieli racji, przecież to nie moja wina, że ry-
marze są partaczami.
Aotr płynnie omijał przeszkody. Gladius, który ukryłem pod
połami ulubionego czarnego płaszcza z kapturem, na nierównym
terenie boleśnie stukał o biodro. Schowane za pazuchą mapy
przemieszczały się niebezpiecznie, ale na szczęście jazda nie trwa-
ła długo i wkrótce wyjechaliśmy z lasu na brukowany trakt łączą-
cy Ersen ze stolicą.
Minąwszy kilka wozów kupieckich, dotarliśmy do wschodnich
rogatek miasteczka. Powoli przejechaliśmy obok grubych słupów,
pozostałości po bramie, która przed wiekami, gdy Ersen znajdo-
wało się na granicy Imperium, broniła dostępu do miasta. Wrota
zostały usunięte, kiedy nie było już najezdzców, którzy mogliby
zagrozić mieszkańcom, a przynajmniej nie znajdowali się w bli-
skim sąsiedztwie. Pozostały tylko widoczne gdzieniegdzie frag-
menty murów obronnych i pionowe belki z resztkami poczernia-
łych zawiasów.
Znalezliśmy się na via Averinum, głównej alei Ersen, przy któ-
rej stały dwupiętrowe kamienice z czerwonych cegieł, zamieszka-
ne przez bogatych kupców i wysokich rangą urzędników. W miarę
zbliżania się do centrum ustępowały miejsca wysokim betonowym
insulom, zbudowanym wieki temu, ale utrzymywanym w niena-
gannym stanie przez patrycjuszowską rodzinę Aurelusów, do któ-
rej należała większość erseńskich czynszówek. Aurelusowie, wła-
ściciele rozległych latyfundiów na zachód od miasteczka, zarzą-
dzanie insulami powierzyli zaufanym pracownikom, a ci dbali o
90
stan budynków i zbierali opłaty od mieszkańców. Wysokość czyn-
szów była odwrotnie proporcjonalna do wynajmowanego piętra,
dlatego najniższe poziomy zajmowali bogaci rzemieślnicy i skle-
pikarze, a ostatnie najbiedniejsi proletariusze.
Mijaliśmy insule i przechodniów w prostych tunikach, dalma-
tykach lub subukulach, w różnych krojach i odcieniach. Niektórzy,
tak jak Sobrinus, nosili barbarzyńskie kurtki i koszule, inni płasz-
cze, paenule i lacerny. Kobiety ubierały się podobnie jak męż-
czyzni, choć niektóre nosiły długie suknie, a nawet staromodne
stole.
Przejechaliśmy niemal całą drogę prowadzącą do rynku. Przed
nami, na centralnym placu miasteczka, stała zdobiona rzezbami
okrągła fontanna - tam zawsze roiło się od ludzi. Panujący tam
gwar potęgowało nawoływanie kupców i sklepikarzy, którzy czę-
sto za pomocą zmyślnych rymowanek krzykliwie zachwalali swo-
je towary. W głębi były widoczne nowo wybudowany ratusz, stare
świątynie boga Saturnusa i bogini Juno, ozdobna mównica oraz
kolumny, na których upamiętniono ważne wydarzenia z historii
Ersen.
Skręciliśmy w boczną uliczkę, kierując się do karczmy U
Czarnego Dana. Piętrowa oberża odróżniała się od sąsiednich
budynków wielkim szyldem na dachu, przedstawiającym czarno-
brodego pirata z jednym okiem i papugą na ramieniu. Właściciel
gospody, staruszek Dan, z piractwem nie miał nic wspólnego,
szyld był zwykłym chwytem reklamowym. Interes przynosił zy-
ski; pobliska wieża Irrum sprowadzała do miasta poszukiwaczy
przygód, którzy zgodnie z tradycją szukali noclegu w gospodzie. I
choć w Ersen były całkiem niezłe hotele, karczma miała alkierze i
kwatery sypialne, które chętnie wynajmowano. Dzięki umowie
91
pomiędzy mną i Danem stary często opowiadał gościom o  nie-
samowitych umiejętnościach słynnego maga z wieży Irrum , a ja
odwdzięczałem się, mówiąc zleceniodawcom -  przyjdzcie jutro .
O tej porze oberża była prawie pusta, jedynie kilku stałych by-
walców siedziało w kącie izby, leniwie sącząc piwo z glinianych
kubków lub kufli z ciemnego szkła. Między rzędami długich dę-
bowych stołów i służących jako siedziska niskich ław krzątały się
zaopatrzone w miotły służki. Dan, rozsiadłszy się wygodnie za
kontuarem, palił ulubioną fajkę, co chwila stukając nią w blat. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript