Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ty im pomożesz.
Pomóż im.
Chyba jednak jest coś, o co chciałbym Cię prosić. Jeśli w krainie duchów spotkasz
moją żonę, Grace, powiedz, że ją kocham, tęsknię i wkrótce za nią pójdę.
Dziękuję
Thomas St. John (Kose Chinokanok)
Ember poczuła, jakby ktoś włożył jej kamień pod żebro. Listów były dziesiątki.
Przeczytała jeszcze pięć czy sześć, aż trafiła na kartkę napisaną ręcznie przez Toma Luca:
Droga Ember/Sisiutlqua!
Przez dwa tygodnie pościłem. Nic nie jadłem, piłem tylko wodę i czuję się bardzo
słaby, ale naprawdę czysty. Zbudowaliśmy z Bobbym saunę koło strumienia za domem jego
matki i zbieramy się tam co wieczór jeszcze z kilkoma innymi, śpiewamy w kółko piosenkę
budowniczych łodzi i wielorybników (nie znamy na razie innych), a potem kąpiemy się w
zimnym strumieniu. Zmywamy z siebie dawny brud. Od jedenastu tygodni nie palimy, nie
pijemy, nie zażywamy narkotyków. I nie będziemy już nigdy więcej.
Babcia Luc i babcia Flower opowiadają nam to, co pamiętają o Drodze.
W dniu ślubu Rona i Chanee będę wystarczająco czysty, żeby opowiedzieć wszystkim
mieszkańcom, co dla mnie zrobiłaś. Jesteś tutaj! To najlepsze, co zdarzyło mi się w życiu, i
najlepsze, co mogło się zdarzyć w naszej wiosce.
Quanoot-cha ki layo me, de ene poi hok.
Twój oddany sługa, Tom Luc
Ember już z daleka słyszała gniewne głosy dochodzące z wnętrza chaty plemiennej.
Serce skoczyło jej do gardła, kiedy stanęła u drzwi. Nie weszła. Przyłożyła oko do szpary.
Tom stał na środku izby. Twarz miał chudą i wysuszoną, ale jego czarne oczy błyszczały jak
obsydian. Długie włosy zaczesał na jedną stronę, tak jak czynili dawni wielorybnicy.
- Sisiutlqua jest tu z nami - rzekł do łysiejącego mężczyzny w koszuli rodeo, który stał
obok niego na środku izby. - Zaprzeczając temu, wyrzekasz się własnego dziedzictwa.
- Dziedzictwo Quanootów jest takie samo jak dziedzictwo białego człowieka: grzech i
śmierć! Ona nie jest zbawicielem, nawet jeżeli jest Sisiutlqua. Jedynym zbawicielem jest
Jezus Chrystus.
Niektórzy przytaknęli.
- Ale mnie nie zbawił, kiedy umierałem. Nie pokazał swojej twarzy. Widziałem za to,
jak jej światło sięga w morze ciemności i wyciąga stamtąd moją duszę. Czy to jest zbawienie,
czy nie?
Wielu ludzi przytaknęło chórem.
- Dajcie Jezusowi harpun, a nie będzie wiedział, który koniec jest ostry - odezwał się
Bobby Kynaka. Stracił na wadze i zapuścił włosy, także zaczesane na modłę wielorybników. -
On jest dla białych, dla filozofów i pisarzy. To nie wojownik. Wierzcie mi, Ember jest
wojownikiem.
Potarł palcem złamany grzbiet nosa.
- Od kiedy wybrałem drogę wojownika, znów czuję się dumny z tego, że jestem
Quanootem.
Wszyscy naraz zaczęli mówić i przekrzykiwać się.
Jimmy Ozette, ojciec Ember, wystąpił na środek. Smugi siwizny przyprószyły jego
czarne włosy i brodę; blada ukośna blizna, ślad po zębach piły mechanicznej, przecinała jego
szeroki nos i prawy policzek. Uniósł ręce. Rozmowy ucichły.
- Proszę was wszystkich po raz drugi: rozejdzcie się do domów, ochłońcie i
przemyślcie wszystko jeszcze raz. Poza tym wydaje mi się, że Ember też ma w tej sprawie
coś do powiedzenia.
W tym momencie Ember weszła do izby.
- Nie jestem Sisiutlquą - powiedziała głośno.
Wszyscy odwrócili się w jej stronę.
Matka, Mike i Kaigani podbiegli, żeby ją uściskać. Wszyscy razem podeszli do
Jimmy ego. Niektórzy wyciągali ręce, by dotknąć jej włosów, inni przeciskali się, żeby być
bliżej.
Zapadła cisza. Ember rozglądała się powoli, zatrzymując wzrok na każdej twarzy.
Niektórzy marszczyli czoło, inni drżeli ze łzami w oczach.
- Nazywam się Ember Ozette. Znacie mnie wszyscy. Niektórzy nawet dobrze. Jestem
taka sama jak dawniej, nic się nie zmieniłam. Tego dnia na górze ogrzałam Toma... Mam
bardzo ciepłe ciało, ludzie nawet z tego żartują... Ale nie mam nic wspólnego z tym, co się tu
o mnie mówi.
Spojrzała na Toma klęczącego u jej stóp.
- To nie znaczy, że odrzucam Quanoot-cha. To dobrze, że ty, Bobby i inni wybraliście
Drogę wojownika. Ale ja nie jestem Sisiutlquą. Wszyscy powinni o tym wiedzieć. -
Wyciągnęła rękę do Toma. - Wstań. To ja, Ember.
Tom schylił głowę
- Ona jest szatanem! - Wrzasnęła jakaś kobieta.
Ktoś podchwycił, inni zaczęli zaprzeczać. Wysoka, koścista kobieta wstała, podeszła
do Ember i spojrzała jej w oczy. Była to jej babka ze strony matki.
- Ja wiem dobrze, kim jesteś, Ember. Następnego dnia po powrocie mojej córki Cheny,
osiemnaście lat temu, Starzec przybył do chaty nad Otter Creek, gdzie zamieszkaliście. Ty
byłaś wtedy noworodkiem. On nie ruszył się z wyspy, jak długo sięgają pamięcią najstarsi
ludzie, ale pośpieszył tam, żeby cię zobaczyć. Powiedział, że będziesz wielką kasko -
Sisiutlquą. Pocałował cię w czoło i odszedł. Wszyscy widzą, że nie jesteś taka sama jak my.
Jesteś wyjątkowa. Starzec o tym wiedział. On wiedział.
Chena zmarszczyła czoło.
- Mamo, mówiłam ci sto razy, że nie mam pojęcia, co on mówił. - Rozejrzała się po
zebranych. - To tylko plotka. Jimmy i ja nie znamy dawnego języka. Nie wiemy, co
powiedział starzec.
Po policzkach staruszki płynęły łzy.
- Chena, urodziłaś Sisiutlquę. Starzec wiedział o tym. To część wielkiego planu.
Dzięki temu nasza rodzina znów będzie razem! - Klasnęła w dłonie. - Chianoot-cha ki layo
me, de ene poi hok!
Tom, Bobby i kilku innych podchwyciło afirmację. Ember oddychała z trudem.
- To ty wszystko zacząłeś, Tom - wykrztusiła. - I ty musisz to powstrzymać. Proszę
cię.
- Sisiutlqua ma poddawać wojowników próbie, upewniać się, że ich wiara jest żywa.
Moja jest.
- Dobrze! - Zawołała Ember. - Jeśli mnie do tego zmusicie, wyjadę z Whaler Bay.
Wyprowadzę się stąd i nie wrócę... Mogę jechać do szkoły w Los Angeles albo na Florydę.
Czy o to wam chodzi? Chcecie, żebym zostawiła rodzinę?
- Uspokój się, kochanie - odezwała się Chena. - Wez głęboki oddech.
Tom wstał ze zranionym wyrazem twarzy.
- Czy robimy coś zle? - Spytał. Jego ramiona drżały. - Pościłem przez kilka tygodni.
Zmieniłem się, naprawdę się zmieniłem. Powiedz, czego od nas oczekujesz. Potrzebujemy
twojego przewodnictwa, Sisiutlqua.
- Dość tego. Wyjeżdżam - powiedziała Ember. Przeciskała się przez tłum jak klin,
który wbija się w kłodę drewna. - Chcesz wiary! - Krzyknął Tom. - Oto ona!
Rozerwał koszulę. Guziki poleciały na wszystkie strony. Tom wyjął z pochwy duży
myśliwski nóż. Wszyscy wstrzymali oddech. Ember stanęła przed drzwiami i odwróciła się.
- Ocaliłaś mnie kiedyś. Wierzę, że zrobisz to po raz drugi.
- Nie! - Krzyknęła Ember. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript