[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lubiła ten kolor i wszystko w ich mieszkaniu było utrzymane w różnych odcieniach błękitu. Z sąsiedniego domu wyszła młoda kobieta, rozglą dając się za dzieckiem. - Brendan James, masz tu zaraz przyjść! - zawo łała. - Widzę cię! - Roześmiała się i spojrzała w stro nę Cassie. - Mój Boże! To ty? - Cyntia Graham? - upewniła się Cassie, rozpozna jąc przyjaciółkę z dzieciństwa. - Nie mogę uwierzyć! Nadal tu mieszkasz? - Tak. Rodzice wyprowadzili się do San Juan Ca- pistrano i dali nam ten dom w prezencie ślubnym. - Wyszłaś za mąż, a to pewnie twój synek. Witaj! Malec przytulił się do matki. - Przywitaj się, Brendan. To moja przyjaciółka, Cassandra. - Mówcie mi Cassie. A to mój przyjaciel, Jake Griffin - powiedziała. - Milo mi - rzekł, witając Cyntię. - Cześć, mały. - Podał rękę malcowi. - Kowboj - powiedział chłopczyk, wpatrując się z zachwytem w mężczyznę. - Można tak powiedzieć - zgodził się Jake. - Kapelusz - objawił zainteresowanie mały. - Tak, kapelusz - potwierdziła jego mama, a Cas sie pomyślała, że i ją czekają niedługo takie rozmowy. 288 CHARLENE SANDS - Co za niespodzianka! Macie czas, by czegoś się napić? - spytała Cyntia. - Rodeo jest dopiero po południu - rzekł mężczy zna. Pół godziny pózniej obie kobiety siedziały na gan ku, popijając lemoniadę, a Jake bawił się piłką z Bren- danem. - Dobrze łapie jak na dwulatka - zauważyła Cassie. - Lubi piłkę. Ojciec gra z nim, kiedy tylko może. Chuck jest strażakiem i pracuje na zmiany. Brendan lubi, gdy tata jest w domu. Zwykle bywa nieśmiały wobec obcych, lecz Jake dobrze radzi sobie z dziećmi. Brendan od razu do niego przylgnął. Cassie obserwowała, jak jej towarzysz troskliwie obchodził się z chłopczykiem. Wiedziała, że byłby do brym ojcem. Chyba nie powinna mu tego utrudniać. Może te dni spędzone razem wiele między nimi zmienią. - Tak - powiedziała. - Ma dobre podejście do dzieci. ROZDZIAA DWUNASTY Cassie po raz ostatni spojrzała w hotelowe lustro i poprawiła czarną sukienkę, tę którą miała na sobie także pamiętnej nocy. Jake miał pojawić się za chwilę. Po zawodach rodeo zjedli kolację w najlepszej restau racji hotelu Silverado". Potem kowboj musiał odbyć spotkanie z wielbicielami swojej sztuki jezdzieckiej i zręczności, by złożyć autografy, lecz dziewczyna nie towarzyszyła mu podczas tej akcji, bo poczuła się zmę czona. Początkowo nie chciał zostawić jej samej, lecz za pewniła, że nic się jej nie stanie, gdy odpocznie trochę w samotności, tak naprawdę zaś pragnęła sprawić mu niespodziankę. Kiedy usłyszała, że otwiera drzwi, wzięła głęboki oddech. W pokoju paliły się świece, na stole stał tort czekoladowy również ozdobiony świeczkami. Przywi tała Jake'a ciepłym uśmiechem. - Wszystkiego dobrego w dniu urodzin - rzekła. Zatrzymał się zdumiony, próbując zamaskować przenikające go uczucia. - Skąd wiedziałaś? - Już prawie po północy, więc to twoje święto, a powiedział mi o nim mały ptaszek - zażartowała. - 290 CHARLENE SANDS Pomyślałam, że powinniśmy urządzić sobie taką pry watną uroczystość. Jake w milczeniu przymknął oczy, drżał na całym ciele. Cassie zrozumiała, co przeżywał. Wzięła go za rękę, posadziła na kanapie. - Masz tu tort, szampana i świeczki. Niech się speł nią twoje życzenia, a nawet więcej. - Więcej? Skinęła głową i delikatnie pocałowała go w usta. Jake uznał to za przyzwolenie, pogłębił pocałunek, wsunął dłonie w jej włosy. Przeciągnął wargami po szyi i w dół, ku piersiom. Cassie przeniknął dreszcz namiętności. - To najpiękniejsze urodziny, jakie kiedykolwiek przeżyłem, kochanie. - Miałam nadzieję, że ci się spodobają. - Założyłaś tę sukienkę - powiedział miękko. - Ten stary ciuch? - zażartowała. - Stary? - Roześmiał się. - Masz rację. Wygląda, jakby nadawał się do podarcia, ale można go też z cie bie zdjąć. Obrócił ją i uwodzicielskimi ruchami zaczął rozpi nać sukienkę, całując każdy centymetr obnażanej skó ry. Cassie ogarnęła fala gorąca, ale postanowiła poddać się i niczego nie przyspieszać. To święto Jake'a, on dziś jest ważny. - Mamy ciasto i szampana - zaczęła. Jake zdjął z niej sukienkę, pozostawiając Cassie w koronkowej czarnej bieliznie i posadził ją sobie na kolanach. GOZ WESELNY 291 - Tak będzie lepiej - rzeki, wdychając jej zapach, pieszcząc piersi i uda. - Chyba nie chcesz, bym w dniu urodzin umarł na atak serca. Cassie pomyślała, że jej samej niewiele brakuje, je śli Jake nie przestanie dotykać jej w ten sposób. - Nie, tylko ciasto i... - Ty? - Tak, ja. - To pospiesz się i pokrój tort. - Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - Moje życzenie spełni się dzisiaj - powiedział, ga sząc świece. Cassie pokroiła ciasto i zaczęła go nim karmić, spe cjalnie smarując mu twarz tak, by mogła zlizywać krem. Dotarła wargami do jego ust i pozwoliła mu po smakować swoich. - Dobre? - spytała. Jake tylko jęknął z rozkoszy. Objął ją mocniej i uło żył na kanapie. - Zapomnijmy o szampanie, najdroższa. Doceniam wszystko, co dla mnie przygotowałaś, lecz teraz jestem gotów do czegoś innego. Jednym ruchem rozpiął koszulę i przylgnął do niej nagim ciałem, wzbudzając dreszcz namiętności. Znowu zaczął ją całować. - Za długo na ciebie czekam - szepnął. - Więcej nie mogę. - Po chwili stanowili jedność. To było więcej niż przyjemne. Cassie westchnęła, nie znajdując słów, by wyrazić, co czuje. - Dziecko? - spytał ostrożnie. 292 CHARLENE SANDS - Wszystko porządku - odrzekła. - To, że się ko chamy, w niczym mu nie zaszkodzi. Jake wrócił do pocałunków. Pieścił każdy centymetr skóry dziewczyny. Po chwili oboje przeżyli ekstazę. Długo nie mogli dojść do siebie, schwytać oddechu. Leżeli mocno objęci, aż po paru minutach Jake wstał, wypił kieliszek szampana i zaniósł Cassie do sypialni. Ciągle go pragnęła, więc z niecierpliwością patrzy ła, jak pozbywał się butów i spodni, których dotąd nie zdjął, a potem układał się w łóżku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|