Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Usłyszałam krzyk, wiedziałam, że Sam jest w środku. Nie
miałam innego wyjścia, musiałam wyeliminować&  Nie, to złe
słowo.  Musiałam zastrzelić podejrzanego, zanim skrzywdzi
doktor Loughley lub jej nienarodzone dziecko.
Powtórzyła te słowa. Brzmiały jak zeznanie w sądzie. Suche
konkrety, krótko i rzeczowo. Podstawowa zasada: nie odpowiadać
na pytania, których nie zadano, po to, by nie skłamać.
Wiedziała, że będzie musiała zeznawać, to oczywiste.
Liczyła, że adwokat ze związków będzie dzielnie za nią walczyła.
Baldwin wkrótce zorientuje się, gdzie jej szukać. Nietrudno się
domyślić, że Copeland będzie chciał zakończyć wszystko tam,
gdzie się zaczęło, czyli w domu Królewny Znieżki. Najważniejsza
dla niego była symetria.
Porwanie Sam służyło jedynie zwróceniu uwagi Taylor,
zwabieniu jej w to miejsce, aby wreszcie morderca i glina mogli
stanąć oko w oko.
Dobrze, że pozbyła się ochroniarzy, każąc im zaczekać przed
budynkiem zakładu medycyny sądowej na przyjazd śledczych.
Gdyby teraz musiała ich odprawić, twierdząc na przykład, że
akurat to zadanie musi wypełnić sama, wypadłoby to zbyt
podejrzanie. Zaplanowała, jak się ich pozbędzie. Zatrzymają się na
kawę, pójdzie do toalety, wymknie się przez okno i niezauważona
odjedzie. Miała nadzieję, że dadzą się nabrać na ten prosty chwyt,
ale na szczęście nie musiała tego robić. Mogła się rozluznić i
skupić na ostatecznej rozprawie z Copelandem.
Czerwone światło, na pasie do skrętu sznur samochodów, po
lewej stacja firmy Shell. Skręciła, przejechała obok dystrybutorów
i wyjechała na Woodmont Boulevard. Jeszcze raz w lewo. Zaczęła
wspinać się pod górę. Wykonała zabroniony manewr, ale nie
przejęła się naruszeniem przepisów, jednym z wielu tego dnia.
Ponownie zabrzęczał telefon. Zerknęła. Baldwin nie
odpuszczał. Mruknęła ze złością i odsunęła od siebie aparat.
Wjechała w labirynt uliczek Belle Meade, dotarła do Iroquois
Avenue i przecięła Belle Meade Boulevard. Była już prawie na
miejscu.
Powinna skupić się na celu, a zamiast tego ilekroć na
wyświetlaczu pojawiało się  Baldwin , widziała okrągłą
twarzyczkę dwuletniego rudzielca.
Do ciężkiej cholery, Taylor, wez się w garść!  nakazała
sobie. Skup się, bo nieuwagę przypłacisz życiem.
Odetchnęła głęboko, a gdy wypuszczała powietrze,
wyobraziła sobie błagającego o litość Ewana Copelanda.
Od razu lepiej.
Dom Fortnightów stał przy Leake Avenue. Był to masywny
dwupiętrowy budynek, potężna rezydencja o ciemnych oknach i
szarych ścianach, po których wspinał się bluszcz. Nie chciała, żeby
Copeland nabrał podejrzeń, więc skręciła w Westover Drive i
zajechała od tyłu. Zatrzymała się przed domem sąsiadów.
Joshua poinstruował ją, co dalej. Miała pójść w stronę lasu i
po stu metrach odnalezć zarośniętą ścieżkę po lewej, która
prowadziła do tunelu kończącego się w budynku. Dobrze, że
ścieżka miała być zarośnięta, bo dzięki temu mogła podkraść się
niezauważona i zaskoczyć sukinsyna. Ale czy na pewno będzie
zaskoczony? Przecież liczył na to, że Taylor prędzej czy pózniej go
odnajdzie. Jedyną przewagą Taylor było to, że przyjechała sama.
Copeland zapewne spodziewał się, że nadciągnie armia
policjantów, w tym negocjatorzy, a porucznik Jackson
zaproponuje, by wziął ją na zakładnika i wypuścił Sam. Sądził, że
będzie chciała go aresztować i postawić przed sądem, by
sprawiedliwości stało się zadość. Bo przecież była policjantką,
która zawsze przestrzega prawa.
Tymczasem zaplanowała coś zupełnie innego. Nie wiedział,
co jest jej najmocniejszą stroną. Nie miał pojęcia, że miłość
uczyniła ją ślepą na niebezpieczeństwo.
%7łe była gotowa zapomnieć o przepisach, zasadach, regułach,
byle skończyć z tym raz na zawsze, po cichu, bez świadków. Byle
go unieszkodliwić na amen.
%7łe zamierzała go zabić już w chwili, gdy po raz pierwszy
wszedł z butami w jej życie, zadrwił z niej, zaczął bawić się z nią
w kotka i myszkę.
Poczuła wzbierającą złość. Spokojnie, spokojnie. Gniew
zwiększał ryzyko popełnienia błędu, a na to nie mogła sobie
pozwolić.
Już pora.
Zaparkowała przed podjazdem sąsiadów i wysiadła z
samochodu. Poczuła ciężar rugera. Nie była do niego
przyzwyczajona. Nieczęsto nosiła kaburę pod pachą. Berettę
włożyła do drugiej, przypiętej do pasa kabury i przesunęła do tyłu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript