Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dotykając ani zwłok, ani niczego innego, nachyliła się do obu rąk zmarłego i stwierdziła, że
jedynie w lewej zdołał przeciąć tętnicę. Mimo zakrzepłej krwi w dziesięciocentymetrowej
ranie dawało się dostrzec biel ścięgien i kości.
W umywalce leżała pusta butelka po whisky, a na podłodze  duży nóż do tapet z
mocno wysuniętym ostrzem pokrytym krwią.
Hanne ostrożnie przyłożyła dwa palce do szyi mężczyzny. Był już całkiem zimny, bez
śladu życia.
 He s dead, all right  powiedziała cicho i tyłem wyszła z łazienki.  Wezwijcie
techników  zwróciła się do funkcjonariusza z dyżuru kryminalnego.
 Mam wezwać techników z Sekcji Miejsca Zdarzenia do ewidentnego samobójstwa?
Protest był uzasadniony. Wydział Techniki Kryminalistycznej nie pojawiał się przy
samobójstwach już od wielu lat, odkąd po połączeniu z Sekcją Pożarową przestał nazywać się
Sekcją Miejsca Zdarzenia. Ale akurat tej zmiany większość policjantów zdawała się nie
zauważać.
 Wezwijcie ich  powtórzyła Hanne i przykucnęła w drzwiach łazienki, nie
zawracając sobie głowy tłumaczeniem się ze swojej decyzji przypadkowym
funkcjonariuszom z dyżuru.
Policjant wzruszył ramionami, posłał koledze znaczące spojrzenie i wyszedł wykonać
rozkaz. Komisarz to komisarz.
Najpierw wszystko obfotografowano. Hanne, która musiała się wycofać, żeby zrobić
technikowi miejsce na poruszanie łokciami, z podziwem obserwowała, jak zwinnie się
przemieszczał się po tym niewielkim pomieszczeniu, nie dotykając ani zwłok, ani krwi, ani
ścian. Kilka razy wyszedł na korytarz, żeby zmienić film, ale nic nie mówił. Kiedy łazienka
została już odpowiednio uwieczniona na zdjęciach, dwóch mężczyzn zaczęło ją obmierzać i
określać dokładne położenie zwłok w stosunku do sufitu, umywalki i wszystkich czterech
ścian. Wymieniali momentami jakieś ściszone komentarze, a jeden notował w skoroszycie.
Operowali z dokładnością co do milimetra.
Potem zaczęli zabezpieczać ślady i Hanne uświadomiła sobie, jak dawno już nie była
obecna przy badaniu miejsca zdarzenia, bo zamiast spodziewanego czarnego albo białego
proszku, do którego była przyzwyczajona, zobaczyła coś w rodzaju spreju pozostawiającego
trudny do określenia kolor.
Dwie godziny pózniej było po wszystkim. Zwłoki ostrożnie przeniesiono na nosze i
zawieziono do Szpitala Centralnego, gdzie miały spocząć w żółtym pomieszczeniu na
zimnym metalowym stole i czekać na rozkrojenie.
 Moim zdaniem to ewidentne samobójstwo  stwierdził jeden z techników, pakując
swoją walizeczkę.  Mamy opieczętować mieszkanie?
 Owszem. Ale najpierw musimy jakoś wstawić drzwi  odparta Hanne.
Wkrótce skrzydło znalazło się mniej więcej na swoim miejscu, przytrzymywane przez
dwie śruby wkręcone w futrynę i w płytę. Biegł przez nie cienki metalowy drut, którego
końce spotykały się w niedużej ołowianej plombie.
 Dzięki, chłopaki  rzuciła Hanne cicho i kazała Erikowi wracać do komendy z
technikami.  Ja jadę do domu  oświadczyła.  Daj znać, że zatrzymuję samochód do jutra.
Czuła głęboki szczery żal.
***
Erik Henriksen miał na szczęście dość rozumu, żeby wezwać na pomoc pastora. Sam
nie dojrzał jeszcze do tego, by poinformować byłą żonę i dwóch małych chłopców o śmierci
tatusia. Nie otrzymał żadnej informacji zwrotnej, ale pastor obiecywał, że zajmie się sprawą
od razu. Minęło już półtorej godziny, więc Erik przypuszczał, że wszystko jest załatwione.
Uświadomił sobie natomiast, że Maren Kalsvik też powinna się dowiedzieć, że jej obawy
okazały się uzasadnione. A ponieważ takiej wiadomości nie powinno się przekazywać przez
telefon, zdecydował, że po drodze do domu zajrzy jeszcze do Promyka Słońca.
Była pora obiadowa i z kuchni dobiegały dzwięki typowe dla posiłków spożywanych
w grupie: dzwonienie szklanek, skrobanie sztućcami o talerze, głosy małych i dużych. Jak
zwykle drzwi otworzyła Maren. Zesztywniała na jego widok.
 Co się stało?  spytała wystraszona.  Stało się coś?
 Możemy porozmawiać na osobności?  spytał policjant niezgrabnie, starając się na
nią nie patrzeć.
Pociągnęła go za sobą do przylegającej do kuchni salki konferencyjnej, do której
prowadziły drzwi z pokoju dziennego. Osunęła się na krzesło i odgarnęła grzywkę.
 Co się stało?  powtórzyła.
 Miała pani rację  zaczął Erik, ale urwał.  Rzeczywiście niepokój był uzasadniony.
On...  Teraz się rozejrzał i podszedł do drzwi, żeby się upewnić, czy są porządnie zamknięte.
 On nie żyje  dokończył cicho, zająwszy miejsce po drugiej stronie stołu konferencyjnego.
 Nie żyje? Jak to nie żyje?
 Nie żyje  powtórzył Erik z rezygnacją.  Odebrał sobie życie. Nie chcę wchodzić w
szczegóły.
 O Boże  szepnęła Maren bledsza niż kiedykolwiek.
Zamknęła oczy i zachwiała się na krześle, które nie miało poręczy. Erik jednym
skokiem znalazł się przy dziewczynie i podtrzymał ją, zanim osunęła się na podłogę.
Zamrugała, cicho jęcząc.
 To wszystko moja wina  powiedziała, wybuchając gwałtownym płaczem. 
Wszystko to tylko moja wina.
Nachyliła się nad zaskoczonym policjantem, który nie miał zbyt dużego doświadczenia
w takich sytuacjach. Ale długo ją obejmował.
***
 O cholera  szepnął Christian zachwycony i wypadł z archiwum przylegającego do
salki konferencyjnej.
Erik Henriksen już wyprowadził Maren Kalsvik na piętro.
 To się zaczyna robić przerażające! Naprawdę przerażające!
Christian poprawił ubranie i potarł szyję, na której  jak wiedział z doświadczenia 
wkrótce pojawi się malinka. Za nim wybiegła Cathrine, chuda jak szczapa
dwudziestokilkuletnia, a właściwie prawie trzydziestoletnia terapeutka środowiskowa.
Schronili się tu, przekonani, że podczas obiadu nikt im nie zakłóci schadzki, i byli tak zajęci
sobą, że nie usłyszeli dzwonka do drzwi. Kiedy Maren wprowadziła policjanta do salki
konferencyjnej, znalezli się w pułapce. I słyszeli wszystko.
 Odebrał sobie życie! Boże! [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript