[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziwny głuchy śpiew. Doznawał podobnego uczucia za każdym razem, kiedy wracał do domu. Mam nadzieję, że mi wyreperują tę rękę myślał. Cholernie mi jest potrzebna. Część trzecia ZIMA ROZDZIAA I Mówi Albert Wszyscyśmy tam byli, w knajpie u Freddy ego, kiedy nagle wszedł ten długi, chudy adwokat i pyta: Gdzie Juan? Jeszcze go nie puścili ktoś powiada. Wiem, że go puścili, i muszę się z nim widzieć. No pewnie, nasłałeś pan na niego policję, postarałeś się, żeby go zamknęli, a teraz będziesz bronił powiada Harry. Lepiej byś pan tu nie przychodził i nie pytał, gdzie on jest, bo każdy wie, że go trzymasz w kieszeni. Wypchaj się pan mówi adwokat. Mam dla Juana pracę. To szukaj go pan sobie gdzie indziej powiada Harry. Tu go nie ma. Mówię panu, że mam dla niego pracę. Pan? Pan nie ma dla nikogo pracy. Pan jesteś zwyczajna zaraza przygadał mu Harry. Właśnie wtedy wszedł ten dziadyga z siwymi włosami spadającymi aż na kołnierz, ten, co to sprzedaje takie specjalne wyroby gumowe, i prosi o ćwiartkę. Freddy nalewa mu, a on wpycha korek i z butelką pod pachą drałuje na drugą stronę ulicy. Co się stało z pana ręką? pyta adwokat Harry ego. Harry miał rękaw założony do góry i podpięty. Nie podobała mi się, to ją obciąłem powiada Harry. Kto panu pomagał ją obciąć? pyta dalej adwokat. Doktor pomagał mi ją obciąć mówi Harry. Wypił sporo i trochę to było widać. Trzymałem nieruchomo, a on mi ją obciął. Jakby tak obcinali ręce za to, że je ktoś trzyma w cudzych kieszeniach, pan byś już nie miał ani ręki, ani nogi. Co się stało, że musieli ją panu obciąć? pyta adwokat. Wolnego powiada Harry. Kiedy chcę wiedzieć, co się stało, że musieli amputować panu rękę, i gdzie to było. Na to Harry: Odczep się pan. Wiesz pan dobrze, co się stało i gdzie to było. Radzę zamknąć twarz i nie zawracać mi głowy. Na to adwokat: Chcę z panem pomówić. No to mów pan. Nie tu, za bufetem. Ale ja nie chcę z panem mówić. Z pana mówienia nic dobrego nigdy nie wynikło. Pan jesteś zaraza. Mam coś dla pana. Korzystną propozycję. No, niech tam. Wyjątkowo mogę posłuchać. I o czym będzie mowa? O Juanie? Nie. Nie o Juanie. Poszli do tej salki za bufetem, gdzie są loże, i nawet dość długo nie wracali. Przez ten czas, jak ich nie było, przyszła córka grubej Lucie z tą małą z ich domu, co z nią zawsze chodzi, usiadły przy bufecie i zamówiły coca-colę. Podobno kobietom nie będzie wolno wychodzić na ulicę po szóstej i pokazywać się w lokalach mówi Freddy do córki grubej Lucie. Tak, słyszałam. Na to Freddy: Pieskie życie zacznie się w tym mieście. Pieskie życie. Wystarczy, żeby dziewczyna wyszła z domu zjeść kanapkę i napić się coca-coli, a zaraz ją aresztują i każą płacić piętnaście dolarów grzywny. Bo oni się teraz na takich uwzięli powiada córka grubej Lucie. Na ludzi, którzy chcą się trochę zabawić. Jak się w tym mieście prędko coś nie zmieni, będzie z nami kiepsko. Właśnie wtedy Harry i adwokat wrócili i adwokat powiada: Przyjdzie pan? A może byś ich pan tu przyprowadził? pyta Harry. Tu nie przyjdą. Spotkamy się na miejscu. Dobra mówi Harry podchodząc do bufetu. Adwokat wyszedł. Czego się napijesz, Al? pyta mnie. Baccardi. Freddy, dwa baccardi. Potem obraca się do mnie. Gdzie teraz pracujesz, Al? Dostałem pracę z funduszu bezrobocia. Co robisz? Kopiemy rowy. Wyjmujemy stare szyny tramwajowe. Ile zarabiasz? Siedem i pół dolara. Na tydzień? A coś ty myślał? To za co tu pijesz? Nie piłem, dopókiś mnie nie poczęstował powiadam mu. Przysunął się do mnie trochę bliżej. Chciałbyś wyjść na morze? Zależy jak i co. Pogadamy. Dobra. Chodz do samochodu mówi. Do widzenia, Freddy. Oddychał trochę szybciej, jak to on zawsze, kiedy pije. Szedłem za nim chodnikiem wzdłuż jezdni, która była rozkopana, bośmy tu pracowali przy szynach cały dzień, aż na róg, gdzie stał jego samochód. Wsiadaj mówi mi. Dokąd mielibyśmy popłynąć? pytam. Nie wiem. Dowiem się. Pojechaliśmy na Whitehead Street, a Harry ani razu się nie odezwał; na końcu ulicy skręcił w lewo, minęliśmy całą nabrzeżną część miasta aż do White Street i dalej White Street w kierunku plaży. Przez cały ten czas Harry nie otworzył ust. Wreszcie skręciliśmy na piaszczystą drogę i wyjechaliśmy na bulwar. Na bulwarze Harry zjechał na brzeg jezdni i zatrzymał samochód przy chodniku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|