Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

majaczącej w ciemności chałupy.
- Kab ciebie chaliera!... - zaklął.
To pod adresem konia, którego ciągnął za uzdę. Brnął przez pole, zapadając się do kostek
w miękkim, rozlazłym gruncie. Koń powoli, z wysiłkiem człapał za nim. Deszcz padał już
teraz coraz rzadszy, chmury tylko, ciężkie jak młyńskie kamienie, toczyły się po niebie, a
między nimi, jakby chyłkiem, przeciskał się księżyc.
Listwa zbliżył się do chałupy. W oknach było ciemno.
Raz, drugi uderzył pięścią w drzwi.
Po jakichś paru minutach usłyszał z wewnątrz chrapliwy, rozezlony głos:
- Ki czorta?...
- To ja, Jeremiasz - powiedział Listwa.
Po chwili, przez szpary w drzwiach, błysnęła naftowa lampa.
- Jeremiasz? - zapytał głos. - To wy, kum?...
- Ja! Ja!... - zadygotał z zimna Listwa. - Stanisław, otworzyłby ty, a nie człowieka w
ciemnicy i na chłodzie trzymał! Kab ciebie chaliera wzięła - koń u mnie okulał!...
- Coś jeszcze powiedz, bo głosu, jej Bohu, nijak rozpoznać nie mogę...
Tego już było dla Listwy za wiele...
- Kab ty schareł, kab ciebie wada pakaciła, kab ty udusiłsia! - wyrzucił z siebie jednym
tchem.
- Ot i widzisz - powiedział Stanisław. - Tak i od razu trzeba było mówić!
Otworzył z zasuwy drzwi i wpuścił Listwę do sieni. Uniósł lampę do góry i oświetlił
mokrą od potu i deszczu twarz.
- I co, Jeremiaszu? - zapytał niepewnie gospodarz, patrząc Listwie w oczy.
- Koń... dasz konia...
* * *
Ciężarówka wyładowana po brzegi jabłkami, z ukrytym wśród nich Wertepem, odjechała
spod sklepu ojca Irki. Odprowadzała spojrzeniem to rozchybotane pudło, dopóki nie wessał je
wylot uliczki wychodzącej na drogę. Potem wróciła do domu i wtedy przypomniała sobie, że
nie zgasiła w magazynie lampy.
Za magazyn służyło podłużne i ciasne pomieszczenie, znajdujące się tuż obok sklepu. Na
półkach, zbitych z nie heblowanych desek, stały rozmaite słoiki, worki z cukrem i kaszą,
osełki do ostrzenia kos, butelki, radła pługów, słowem cały towar, jaki może mieć w swoim
posiadaniu sklepik w małym miasteczku.
Osobne miejsce zostało wygospodarowane dla jabłek. Za ogrodzeniem z desek piętrzyły
się całymi stertami.
Irka zgasiła lampę i już chciała zamknąć magazyn na kłódkę, kiedy w ciemnym
przedsionku zobaczyła nagle dwóch mężczyzn. W ręku jednego z nich błysnęła latarka.
Zwiatło uderzyło ją w oczy.
- Chcielibyśmy ze dwie skrzynki piwka... hurtem! - usłyszała. - Kuzyn się żeni.
obiecaliśmy załatwić. Mówimy:  Zenek. nic się nie bój: co teraz w życiu stracisz. piwkiem
zyskasz! My ci na początek dwie skrzyneczki..."
Mężczyzna zdjął na chwilę światło z twarzy Irki i przeniósł je pod stopy swego
towarzysza.
- Powiedzieliśmy tak, szefie? - zapytał uśmiechając się.
- Słowo w słowo - odpowiedział tamten.
Miał sympatyczny, o matowym brzmieniu głos. Twarz pociągłą, ostrą i niemal
dziewczęce rzęsy, które zdawały się przedłużać jego melancholijne, łagodne spojrzenie.
Zwiatło znowu okleiło jej twarz. Zakryła dłonią oczy.
- Niech pan to zgasi! - krzyknęła. - Ojciec załatwia te sprawy i... proszę wyjść!
Ten z latarką chwycił dziewczynę raptem za ramię i wepchnął do magazynu. Rzucił ją na
stertę jabłek. Uderzyła ciałem o deski. Jedna z nich odskoczyła i jabłka zaczęły się sypać na
ziemię. Irka potknęła się o nie, upadła. Ten z latarką zaśmiał się, podniósł jedno, odgryzł
kawałek...
- Więc mówię do kuzyna - ciągnął dalej spokojnie, obgryzając po kawałku jabłko:  Nie
bój nic, znamy tu taką jedną. Ona jest równa. Milikierom, ubekom i innym - zle się
prowadząca ich mamusia - daje, ale tak naprawdę to jest równa! Nie tylko dostaniesz swoje
piwko, ale jeszcze najświeższymi ploteczkami małżonkę uraczysz..."
- Tak powiedział - odezwał się  Melancholik". - Słowo w słowo.
Irka ciągle leżała na wysypujących się z ogrodzenia jabłkach. Ten z latarką wodził teraz
po ciele dziewczyny światłem. Wycinał ją tym światłem z mroku, skuloną, wsłuchaną w
narastający trzepot serca.
Potem przeniósł snop światła na sterty jabłek, pociągnął nosem, jakby chciał upoić się ich
zapachem, i zgrywając się wyszeptał:
- Pachnie!... Jezu, jak pachnie! [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript