[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kupiłem szampana. - To miło - Lena była spokojna i twarda jak stal; hartowała się cały dzień. - Pomyślałem sobie, że jeśli wpuścisz mnie do domu, będziemy mieli co oblewać; jeśli nie, to wypiję sam, żeby się pocieszyć - uśmiechnął się do niej swoim chłopięcym uśmiechem. Odwzajemniła uśmiech. Louis rozumował tak samo jak Grace: jeśli makijaż i fryzura odniosą pożądany efekt, Lena będzie miała co oblewać; jeśli nie, trochę ją pocieszą. - W takim razie oblejmy to - rzekła, lekko odwracając głowę, gdy podszedł bliżej, żeby ją objąć. Nie chciała, żeby spostrzegł, jak bardzo pragnie zniknąć w jego ramionach, aż do utraty tchu, obsypać pocałunkami jego usta, oczy, szyję, jak bardzo pragnie powoli go rozebrać i zaprowadzić do łóżka. Nie, nie mogła tego po sobie okazać. Zbliżył usta do jej ust. - Jestem głupcem, Leno - szepnął. - Nie większym niż inni. - Tu jest mój dom. Zdałem sobie z tego sprawę pięć minut po wyjściu stąd. - Ale teraz wróciłeś. - Czy... czy chcesz wiedzieć, czy zechcesz mnie wysłuchać...? - O nie, o niczym nie chcę wiedzieć. No więc jak będzie? Nalejesz mi szampana czy to tylko pusta obietnica? 352 - Już nie będzie pustych obietnic, Leno. Nigdy nie przestanę cię kochać i nigdy cię nie opuszczę. Kit była bardzo taktowna. - Co mam na siebie nałożyć, Mauro? - spytała. - Och, Kit, co tylko zechcesz. Kup sobie coś, co przyda ci się na przyszłość. - Nie, to twój dzień i powinnaś mieć coś do powiedzenia. - Oczy Maury wezbrały łzami. Próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła. - Twój i tatusia - dodała Kit. - Ale mężczyzni nie zauważają rzeczy naprawdę ważnych. Powiedz, co mogłabym zrobić, żeby ci ten dzień uprzyjemnić. - Jesteś szczęśliwa, że twój ojciec się ze mną żeni, to dla mnie największa przyjemność - odrzekła Maura, z trudem odzyskując głos. - Emmet też jest szczęśliwy, tylko nie umie tego powiedzieć, niemota. - Myślę, że chłopcy pamiętają matkę inaczej niż dziewczynki. - Nie, to nie tak. On miał tylko dziewięć lat, kiedy to się stało. Poza tym zawsze byłam z nią bliżej niż on. Lepiej ją rozumiałam, a on był jeszcze małym dzieckiem. I traktował ją jak dziecko. To moja mama", na tym koniec. Nie znał jej jako kobiety, a ja trochę ją znałam. - Mam nadzieję, że byłaby zadowolona z ponownego ożenku Martina. Widzisz, jestem zupełnie inna. Nie ma mowy, żebym próbowała udawać drugą Helen. - Na pewno by to pochwaliła. Kit zastanawiała się, jak to możliwe, iż dopuszcza do tak grzesznego małżeństwa. Wiedziała, że podczas ceremonii ksiądz spyta zebranych, czy istnieją przeszkody uniemożliwiające Maurze i ojcu zawarcie małżeństwa, czy ktoś te przeszkody zna. Wiedziała również, iż nie otworzy wówczas ust. Ostatecznie rozmawiała z siostrą Madeleine - pustelnica uważała, że Kit powinna iść za głosem sumienia. To wielka odpowiedzialność, lecz Kit McMahon postanowiła wziąć ją na swoje barki. 353 Z wielką łatwością dostosowała się do nowego życia w college'u. Już pierwszego tygodnia poznała Frankie Barry, buntowniczą dziewczynę z roztańczonymi oczyma. Po skończeniu szkoły Frankie zamierzała wyjechać do Ameryki, by przemierzając kontynent od wybrzeża do wybrzeża, zarządzać różnymi hotelami. - Myślisz, że będziemy mogły to robić? - powątpiewała Kit. - No jasne. Przecież kończymy naukę egzaminem City and Guilds, co znaczy, że zostaniemy członkiniami cechu hotelarskiego i będziemy miały najwyższe kwalifikacje z możliwych - odrzekła z przekonaniem Frankie. Kit bardzo się z tego ucieszyła. Precz z obawami, że po dwóch i pół roku nauki nie znajdzie pracy, że będzie musiała potulnie wrócić do Centralnego", pracować ze strasznymi rodzicami Philipa i w końcu zostać jego żoną, żeby tylko się jej nie czepiali. Philipowi też podobało się w nowej szkole. Z dumą pokazywał Kit tasiemki ze swoim nazwiskiem, które własnoręcznie ponaszywał. - Prawdziwy z ciebie skarb - drażniła się z nim Kit - bezcenny skarb dla każdej dziewczyny. - Philip spiekł raka i Kit się zawstydziła. Czyż nie byłoby cudownie, gdyby zagustował we Frankie? Próbowała ich wyswatać, ale nic z tego nie wyszło, bo Frankie mieszkała z dwiema koleżankami, Philip w domu wuja, a ona w akademiku. W Dublinie było tyle ciekawych rzeczy do zrobienia. Problem polegał tylko na tym, co wybrać. Umówiła się na spotkanie z Ritą. Zgodnie z przewidywaniami Philip czekał na nią cierpliwie po wykładzie. - Nie, Philip. Umówiłam się z kimś, naprawdę. - Z kim? - No nie, chyba się przesłyszałam. Philip zdał sobie sprawę, że jest zbyt zaborczy i bezceremonialny. - Chodziło mi tylko o to, czy tego kogoś znam.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|