[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Złodziei? - powtórzył Gareth. - Co to ma znaczyć? - Jak wiesz, zostałem tu pilnie wezwany z Londynu. Wygląda na to, że przedwczorajszej nocy do pałacu dostał się jakiś intruz. Jegomość ukrywał dolną część twarzy pod chustką i miał nisko zsunięty cylinder. Splądrował bibliotekę, usiłując znalezć klucz do sejfu, i w desperacji zamierzał włamać się do niego za pomocą łomu, lecz przeszkodzili mu w tym moi lokaje. Zdołał umknąć do lasu i zniknął tam bez śladu. Jane bawiła się swoim kieliszkiem i wyglądało na to, że odzyskała panowanie nad sobą. - Cóż, jestem pewna, że znalazłszy się w takich opałach, nie będzie ponawiał swych usiłowań - stwierdziła. Książę chrząknął. - Uciekł z pustymi rękami, więc moim zdaniem powróci. Gareth spojrzał na niego. - A czego szukał? - Sejf zawiera klejnoty Extonów. Klejnoty Extonów? Zuzanna mogła myśleć tylko o diademie. Jeśli ten złodziej, kimkolwiek jest, miałby ukraść całą kolekcję, to zabrałby także dziedzictwo Hollandów! Gareth przejął się nieco. - Trzymasz całą kolekcję w jednym miejscu? To chyba dosyć...? - Ryzykowne? - Książę rozsiadł się wygodniej. - Może, ale jak do tej pory nie było z tym żadnych problemów, a klucz trzymam w bardzo bezpiecznym miejscu. Teraz już zbyt wiele osób dowiedziało się o istnieniu sejfu... prawdę mówiąc, wątpię, czy istnieje służący nieświadom tego, iż znajduje się on w marmurowym fryzie obok kominka, tym bardziej że ten nikczemnik zdążył się do niego zabrać, używając łomu. Jednakże klucz to zupełnie inna sprawa; nikt poza mną nie wie, gdzie go trzymam. - Odpowiadał Garethowi, ale cały czas wpatrywał się w swoją żonę, która z kolei wbiła nieruchomy wzrok w wazę z owocami. - Rozumiem, że nosisz go cały czas przy sobie? - zapytał z zainteresowaniem Gareth. - Nie, bo jest bardzo wielu zdolnych kieszonkowców. Trzymam go w schowku w bibliotece. Szkoda, że nie dałoby się ukryć wszystkiego w owym miejscu, ale niestety, mieści się tam tylko klucz. Gareth uśmiechnął się. - Czuję się zatem zobowiązany, żeby go odnalezć. - Proszę bardzo, próbuj sobie. Jestem przekonany, że nie uda ci się tak samo, jak temu nieudolnemu złodziejowi. Przez chwilę w sercu Zuzanny zapanowała rozpacz. Gdzie to, u licha, może być klucz? Książę wyglądał na tak pewnego siebie, że zwątpiła, by ona sama mogła odnieść jakikolwiek sukces. A jeśli ten intruz nie potrafił włamać się do sejfu z pomocą łomu, to jakież szanse ma ona, słaba kobieta? Oczywiście, wcale sobie nie życzyła, by obcemu powiodło się cokolwiek, więc może należało poinformować księcia o tajemniczym mężczyznie znad jeziora. - Obawiam się, iż złodziej może wrócić - powiedziała, ale relacjonując, co widziała przez okno, cały czas czuła na sobie wzrok Jane. Jego wyraz sprawił, że pożałowała swej gadatliwości. Książę nie przejął się zbytnio jej opowieścią. - Jeśli to on, a prawdopodobnie tak właśnie jest, to spóznił się. No, prawie. - Zachichotał. - Dlaczego? - spytała z zaciekawieniem Zuzanna. - Po tym, jak użył łomu, stało się dla mnie jasne, że kolekcja Extonów powinna znalezć się w innej, bezpiecznej skrytce, znanej tylko mnie i przeze mnie przygotowanej. Wszystko jest już prawie gotowe. Jutro po południu rzecz zostanie zakończona po moim zwykłym objezdzie majątku. Wieczorem przeniosę kolekcję na nowe miejsce. Zuzanna ze wszystkich sił starała się ukryć niezadowolenie. Nowa, tajemna skrytka już jutro wieczorem? To znaczy, że musi zamienić prawdziwy diadem na imitację dzisiejszej nocy! - Nowe, bezpieczne miejsce? - odezwała się Jane. -Czy masz na myśli nowy sejf, Delavelu? - Nie, mam na myśli nowe, bezpieczne miejsce, a tymczasem wystawiłem podwójną straż w domu i na terenie majątku. - Ależ Delavelu, czyżbym miała nie wiedzieć, gdzie będziesz przechowywał klejnoty? - spytała ze zdziwieniem Jane. - Przecież to ja powinnam je nosić. -I tak się stanie, moja droga. Nic się nie zmieni, gdyż dotąd prosiłaś mnie o klucz. W przyszłości będziesz musiała powiedzieć mi, którego naszyjnika, pierścionka lub też bransoletki potrzebujesz, a ja zadbam o to, byś go otrzymała. Oczywiście z wyjątkiem diademu Hollandów, gdyż ten wkrótce opuści nasz pałac. Jane westchnęła. - Jaka szkoda, że go sprzedajesz, Delavelu, gdyż bardzo mi się on podoba. Oczka księcia stały się jeszcze mniejsze. - Założyłaś go tylko raz i proszę, co się porobiło. Gareth pochylił się nieco do przodu. - A co się stało? - zapytał, doskonale znając odpowiedz, ale miał ochotę wprowadzić trochę zamieszania, żeby zobaczyć, co też wypłynie na powierzchnię. Na chwilę zapadła cisza, podczas której w myślach wszystkich obecnych pojawiło się nazwisko Fleur Fitzgerald, ale potem książę uśmiechnął się. - No, przecież zobaczył go Abbas Ali i zaoferował mi za niego wielką sumę. Gareth uniósł brew. - Pod warunkiem, że ten sprytny dżentelmen nie dostanie go dzisiejszej nocy - mruknął. Albo ja, pomyślała Zuzanna, wzdychając w duchu na myśl o tym, że musi spróbować znalezć coś tak małego jak klucz w pokoju tak wielkim jak biblioteka! A jeśli Exton ukrył go w jednej z książek? Stały tam ich przecież całe setki! 17 Okno było odsłonięte, a pokój skąpany blaskiem księżyca w pełni. Zuzanna wstała z łóżka, nałożyła pantofle ranne i różową narzutkę z falbankami. Potem wydobyła kopię diademu z walizki i starannie ukryła pod narzutką. Musiała jeszcze upewnić się, że Chatterji nie zechce dołączyć do jej nocnych peregrynacji, więc poszła sprawdzić, co robi małpka, która, usunąwszy swą mufkę ze znienawidzonego pudła na kapelusze, znalazła sobie miejsce na wygodnym fotelu przy kominku. Zwierzątko spało mocno, ciasno owinąwszy się ogonem. Turban i nowy kubraczek leżały na poręczy fotela. Z drugiej sypialni dobiegał głośny oddech Anjuli, która również spała głęboko, więc Zuzanna na paluszkach opuściła swój apartament. Cicho zamknęła za sobą drzwi, a potem przez chwilę stała bez ruchu, starając uspokoić szalone bicie serca. Na korytarzu panował chłód, a z okna widać było jezioro i dolinę. Wszystko rysowało się ostro jak w biały dzień, tylko bez kolorów. Z początku nie dostrzegła żadnego ruchu, ale po chwili zauważyła dwóch lokai idących powoli w kierunku tarasu. Skręcili i zawołali coś do swych niedostrzegalnych dla niej kolegów. Książę zapowiadał, że w nocy dom i posiadłość będą podwójnie strzeżone, i rzeczywiście dotrzymał słowa. Zuzanna zamknęła oczy i powoli nabrała tchu. Nadeszła chwila, o której tyle myślała, ale nagle sparaliżował ją lęk. Gniewnie zacisnęła usta. Należy do Hollandów i jej obowiązkiem jest odebrać to, co zostało wydarte jej rodzinie. Powoli otworzyła oczy, a serce zwolniło swój rytm. Przyciskając diadem do piersi, zbiegła na dół, mijając apartament Garetha na parterze. Kiedy znalazła się przy drzwiach prowadzących do zewnętrznego korytarza, nadal panowała cisza; bezszelestnie przemknęła do biblioteki. Była przekonana, że patrolujący lokaje zniechęcą tego drugiego złodzieja, więc należało skoncentrować się przede wszystkim na odnalezieniu klucza. Zatrzymała się przed drzwiami przy końcu korytarza i rozejrzała się po ogromnej, oświetlonej blaskiem księżyca bibliotece. Kształt sejfu rysował się wyraznie w marmurowym fryzie obok kariatydy podtrzymującej gzyms kominka. Tak jak powiedział książę, intruz dokonał poważnych zniszczeń,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|