Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w progu, nie może się zdecydować. Najwyższy czas wreszcie się coś
postanowić.
Siedział teraz przy maszynie do pisania. Komputer go męczył i znie-
chęcał. Dopisywał zdanie do zdania, wykręcał kartkę i wyrzucał do
kosza. Zaczynał od nowa. Wreszcie złapał rytm. Z każdym dniem rósł
stosik zapisanych stron. Z nich z wolna wyłaniał się jego autoportret, a
raczej portret kogoś, kim on sam mógłby być.
Drugą rzeczą, która trzymała go przy życiu, były jego telefoniczne
rozmowy z Fran, która stanowiła teraz jedyne zródło wiadomości o
Cassie.
- Proszę, Fran, nie odkładaj słuchawki.
- A powinnam. Jesteś zwykła świnia, Charlie.
Niech myśli o nim, co chce. Wykłócanie się z Fran było ostatnią rze-
czą, jaką miał w głowie.
- Jak ona się miewa?
- Miewa się dobrze.
To akurat nie była prawda. Cassie chodziła blada i apatyczna. Fran
bała się, że jej przyjaciółka wpadnie w depresję. Z pozoru funkcjono-
wała w pracy normalnie, ale każdy, kto ją znał dobrze, widział, że jest
jakby nieobecna duchem.
- Opiekuj się nią, dobrze?
- Mam to niby robić dla ciebie? - szyderczo zapytała Fran. - Co za tu-
pet!
Charlie z westchnieniem odłożył słuchawkę i powrócił do maszyny.
Zadzwonił ponownie w Boże Narodzenie.
- Jak ona się czuje? - zapytał bez żadnych wstępów.
Cassie spędzała święta z rodziną i Fran rozmawiała z nią tylko przez
telefon. Jutro miała wrócić do Nowego Jorku.
- Jesteś tam jeszcze? - zapytała. - Jakoś marnie cię słychać.
Charlie czuł się marnie. Przez ostatnie dwie noce pisał i poza wszyst-
kim był wyczerpany.
- Dużo pracowałem. Wczoraj ukończyłem powieść - uśmiechnął się w
słuchawkę. - Naprawdę... Jutro wysyłam ją do pewnej agencji literac-
kiej w Nowym Jorku. Tu nie mam jeszcze żadnych kontaktów.... O
czym? Jak by ci tu powiedzieć? Najkrócej mówiąc, o związkach uczu-
ciowych... Nie śmiej się. Właśnie tak jak powiedziałem. Co ja mogę o
tym wiedzieć? Otóż dowiedziałem się całkiem sporo. Prawdę mówiąc,
chciałbym, żebyś i ty to przeczytała i powiedziała mi, co o tym sądzisz.
Fran nie była pewna, czy wyrażając zgodę, nie postąpi nielojalnie wo-
bec przyjaciółki. Zasłoniła ręką mikrofon słuchawki i zwróciła się do
Joe.
- Dzwoni Charlie - powiedziała szeptem. - Jest jakiś nie wyrazny.
Mówi, że napisał powieść o związkach uczuciowych. Masz pojęcie?
Chce mi ją przysłać do czytania. Co mam robić?
Joe wzruszył ramionami. W systemie znaków Joe był to gest aprobaty.
- Dobrze - powiedziała w słuchawkę Fran. - Przyślij mi ją.
Przesyłka z maszynopisem przyszła po dwóch dniach.
Fran otworzyła brązową kopertę i przysiadła na chwilę na fotelu, by
rzucić okiem na tekst. Z fotela przeniosła się na kanapę i nie wstała z
niej, dopóki nie przeczytała wszystkiego do końca. Azy spływały jej po
policzkach. Nie zważając na pytające spojrzenie Joe, narzuciła płaszcz i
pognała do Cassie. Kiedy Cassie otworzyła drzwi, Fran wyciągnęła w
jej stronę rękę z maszynopisem.
- Masz. Czytaj. Charlie napisał powieść. O was. To znaczy o sobie i o
tobie. I proszę, przeczytaj do końca. To niesamowite. Nie mogę w to
uwierzyć.
Cassie spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Rozmawiałaś z nim? Nic mi o tym nie mówiłaś.
- Trudno to nazwać rozmową. Dzwonił do mnie kilka razy.
Niecierpliwym gestem wręczyła Cassie maszynopis.
- Czytaj. Potem porozmawiamy.
Na stronie tytułowej widniała dedykacja.  Dla Cassie zawsze i wszę-
dzie". Cassie poczuła skurcz w gardle. Wolno wróciła w głąb mieszka-
nia. Usiadła na fotelu i ręką wskazała Fran drugi, stojący obok.
- Czytaj - przynaglała Fran.
Cassie pokręciła głową.
- Nie mogę - westchnęła bezradnie. - Ty czytaj.  Podała maszynopis
przyjaciółce i rozpłakała się.
Fran nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Odchrząknęła i zaczęła
czytać.
-  Wypatrzył ją w tłumie na sali balowej. Siedział przy barze i leniwie
ślizgał się wzrokiem po licznie zgromadzonych gościach, którzy pra-
cowicie uwijali się przy bufecie, gawędzili, wybuchając co chwila ka-
skadami śmiechu, flirtowali w tańcu albo załatwiali interesy. Zwykły,
sympatyczny tłum, jaki zawsze wypełnia sale bankietowe. Stała kilka
metrów od niego. Miała na sobie prostą, czerwoną sukienkę, włosy
przycięte do ramion i niebieskie oczy. Oczy, w których mógłbyś się
zatracić. Nie znał nawet jeszcze jej imienia, a już wiedział, że odtąd nic
w jego życiu nie będzie takie jak dawniej". - Fran przerwała i spojrzała
rozpaczliwie na przyjaciółkę. - Cassie, ja też nie mogę. Chcesz, to po-
wiem ci, jak to się kończy. - Nie czekając na odpowiedz, mówiła dalej:
- W końcu bohaterowie pobierają się. Rozumiesz? On naprawdę się
zmienił! To nie do wiary, ale to prawda. Powiedział mi przez telefon, że
wraca do Nowego Jorku. Nie może bez ciebie żyć. Co ty na to?
Cassie milczała. Fran wpatrywała się niecierpliwie w przyjaciółkę,
jakby to jej własny los zależał od odpowiedzi Cassie.
- Powiedz, co zamierzasz?
Cassie przygryzła wargi i nie odpowiadała.
- Lepiej będzie, jak przeczytam ci zakończenie - machnęła ręką Fran.
Przewróciła stertę kartek. Miała zacząć czytać, ale oto na twarzy Cassie
pojawił się tajemniczy uśmiech.
- Charlie przecież wcale nie wie, jak to się skończy - powiedziała.
- Jak to? - Fran zdezorientowana rozłożyła ręce. - To znaczy, że nie
zamierzasz się z nim spotkać? Słuchaj, wiesz przecież, że masz przed
sobą ostatnią osobę, która powie, że Charlie jest w stanie się zmienić.
Ale tak się jednak stało!
Uśmiech znów rozjaśnił twarz Cassie.
- Nie tylko Charlie się zmienił.
Fran patrzyła na nią nierozumiejącym wzrokiem.
- Czy mogłabyś wyrażać się jaśniej?
Ale były rzeczy, o których Cassie nie chciała mówić nawet najlepszej
przyjaciółce. Przynajmniej na razie. W każdym razie nie przed rozmo-
wą z Charliem.
ROZDZIAA 15
Charlie powracał pełen poczucia winy. Skruszony, stał przed drzwiami
mieszkania Cassie i nie mógł się zdecydować, by zapukać. Razem spę-
dzili tu tyle wspaniałych chwil. Gdyby miało się teraz okazać, że tamten
niedawny czas należy do przeszłości, odczułby to jako niesprawiedli-
wość losu. Wydarzenia ostatnich tygodni bardzo go zmieniły. Kiedyś
był ślepy i głupi. Teraz powraca jako ktoś zupełnie inny. Będzie ją bła-
gał, żeby wyszła za niego. Zrobi wszystko, by ją przekonać; musi mu
się udać.
- Wejdziesz czy zamierzasz tak stać całą noc? - usłyszał nagle jej głos.
Odwrócił się zaskoczony. Stała za nim; widocznie musiała nadejść z
miasta i, zamyślony, nie usłyszał jej kroków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript