Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

taka ,że żaden karabin jeszcze nie wypalił.
Zgaduje ,że mają rozkaz strzelać tylko w ostateczności, zważywszy na to ,że
pojedynczy strzał mógłby przyciągnąć do nich całą hordę potworów. Aódki płyną
spokojnie przebijając się przez mgłę. Jeśli to ucieczka z Alcatraz, prawdopodobnie
płyną tak od paru godzin, co oznacza ,że przez większość czasu mieli wyłączone
silniki.
Nie ma tam żadnego światła, żadnego ruchu, ani dzwięku nigdzie za wyjątkiem
rufy największej łodzi która prowadzi ten konwój. Zwiatło księżyca jest na tyle
jasne ,że dostrzegam coś przywiązanego na rufie.
To rzucający się skorpion.
Ktoś pochyla się na lezącym potworem. Kiedy przelatujemy nad nimi
przyglądam się bliżej.
Ciało bestii i ogon są dobrze przymocowane. Usta ma zakneblowane i wydaje
z siebie wyciszone syknięcia, tak jakby desperacko chciał dzgnąć kobietę która się
nad nim pochyla.
Kobieta jest zaabsorbowana czymkolwiek co robi i nie zauważa nas. Robi coś
na jego piersi. Nie widzę jej twarzy ale to nie może ona być kimkolwiek innym.
Moja matka jest żywa i najwyrazniej ranna.
Dwóch mężczyzn trzyma karabiny i stoi po każdej jej stronie. Po budowie ciała
i innych szczegółach stwierdzam ,że jest to chyba Tatuażyk i Alfa. Jeśli tak mama
musiała wywrzeć na nich cholerne wrażenie podczas ucieczki w innym razie nie
chroniliby jej kiedy najwyrazniej rysowała coś na skorpionie. Mijamy łódz ale jest
za ciemno bym dostrzegła co pisze.
 Rysuje szminką serce na jego piersi, i piszę w środku  Penryn i Paige 
szepcze Raffe do mego ucha.  Zawracamy w kierunku mola.  Teraz rysuje
kwiatki na jego brzuchu.
Nic nie mogę poradzić na to ,że uśmiecham się i potrząsam głową.
Czuje się lekko.
I przez chwilę, ściskam Raffe'a mocniej w czym co niektórzy mogliby wziąć za
uścisk.
66
Nabrzeże wygląda tak jak je zapamiętałam. Połamane deski stręczące na
wszystkie strony, zniszczone budynki, powywracane łodzie.
Aódz kapitana Jake'a, stoi przy nabrzeżu, tak jakby przeorał molo i teraz
zacumowała otoczony koroną połamanych desek. Siedzi niżej niż powinien, tonąć
powoli. Reflektor z pokładu rzuca upiorny promień światła na całe nabrzeże.
Więc nie wszyscy zdecydowali się na ucieczkę łodziami. Niektórzy wybrali
podróż lądem, pewnie po to by pózniej jakoś się rozproszyć. To miałoby sens gdyby
szanse na przetrwanie były większe na lądzie, albo jeśli ktoś miał rodzinę w mieście.
Ktokolwiek prowadził ten statek nie był na pewno kapitanem Jake'm. No chyba ,że
był solidnie nagrzany co też w sumie było możliwe.
Krążymy w pobliżu nabrzeża, rozeznając się w sytuacji. Szabrownicy
rozpraszają się gdy dostrzegają nasz cień na tle księżyca. Część z nich to tylko
dzieciaki. Pewnie rozeszły się plotki o kosztownościach pozostawionych na
nabrzeżu. Zastanawiam się czy mają pojęcie jak niebezpieczne jest przebywanie
tutaj.
Gdy tylko wszyscy znikają lądujemy cicho w cieniu.
Raffe trzyma mnie o sekundę dłużej niż to konieczne po czym stawia na ziemi.
Mi też sekundę dłużej zajmuje zdjęcie rąk z jego karku i odsunięcie od bijącego z
niego ciepła.
Każdy kto nas obserwuje może z łatwością założyć ,że jesteśmy parą całującą
się w ciemności.
Wilgotne kłęby naszych oddechów mieszają się z mgłą kiedy tak stoimy i
nasłuchujemy obserwują czy nikogo nie ma w pobliżu.
Ktoś płaczę.
Samotna postać siedząca w stercie śmieci. Tara się być cicho ale łkania nie
można pomylić z niczym innym. Coś w jej posturze i głosie wydaje mi się znajome.
Gestem daje znać do Raffe'a by trzymał się z daleka a sama ruszam w kierunku
samotnej postaci.
To Clara. Oplata rękoma swoje drżące ciało, wyglądając na mniejszą niż w
rzeczywistości. Pliczki lśnią jej od łez.
 Hej Clara, to ja Penryn.  wołam miękko stając kilka stóp dalej. Nie chcę
przerazić jej na śmierć. Słyszę jak sapię i staje się dość jasne ,że i tak prawie
przyprawiłam ją o atak serca.
Uśmiecha się lekko przez łzy gdy zdaje sobie sprawę ,że to ja. Podchodzę do
niej i siadam obok. Nie mogę uwierzyć ,że siedzi tu sama nie wiadomo jak długo.
 Dlaczego nadal tu jesteś? Powinnaś uciekać jak najdalej stąd
 W tym miejscu jestem najbliżej mojej rodziny.  jej głos się łamię. 
Spędzaliśmy tu szczęśliwe, niedzielne poranki.  potrząsa powoli głową. 
Dlatego, poza tym i tak nie mam dokąd pójść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript