Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Ależ...  zaoponowałem.
Skrzywił się zabawnie.
 Widzicie, moi drodzy, to jest po prostu żart, nic
więcej. Lecz Sam traktuje go ze śmiertelną powagą.
Wyjaśnię, żeby nie było nieporozumienia. Opowiadałem
kiedyś Samowi, że w mieszkaniu moich rodziców
wisiał obraz, namalowany przez serdecznego przyjaciela
ojca. Wielki obraz w złoconych ramach. Widać
było las, taki jak wygląda wczesną jesienią: pożółkłe liście
klonu na zrudziałej murawie polanki otoczonej
z trzech stron kolumnami potężnych drzew, między którymi
czai się mrok nadciągającego wieczoru. Po
stronie czwartej, nieco w głębi, wznosił się parterowy,
drewniany dom z pozłocistych, świeżych desek, z małą
werandką pośrodku. Samotny, blady liść orzecha spoczywał
na stopniu schodków tej werandy... Nie nudzę was?
Zaprzeczyłem energicznie. Nie posądzałem Siwowłosego
o tyle liryzmu...
 A więc, werandką przykryta była szpiczastym
daszkiem spadającym na oba boki, niżej dwa okna
z prawej, dwa z lewej, a w szybach odbijały się zorze
zachodu. Czy na polance widniała jeszcze ostatnia smuga
światłości uciekającego dnia? Już nie pamiętam, chyba tak,
bo było dość jasno i od zrudziałej murawy ostro odcinały się
postacie dwu małych, czarnych niedzwiadków. Mocowały
się, stojąc na tylnych łapach.
Ludzi nie było, chociaż dom nie wydawał się opuszczony.
Może skryli się w jego głębi, spoglądając po
przez lśniące szyby na baraszkujących malców? Z obawy
przed niedzwiedzią mamą, która gdzieś niedaleko
musiała czuwać nad igraszkami dzieci? A dokoła cisza. Czy
można ciszę namalować? Widać można  odpowiedział
sam sobie.  Spoglądałem na ten obraz codziennie. Moje
marzenia wiodły mnie w głąb tego lasu. Stałem ukryty za
drzewem lub deptałem poszycie, wdychając zapach
wilgoci. I zadawałem sobie pytanie: kto skrył się za oknami
i przygląda się zwierzętom? Bo byłem pewien, że ktoś je
obserwuje. Zabawne, prawda? Fantazja dziecka nie ma
granic. Myślałem sobie: nagle uchylą się drzwi, a spłoszone
niedzwiadki uciekną... Otóż... ten dom na polance chyba
gdzieś stał lub stoi po dziś dzień. Kto wie, może kiedyś
trafię na samotną polanę.  Wydało mi się, że westchnął.
 Wędrujecie na północ?
 Na północ  odparł Karol.
 Może wam uda się odnalezć taki dom? Wzniesiono
go na terenie Kanady, z tego kraju przywiózł swe szkice
artysta, zanim przeniósł je na płótno. Et, dziecinada 
zakończył weselszym głosem.  Każdy na starość ma
jakiegoś bzika. Oto dlaczego Sam zapytał mnie, czy
znalazłem swój dom.
Obaj z Karolem milczeliśmy. Kim był Old Gray? Czy
jego opowieść to wspomnienie, żart czy też kryje w sobie
fragment historii życia tego człowieka? Tak nie potrafiłby
opowiadać żaden traper ani rolnik, ani odludek-westman.
Po co szukał tajemniczego domu? Bo, że szukał, byłem
tego pewien. I nie bez celu opisał go nam tak dokładnie. A
może taki obraz w ogóle nie istniał?
Ciszę przerwało dalekie klaskanie końskich kopyt, a
pózniej przeciągły ryk krów gnanych zapewne do
wodopoju.
Farmer podniósł kolejną butelkę, napełnił szklanki 
Rozklejasz się, Old Gray  zauważył rubasznie. 
Coś ci się przywidziało z tą chałupą. A twój pacykarz na
pewno wszystko zmyślił. Widziałem w salonach różne
malunki kobiet. Myślałem, że którąś z nich spotkam, ale
okazało się, że to wszystko były
wymyślone postacie.
Nawet się nie uśmiechnąłem na tę prymitywną: uwagę.
__ Bywa i tak  odpowiedział Siwowłosy  bywa
inaczej. Nie jestem pewien, czy obraz malowano
natury... Po prostu lubię wspominać swe dzieciństwo.
Nie każdy tak myśli.  Po licho to komu?  wzruszył
ramionami Harfield.  Jeszcze raz przeżywać stare
kłopoty?
Znowu zajął się butelkami.
Niekiedy i to potrzebne  stwierdził Old Gray sięgając
po szklankę.
Rozmowa się urwała. Za spadzistym dachem jakiejś szopy
chowało się słońce. Nad szczytową belką sterczał jeszcze
czerwony, półkolisty rąbek dziennej gwiazdy. Ten fakt
oznaczał dla mnie jedno: będziemy nocować na farmie. Nikt
nie wyrusza w drogę z końcem dnia, bez pilnej potrzeby.
Nie było nam pilno. Niestety! Irytował mnie i drażnił nasz
gospodarz. Nie potrafiłem odgadnąć, co mogło łączyć tych
dwóch ludzi ulepionych przecież z zupełnie innej gliny! Po
co Siwowłosy zwierzał się ze swych marzeń czy wspo-
mnień, których tamten nie potrafił zrozumieć? A może tu
chodzi o nas dwu?
%7łeby nie koń! Ten koń był przyczyną, dla której
musiałem tu tkwić. A do tej pory sprawa kupna zwierzęcia
nie doczekała się najmniejszej wzmianki.
 Karolu  szepnąłem  a koń...
Siwowłosy usłyszał moje słowa. Coś jakby cień uśmiechu
przemknęło po jego ciemnej twarzy.
 Sam  odezwał się.  Oni potrzebują konia,
dobrego kłusaka na daleką drogę.
 Konia? Da się zrobić. Czemu nie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript