[ Pobierz całość w formacie PDF ]
we właściwej chwili. - Dziękuję za tak uprzejme zaproszenie - powiedział. - Proszę powtórzyć ojcu, że niedługo wybieram się do Topolan, w ważnej sprawie, która i panny Justyny dotyczy... Znowu trzymał jej dłoń w swoich rękach i poczuł jak zadrżała. Nie widział jej spojrzenia, ponownie opuściła oczy i już nie miała odwagi podnieść spojrzenia. - Będziemy radzi oboje - zapewniła po dłuższej chwili. Słowa ledwo wydobyły się ze ściśniętego gardła. Kiedy uchylił kapelusza i odszedł, patrzyła za nim, z zachwytem wyobrażając sobie, jak będzie dobrze, gdy ją obejmą te szerokie ramiona. Omal nie zemdlała od takiej wizji. Długo nie mogła złapać powietrza, oparła się o ścianę domu. Więc Michał przyjedzie! Przyjedzie! Boże! To będzie niedługo. Jak się ubrać? Czy dla zachowania pozorów powinna udawać, że potrzebuje czasu na zastanowienie? Jakaś dziewczyna, przechodząca ulicą, zatrzymała się, zaniepokojona jej nagłą bladością. - Czy panienka potrzebuje pomocy? Pytanie otrzezwiło nieco pannę Nowacką. Spojrzała przytomniejszym wzrokiem, próbując sobie przypomnieć, skąd zna tę osobę. Ach, to przecież młynarzówna z tym śmiesznym nazwiskiem. Wudkiewicz. Ta, co śpiewa w kościelnym chórze. - Nie - odpowiedziała. - Wszystko dobrze. Dziękuję. Przywołała starego służącego i kazała mu sprowadzić powóz. - Niech Makary się pospieszy, bardzo proszę. Musimy szybko wracać do ojca. Pan Jacek Nowacki rzeczywiście czekał niecierpliwie. Częste wyjazdy córki po sprawunki doskwierały mu coraz dokuczliwiej. Stał przed domem, gdy nadjechała z kolejną porcją paczek i pakunków. Tym razem nie było jednak wspólnego oglądania zakupów ani samotnego składania rachunków. Justyna wyskoczyła z powozu i rzuciła się ojcu w ramiona. - Mówiłam z nim, papo! - oznajmiła gorączkowo. - Wybiera się lada dzień! Pan Kalinowski powiedział, że chce z tobą mówić w ważnej sprawie! Przerwała dla większego efektu. - W sprawie, która i mnie dotyczy! - radośnie dokończyła. Pan Jacek aż stęknął z zadowolenia. - Nareszcie! Zaraz mi wszystko dokładnie opowiesz. Czy powiedział, którego dnia przyjedzie? - Nie, papo. Nie podał dnia, a mnie było niezręcznie dopytywać... - Słusznie postąpiłaś - pochwalił Nowacki. - Skoro jednak sam powiedział, trzeba się go spodziewać w każdej chwili. Powinnaś być przygotowana. Justyna wzięła ojca pod rękę i poprowadziła go do domu. - Jestem przygotowana - oświadczyła pewnym głosem. - Jestem przygotowana od tygodni. Nagle opuściła wzrok, zerknęła na ojca niepewnie. - Prawdę mówiąc, papo - przyznała się - nieco go zachęciłam... Pan Jacek w pierwszej chwili był zaniepokojony. - Zachęciłaś? - spytał zaskoczony. - Co to znaczy zachęciłaś? Justyna uśmiechnęła się z zadowoleniem. - Och, po prostu zapytałam. Sam mówiłeś, papo, że nie mam co odkładać wszystkiego w nieskończoność. Sama nie wiem, w jaki sposób zdobyłam się na tyle odwagi. Była bardzo poruszona. - Mam nadzieję, że nie wypadło to zbyt natarczywie - zauważył pan Jacek. - Na pewno nie - zapewniła córka. - Troszkę go tylko ośmieliłam. Tyle, ile należało, nie więcej. Zapewniam cię, kochany papo. Nowacki wysłuchał relacji ze spotkania i rozmowy z panem Michałem, by na koniec wyrazić zadowolenie z takiego rozwoju sytuacji. - No cóż - podsumował. - %7ładne z nas nie należy do młodzików. Przy zachowaniu pewnych form, niektóre inne możemy pominąć bez szkody dla obyczajów i dobrego wychowania. Nie wydaje mi się, Justysiu, żebyś postąpiła nietaktownie. Justyna złożyła dłonie, końcami palców dotykając warg. - Wiesz, papo, trochę się bałam - wyjawiła. - Może nawet więcej, niż trochę. Ale przypomniałam sobie, co mówiłeś o wpływie własnego postępowania na własny los. %7łe nie można tylko czekać, a czasem trzeba dopomóc przeznaczeniu. Pan Michał podążał do Kalinówki bez pośpiechu. Rozmowa z panną Nowacką wprowadziła go w dobry humor. - Wcale nie jest taka nieśmiała - mruczał pod nosem. - Co i raz się czerwieni, ale wcale nie jest nieśmiała. Przez lata życia, które nazywał samotnym, przyzwyczaił się mówić do siebie głośno, zwłaszcza wtedy, gdy miał jakiś problem do rozstrzygnięcia, a nie chciał go omawiać z matką. Za lasem przystanął, by jak zawsze popatrzeć ponad polami na widoczne w oddali zabudowania Kalinówki. - Poszłaby za mnie - powiedział. - Poszłaby natychmiast. Posagu pewnie ze dwadzieścia tysięcy będzie. Nadto afektowana, jak to stara panna, ale wcale łakomy kąsek. Matka byłaby zadowolona... Michał Kalinowski zatrzymał się i zerwał witkę z przydrożnej wierzby. - Ciekawe, co los o tym myśli... - zaśmiał się rozochocony. Zaczął obrywać listki z gałązki i liczyć głośno: - Ożenić się, nie ożenić się, ożenić się, nie ożenić się... Więcej sag na: http://chomikuj.pl/kotunia89
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|