Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I tak też robię.
Chowam ją, obciążoną kamieniami, w bagnistej ziemi z dala od
opuszczonej drogi. Wilgoć przyspieszy proces rozkładu, a
miejsce pochówku mogę łatwo przykryć trzcinami i gałęziami
toglifu. Po skończeniu zakopuję również swoje ubranie i
wyciągam świeże z plecaka. Jeszcze parę godzin jazdy i
powinnam znalezć gospodę, w której będę mogła się przespać.
Albo szczere pole, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Wstaje perlisty świt, z trzema księżycami na niebie.
Wszędzie wzdłuż mojej trasy rosną kwiaty, z początku dzikie,
potem pielęgnowane. Chociaż jestem wyczerpana, śpiewam cicho
falującym kwiatom, niebu, oświetlonej mlecznym blaskiem
drodze. Ano jest realna i wolna.
Wracaj spokojnie, słodka siostrzyczko, do oczekujących cię
przodków.
Dwa dni pózniej docieram do Rafkit Haddon.
*
Jest to stare miasto, przysiadłe na zboczu opadającym w
stronę morza. Domy bogaczy stoją na brzegu albo tłoczą się
na szczycie zbocza, w obu przypadkach przypominając wielkie
białe ptaki o zaokrąglonych kształtach. Pomiędzy nimi
rozciąga się plątanina domostw, placów targowych, budynków
rządowych, zajazdów, sklepów z pelem, ruder i parków, tych
ostatnich ze wspaniałymi wiekowymi drzewami i zapuszczonymi
starymi świątyniami. Warsztaty i magazyny mieszczą się
bardziej na północ, w pobliżu doków.
Mam doświadczenie w znajdowaniu ludzi. Zaczynam od Sekcji
Regulaminów i Rytuałów. Urzędniczka za kontuarem, kandydatka
do stanu kapłańskiego, jest młoda i chętna do pomocy.
- Tak?
- Jestem Ajma Pek Goranalit, z domostwa Menanlin. Przysłano
mnie, bym sprawdziła aktywność religijną jednego z waszych
obywateli, Maldona Peka Brifjisa. Czy możesz mi pomóc?
- Oczywiście - rozpromienia się. Prośba o sprawdzenie
aktywności religijnej nigdy nie ma formy pisemnej; dyskrecja
jest nieodzowna, kiedy jeden z wielkich domów rozważa
zaszczycenie obywatela pozwoleniem mu na uczczenie swoich
przodków. Wybrana osoba zdobywa wielkie poważanie - i spory
majątek. Nazwisko "Menanlin" wybrałam po godzinie uważnego
przysłuchiwania się rozmowom w zatłoczonym sklepiku z pelem.
Rodzina jest stara, liczna i dyskretna.
- Niech spojrzę... - mówi urzędniczka przeglądając akta. -
Brifjis... Brifjis... to oczywiście częste nazwisko... który
obywatel, Pek?
- Maldon.
- Ach, tak... jest. Zapłacił za dwa nabożeństwa muzyczne w
intencji swoich przodków w zeszłym roku, przekazał datek na
rzecz Domu Kapłańskiego Rafkit Haddon... Och! Został również
wybrany do uczczenia przodków domu Choulalait!
Z jej głosu przebija podziw. Kiwam głową.
- Wiemy o tym, oczywiście. Ale czy jest coś jeszcze?
- Nie, nie sądzę... chwileczkę. Opłacił nabożeństwo w
intencji przodków swojego dostawcy klu, Lama Peka Flanoe,
człowieka biednego. Przekazał całkiem sporą sumę. Zapłacił
za muzykę i trzech kapłanów.
- To miłe - powiedziałam.
- Bardzo! Trzech kapłanów! - Jej młode oczy lśnią. - Czyż to
nie cudowne, jak wielu naprawdę dobrych ludzi dzieli wspólną
rzeczywistość?
- Tak - mówię. - Cudowne.
Znajduję handlarza klu pytając po prostu o niego na kilku
placach targowych. Sprzedaż materiałów opałowych spada
oczywiście latem; młodzi członkowie rodzin pozostawieni do
sprawowania pieczy nad straganami chętnie gawędzą z obcymi.
Lam Pek Flanoe mieszka w ubogiej dzielnicy na tyłach
wielkich domów nad morzem. Obszar ten zamieszkują służący i
dostawcy towarów dla bogaczy. Cztery kolejne szklanki pelu w
trzech kolejnych sklepikach i wiem już, że Maldon Pek
Brifjis jest obecnie gościem w domu bogatej wdowy. Znam
adres wdowy. Wiem, że Pek Brifjis jest uzdrowicielem.
Uzdrowiciel.
"Chory mózg rozmawia z samym sobą. Nie zabiłaś swojej
siostry".
Kręci mi się w głowie po czterech szklankach pelu.
Wystarczy. Znajduję zajazd, taki, gdzie nikt nie będzie
zadawał pytań, i śpię bez wspólnej rzeczywistości marzeń.
*
Trwa cały dzień, zanim, przebrana za czyścicielkę ulic,
ustalam, który z mężczyzn wchodzących i wychodzących z domu
bogatej wody jest Pekiem Brifjisem. Potem przez trzy dni śledzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript