[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba miałaś dosyć jak na jeden dzień. Może dzisiaj sobie odpoczniesz? Nie myśl już o... - Nic mi nie jest - ucięła. Usiadła w fotelu. - Ale kiepsko wyglądasz. Od razu miała łzy w oczach. Poprawił się szybko. - To znaczy, chciałem powiedzieć... - Wiem, co chciałeś powiedzieć - przerwała mu. - Słuchaj, przejęłam się. Zwiadomość, że Norman jest podejrzany... że może to przeze mnie... - Nie przez ciebie - poprawił stanowczo. - Norman sam ponosi odpowiedzialność za swoje uczucia i czyny. Słyszysz? Podniosła głowę, zagryzła usta, kiwnęła głową. I rozpłakała się. Był przy niej w ułamku sekundy, ukląkł przy fotelu. - Mia, to prawda. Nie jesteś odpowiedzialna za czyjeś zachowanie. Nie ty, tylko on. Długo trwało, zanim sam w to uwierzył. - Ale... gdyby nie ja, Norman nie... - Po pierwsze, nie wiemy, czy Norman cokolwiek zrobił - zauważył Matthew. - Po drugie, nie ma czegoś takiego jak gdyby nie ja . Norman sam odpowiada za siebie, nie ty. Mia opadła głębiej w fotel. Oddychała już spokojniej. Dobrze. Musi mu uwierzyć, bo inaczej wyrzuty sumienia nie dadzą jej żyć. Wiedział to aż za dobrze. Całymi latami obwiniał się za małżeńskie kłopoty rodziców. Może gdyby był grzeczniejszy, cichszy, spokojniejszy, lepszy, może wtedy ojciec wracałby po pracy do domu, zamiast włóczyć się po barach, pić i podrywać inne kobiety. Może gdyby nie chrapał, ojciec nocowałby w domu, a nie... nie gdzie indziej. Nauczył się tego od matki, która tak samo obwiniała siebie. Gdyby była ładniejsza, szczuplejsza, gdyby lepiej gotowała, gdyby była lepszą gospodynią, gdyby miała więcej zainteresowań, gdyby, gdyby... Robiła wszystko, co w jej mocy, by zadowolić męża. Na darmo. Nic nie mogło go zadowolić. Bo nikt nie ponosi odpowiedzialności za czyny drugiej osoby. Tylko dana osoba. Jego matka nigdy w to nie uwierzyła. Mia musi. - Naprawdę nic mi nie jest - zapewniała. - Nie pozwolę, by Norman mnie i; zniszczył swoją zazdrością. Zresztą, będę się martwiła, kiedy będę miała i powody. - Tak trzymać. - Przykrył jej dłoń swoją. Spojrzała na ich ręce. - Pójdę się przebrać i zaraz do ciebie wracam. Gdy poszła do sypialni, brakowało mu miękkości jej dłoni. Jest silna, silniejsza, niż sądził. Wróciła w białych spodniach i jasnoróżowej koszulce. Włosy związała na karku w luzny kok. Była uosobieniem kobiecości. Lata. Była piękna. - Dzięki za to, co powiedziałeś - mruknęła, wracając na fotel. - Lepiej mi teraz. - To dobrze. Możemy porozmawiać o tym Normanie i jaką rolę mógł ewentualnie odegrać w całej sprawie, czy wolisz na razie skupić się na czymś innym? - Niech będzie Norman. Póki trzymam się faktów, a nie moich wyobrażeń, wszystko będzie dobrze. I tak przy kolejnej kawie Mia opowiedziała mu o Normanie Newmanie i jego niepogodzeniu się z odmową. - Powinniśmy go dzisiaj śledzić - stwierdził Matthew. - Zobaczymy, czy pojedzie do Center City. Chciałbym go trochę poobserwować. Potem pokażemy mu się razem i zobaczymy, jak na to zareaguje. Mia pobladła. - To dla ciebie niebezpieczne. - Jestem od niego dużo wyższy i silniejszy. Nie martw się o mnie. Zresztą, nie zaskoczy mnie, skoro będę go obserwował. Odetchnęła głęboko. - Nie podoba mi się to, ale niech będzie. - Widzisz, wcale długo o nim nie rozmawialiśmy. - Strasznie mnie wkurza! - wybuchła. - Jak on śmie zakradać się tutaj, kiedy mu powiedziałam, że się z nikim nie umawiam. - Niektórzy nie rozumieją słowa nie - odparł Matthew. - Bo niełatwo jest je przyjąć. - To okropne. Ostatnio byłam dla niego zwyczajnie niegrzeczna, ale nawet to go nie odstraszyło. W kółko wraca. - Bo w gruncie rzeczy nie chodzi mu o ciebie. Nie widzi cię, nie słyszy. Wie tylko, czego on pragnie. Jest po prostu chory. Mia umilkła i Matthew się przestraszył, że znowu powiedział coś nie tak. - Aż za dobrze to znam - powiedziała w końcu. - Mój mąż był taki. Matthew odwrócił wzrok, nie chciał naciskać, a jednocześnie pragnął się dowiedzieć więcej. Dlaczego za niego wyszła? Z tego samego powodu, dla którego twoja matka wyszła za ojca, odpowiedział sobie sam. Letitia Gray wmówiła sobie, że się zakochała, bo potrzebowała wsparcia i otuchy. A ojciec Matthew, gadatliwy, pewny siebie, arogancki, wydawał się idealną podporą. Matka zawsze powtarzała, że ich małżeństwo nie było błędem, przecież mają dwóch wspaniałych synów. Matthew czerpał pociechę z tych słów. - Zajmijmy się pierwszą wdową. Lisa Ann Cole - zaproponował. Przyglądała mu się przez dłuższą chwilę, potem wstała i poszła po książkę telefoniczną. - Lisa Ann Cole, Berry Street 253. To po drugiej stronie miasta, koło biblioteki. - Chyba powinniśmy powiedzieć jej i innym wdowom prawdę. %7łe badamy sprawę śmierci mojego brata i sprawdzamy podobne nierozwiązane morderstwa. Mia skinęła głową. - Nie będzie im łatwo. Musimy być jak najdelikatniejsi. - Ale nie zapominajmy, że niewykluczone, że jedna z nich to morderczyni - przypomniał. - Musimy być ostrożni. Mia znowu pobladła. Rozdział 9 Sukinsyn! Jeśli o mnie chodzi, może sobie gnić w piekle! Wdowa Cole obrzucała zmarłego męża błotem, a Mia starała się zachować obojętny wyraz twarzy. Przychodziło jej to z trudnością. - I tak miałam się z nim rozwieść - ciągnęła Lisa Ann Cole, podając im filiżanki z kawą. - Cukru? - Z promiennym uśmiechem sięgnęła po cukiernicę. Mia ukradkiem zerknęła na Matthew, ciekawa, czy jest równie wstrząśnięty jak ona. Nawet jeśli, nie okazywał tego po sobie. - Dostał, na co zasłużył - ciągnęła Lisa Ann i wrzuciła dwie kostki cukru do swojej filiżanki. - Ten drań zdradzał mnie od lat. Sama nie wiem, czemu nie wyrzuciłam go na zbity pysk, kiedy się o tym dowiedziałam. - Pokręciła głową i opowiadała, jak jej mąż się roztył i nie mogła się nadziwić, że były takie, które go chciały, nawet z brzuchem. - Nie wyobrażacie sobie, jak ten kałdun okropnie wyglądał pod obcisłą koszulką... - Pani Cole, przepraszam... - zaczęła Mia. - Lisa Ann, proszę. - Kobieta poprawiła zawiązaną pod szyją chustkę w groszki. - Zastanawiam się, czy nie zmienić imienia na Lisami, jedno słowo. Brzmi tak cudzoziemsko i egzotycznie, prawda? Lisami. Mia uśmiechnęła się z wysiłkiem. - Lisa... Lisami, czy mogłaby nam pani opowiedzieć, co się wydarzyło tamtej nocy, gdy... gdy straciła pani męża? Wdowa usiadła wygodniej i powoli sączyła kawę. Niedawno przekroczyła trzydziestkę i była ładna specyficzną, wyzywającą urodą. Podkreślała niebieskie oczy czarną kredką i dużą ilością tuszu, nie żałowała też sobie pudru i różu. Szczupła, kanciasta, wyraznie preferowała motywy zwierzęce na ubraniach i obiciach mebli. Na bluzce, kanapie i jej szpilkach widniały lamparcie cętki. - Cóż... - Odstawiła filiżankę, otworzyła torebkę, wyjęła szminkę i poprawiła linię ust. - Tamtego wieczoru, w listopadzie, policja przyszła do mnie koło dziewiątej. Kazali mi usiąść i powiedzieli, że znalezli Jimmy ego na parkingu przed barem w Center City. - Pamięta pani, co jeszcze mówili? - zapytał Matthew. Wdowa pochyliła się do przodu i posłała mu zalotny uśmiech. Odkąd stanęli w progu, wdowa niemal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|