[ Pobierz całość w formacie PDF ]
straci do siebie szacunek. - Są przepiękne - powiedziała wreszcie. - Ale nie mogę ich przyjąć. Nie mogę wziąć od ciebie żadnego z tych prezentów. - Pomogę ci je założyć - zaoferował się Gianni, a gdy chciała zaoponować, zgromił ją wzrokiem. Wziął kolczyk i zgrabnie włożył go w przekłuty płatek jej ucha. - Jeśli ty ich nie zechcesz, nikt ich nie będzie nosił. Są twoje. - Gianni, nie jesteś mi nic winien. R L T Gianni spojrzał na nią niepewnie. Po raz pierwszy widziała go w tym stanie - nie- zdecydowanego i pozbawionego pewności siebie. Przeraziło ją to. Jego spokój i pewność były jedyną rzeczą stanowiącą stały punkt odniesienia w jej życiu. Meg poczuła, że musi sprowadzić go na ziemię. - Chcę ci coś powiedzieć. Gianni natychmiast się wyprostował i na jego twarzy znów pojawiła się arystokra- tyczna duma. Meg wzięła głęboki oddech. Zawsze bała się jego gniewu i nieraz się za- stanawiała, jak powinna się bronić. Teraz jednak była spokojna i przygotowana na naj- gorsze. Wolała rozzłoszczonego Gianniego niż niepewnego siebie, zagubionego męż- czyznę. - Chcesz wiedzieć, czy dbam o twoje pieniądze i majątek? No to ci powiem - ode- zwała się gniewnie, wytrzymując chłodne spojrzenie jego ciemnych oczu. - Podobała mi się praca w Castelfino i decyzja o odejściu była dla mnie bardzo trudna. Nie wiesz, jak to wszystko przeżyłam. Byłam nawet gotowa ponownie ubiegać się o to stanowisko, ale wszystko się zmieniło. Gianni obserwował ją w napięciu, po czym spytał: - Chcesz powiedzieć, że się we mnie zakochałaś mimo mojego zachowania? - Nie, nie to chciałam powiedzieć. - Pokręciła głową. - Nie wierzę, że się we mnie nie zakochałaś. Meg wybuchnęła histerycznym śmiechem. - Owszem, zakochałam się w tobie i właśnie dlatego postanowiłam odejść. Kocha- łam cię, wiedząc, że ty nigdy nie pokochasz mnie. Kiedy wyszło na jaw, że nawet mnie nie szanujesz, uznałam, że to koniec. A potem okazało się, że jestem w ciąży... Urwała wystraszona. Gianni wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę, po czym bąknął: - Nie wiem, co powiedzieć. - Nie chciałam cię zranić. Nie planowałam żadnego spotkania. Przyrzekłam sobie, że nigdy się nie dowiesz. Ale ty sam przyszedłeś na wystawę... Przepraszam, że tak wy- szło... - zaczęła się usprawiedliwiać, ciągnąc go za rękę. R L T - Nie obwiniaj się. Oboje odpowiadamy za to, co się stało. Chociaż przyznaję, że nie mam pojęcia, jak do tego doszło - powiedział wolno, po czym podsunął jej krzesło. - W twoim stanie nie powinnaś tyle stać. Położył ręce na jej biodrach i spojrzał głęboko w oczy. - Zbyt długo siebie oszukiwałem. Nocne kluby, dziewczyny, pieniądze, a wszystko to w desperackiej pogoni za miłością. Z chwilą, gdy pojawiłaś się w moim życiu, zaczą- łem patrzeć na wszystko inaczej, ale nadal niewiele rozumiałem. Tamtej nocy po przyję- ciu dałem się ponieść pożądaniu, ale nie słuchałem głosu serca. Nie chciałem poważnego związku. Jego spojrzenie było szczere i pełne czułości. - Nie jesteś zły? - Kochanie, marzyłem o tym, choć nie chciałem się do tego przyznać. Chcę obda- rzyć nasze dziecko miłością, której sam nigdy nie zaznałem. Jeśli teraz odejdziesz, wszystko stracimy. Cała nasza trójka. - Nie mogę... nie wiem... - Meg nie była w stanie zebrać myśli. - Chcę być z tobą, chcę tego dziecka, ale nie mogę przyjąć roli twojej kochanki. Musielibyśmy ukrywać fakt, że masz ze mną dziecko. Poza tym co powie na to twoja narzeczona? - No właśnie, co ty na to, Meg? - spytał z uśmiechem Gianni. - Pragnę ciebie bar- dziej niż kiedykolwiek. Tobie zawdzięczam najpiękniejsze chwile w moim życiu - wy- szeptał i ukrył twarz w jej włosach. - Ale ja nie mogę, Gianni. Nie mogę być twoją kochanką. Nie zniosę myśli, że ożenisz się z inną kobietą, a ja będę patrzeć na to z boku. Twoja żona i twoje dzieci będą najważniejsi, a moje dziecko będzie popychadłem. W końcu o nas zapomnisz i zosta- niemy sami. - Zapewniam cię, że tak się nie stanie. - A ja wiem, że tak będzie! - zawołała z rozpaczą w głosie i zaczęła mu się wyry- wać z objęć. - Meg, poczekaj! - Zbyt długo cię słuchałam! To bez sensu. Nie będę dłużej twoją kochanką! R L T - Przecież wiem. - Gianni podniósł głos, aby jej przerwać, po czym dodał łagod- nym tonem: - Chcę, żebyś została moją żoną, kochanką i przyjacielem. Meg spojrzała na niego oniemiała. - Ale... - szepnęła i spojrzała na orchideę, którą przyniosła dla narzeczonej Gian- niego. - Kiedy cię dziś zobaczyłem, zrozumiałem, że musimy być razem. Specjalnie ka- załem przysłać z Castelfino biżuterię matki. Kocham cię, Meg, i chcę, żebyśmy byli ro- dziną. Nie było fanfar ani fajerwerków, choć Meg usłyszała to, o czym od dawna marzy- ła. Miała wrażenie, jakby wreszcie znalazła się w domu. - Mogę ci zaufać? - spytała. - Przyrzekam na życie naszego dziecka - odparł i pocałował ją w czoło. Stali przez dłuższą chwilę mocno objęci. Meg czuła, jak schodzi z niej napięcie i strach. Spełniły się jej najskrytsze marzenia. Otrzymała miłość, zachowując szacunek do siebie. Z oczu zaczęły jej płynąć łzy wzruszenia. Widząc to, Gianni spytał zaniepokojony: - Kochanie, dlaczego płaczesz? Chciałem tylko, żebyś była szczęśliwa. - To dlaczego przez tyle czasu trzymałeś mnie na dystans? Nawet nie zapisałeś w komórce mojego telefonu - zapłakała. Gianni roześmiał się szczerze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|