Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Owszem - odpowiedział cicho Rohan - ale nie o tym chcę
rozmawiać. Chodzi o kalkulację, którą zostawiłem na twoim
biurku dwa tygodnie temu.
- Przeglądałem twoje zapiski - odpowiedział baron.
- Ceny są absurdalne. Nasze beczki można oczyścić.
- Wielokrotnie już to robiono - tłumaczył Rohan.
- Powinniśmy też zakupić nowe odmiany winnej latorośli.
- Nie ma pośpiechu. - Baron pokręcił głową. - Drogi chłop-
cze, jesteś taki niecierpliwy. Zresztą nie powinniśmy zanudzać
78
S
R
panny Russell dyskusją o naszej winnicy. Odprowadz naszego
miłego gościa do Les Hiboux. Zachowujemy się grabiańsko, ka-
żąc pani czekać - dodał karcącym tonem.
- Proszę nie robić sobie kłopotu. - Sabine miała na policz-
kach ciemne rumieńce. - Sama znajdę drogę do domu...
- Nasze rozmowy zawsze kończą się tak samo! - powiedział
gniewnie Rohan. - Winnica mało cię obchodzi, tak było, jest i
będzie.
Dwaj mężczyzni wymienili wrogie spojrzenia. Wystraszona
Sabine pomyślała, że gdyby to były inne czasy, zaraz wyciągnę-
liby szpady.
- Touche! - usłyszała głos barona. - Rohan, znów jesteś gó-
rą. Istotnie, zaniedbuję rodowe dziedzictwo. Zaraz pani się do-
wie, że zbyt wiele pieniędzy wydaję na swoje poszukiwania, ale
gdy człowiek jest przykuty do wózka, szuka pociechy. Z zami-
łowania jestem historykiem. Moim celem jest dokładne pozna-
nie dziejów naszego regionu.
- Mogę spytać, czego dokładnie dotyczą pańskie badania?
- Roli miejscowych bastides w wojnach religijnych - odparł
skwapliwie. - Piszę książkę na ten temat.
-Bastides?
* Touche - w szermierce: dotknięcie przeciwnika bronią,
zdobywające punkt (franc).
79
S
R
- To ufortyfikowane miasteczka założone przez Francuzów i
Anglików. Podczas Wojny Stuletniej dochodziło tam do krwa-
wych starć. Był to okres pełen barbarzyństwa i przemocy. Póz-
niej, w XVI wieku, niektóre bastides sprzymierzyły się z huge-
notami przeciwko katolikom i znowu polała się krew.
- Nie wszędzie było tak zle - wtrącił Rohan, a baron roze-
śmiał się głośno.
- Rohan ma na myśli swoją ulubioną historię o sporze Mon-
pazier z Villefranche de Perigord. Mężczyzni z obu tych mia-
steczek wyruszyli na wyprawę przeciwko sobie tej samej nocy i
niepostrzeżenie minęli się w ciemnościach. Po dotarciu na miej-
sce nie zastali obrońców i doszczętnie złupili wrogie miastecz-
ka. Kiedy wzeszło słońce, zrozumieli, że ponieśli takie same
straty i wyszli na głupców, więc zawarli układ, zwrócili dobytek i
odtąd żyli w zgodzie.
- Doskonała opowieść. - Sabine się roześmiała. -Chciałabym,
żeby wszystkie wojny kończyły się w taki sposób. Czy w pobli-
żu znajdują się jakieś bastides?
- Monpazier, jedna z najpiękniejszych twierdz, leży o kilka
kilometrów stąd. Rohan jutro się tam wybiera, żeby załatwić
sprawy związane z ubezpieczeniem, i na pewno z chęcią panią
zabierze. Jest tam doskonała restauracja, w której powinniście
zjeść obiad. Naprawdę polecam.
- Lepiej pojadę tam sama. - Zerknęła ukradkiem na ponure ob-
licze Rohana. - Nie chcę sprawiać kłopotu, więc...
80
S
R
- Nalegam! - przerwał ostro Gaston de Rochefort i z dziw-
nym uśmiechem popatrzył na bratanka. - To dla ciebie żaden
kłopot, prawda, drogi chłopcze?
- Naturalnie - odpowiedział Rohan bezbarwnym głosem,
włożył ręce do kieszeni i odwrócił się na pięcie.
- A więc umowa stoi - stwierdził zadowolony baron. - A
bientót, mademoiselle. Do soboty.
To nie ma sensu, pomyślała Sabine, kiedy wyszli na dzie-
dziniec rozświetlony słonecznym blaskiem. Dziwni ludzie tu
mieszkają: jedni odmawiają mi prawa do spadku po matce, a
inni traktują jak członka rodziny i odgadują życzenia, nim zdą-
żę je wypowiedzieć. A jednak na mój widok baron najpierw
cały zesztywniał... Nic z tego nie rozumiem. Kątem oka ob-
serwowała Rohana. Jego oczy ciskały błyskawice, a twarz
miał skurczoną ze złości.
- Przykro mi, że zajmuję panu czas, i rozumiem, że wolałby
pan porozmawiać z wujem o interesach.
- No cóż - powiedział, wzruszając ramionami - gdyby pani tu
nie było, znalazłby inną wymówkę.
- Oczywiście. - Sabine zastanawiała się przez chwilę, a po-
tem wzięła głęboki oddech. - Nie potrzebuję przewodnika. Wolę
sama pojechać do Monpazier.
- Muszę spełnić życzenie barona - mruknął z zimną obojęt-
nością i skrzywił się lekko. - Poza tym w sobotę będzie panią
* bientót - (franc.) do zobaczenia .
81
S
R
szczegółowo wypytywał o Monpazier, więc trzeba się dobrze
przygotować do tej rozmowy. Lepiej będzie, jeśli sam wszystko
pani wyjaśnię i pokażę. Przyjadę do willi jutro rano.
- Czy Antoinette nie będzie przykro z powodu naszej wy-
cieczki?
- Nie rozumiem. - Rzucił jej zdumione spojrzenie. - Ona
nie interesuje się Monpazier. Jest zakochana w Paryżu.
- Aha! - wykrztusiła z trudem.
To będzie dziwne małżeństwo, pomyślała, skoro Antoinette
woli brylować w wielkim mieście, a jej mąż uwielbia doglądać
winnice w Perigord. Zresztą to ich wybór. .. Głupia ta Antoinette!
Tak chciałabym być tu z Rohanem, pracować u jego boku, spać z
nim... Sabine natychmiast skarciła się za takie myśli.
Szerokimi schodami zeszli z tarasu na wielki trawnik i
wkrótce minęli starannie wypielęgnowane kwiatowe klomby. W
oddali widoczna była ciemna ściana drzew. Sabine pomyślała, że
jej matka wielokrotnie musiała przemierzać tę ścieżkę, skoro
mieszkała w Les Hiboux i pracowała w zamku. Odwróciła gło-
wę i raz jeszcze spojrzała na budowlę. Liczne okna przypomina-
ły błyszczące oczy, uważnie śledzące każdy jej krok. Przeszył
ją zimny dreszcz.
- Jak tu pięknie - powiedziała z udawanym ożywieniem.
- Tak, okolica jest ładna - z roztargnieniem mruknął Rohan.
82
S
R
- Rzadko podziwiam uroki krajobrazu. To miejsce wywołuje
przykre wspomnienia. Proszę mi powiedzieć, czy w dalszym
ciągu jest pani zadowolona z wyprawy śladami matki?
- Uważałam, że powinnam tu przyjechać, więc jestem. -
Spojrzała prosto przed siebie, zbita z tropu jego bliskością i
świadoma bolesnej tęsknoty, jaka ją przeszywała. - Muszę przy-
znać, że to osobliwe doświadczenie - dodała nieco ciszej.
- A czego pani oczekiwała? - Gniewnie wzruszył ramiona-
mi. - Ludzkie tajemnice rzadko bywają ekscytujące i przyjem-
ne. Zburzyła pani spokój wielu ludzi.
- Niech pan nie robi ze mnie kobiety fatalnej.
- Może tak właśnie panią widzę. - Uśmiechnął się z gory- [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript