Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

błysnęły, gdy pomachała ręką.  Skąd mam mieć stuprocentową pewność, że nie przeszły na
mnie zarazki, które mogą budzić niepokój? Zwłaszcza że jego zęby miały kontakt z moją skórą!
 Podniosła rękę w geście Statuy Wolności.
 Ugryzienie nie przecięło skóry do krwi  zauważyła sędzina.
 A zatem wysoki sąd nie zamierza wysłać go do szpitala czy gdzieś, żeby go przebadali? 
Głos Sue Cheddar zamieniał się w krzyk rozpaczy.
 Nie, nie zamierzam go nigdzie wysyłać.
 W takim razie muszę złożyć rezygnację.  Gdy adwokatka opuszczała ręce, paznokcie
błysnęły czerwonozłotym kolorem.
 Nieprawda, ja już wcześniej panią zwolniłem  zawołał Weed, a Sue Cheddar złapała
niedomkniętą aktówkę z wystającymi dokumentami i wybiegła z sali.
 Wysoki sądzie  odezwał się Brazil  rzecz w tym, że system COMSTAT jest nam bardzo
potrzebny i lepiej byłoby, gdyby działał.  Wykroczył poza zakres swoich kompetencji, ale się
tym nie przejmował.  Z powodu tych ryb padła sieć na całym świecie.
 Panie podporuczniku, ta sprawa nie dotyczy poruszanych tutaj kwestii.
 Oczywiście, zresztą on i tak pewnie nie dałby sobie z tym rady  Andy rzucił wyzwanie
Weedowi.
 Dałbym  odrzekł chłopiec.
 Czyżby?  zapytał szyderczo Brazil.  A jak?
 Wystarczy odinstalować aplikację, którą napisałem i podwiesiłem do interpretera HTML
na America On Line.
Sędzina Davis mimowolnie się zainteresowała, ponieważ jak większość ludzi korzystała z
serwera America On Line i żyła w ciągłym strachu przed hakerami, wirusami i trojanami, a także
ich kombinacjami.
 Co to znaczy  podwiesić do interpretera ?
 Wrzucić pluskwę do autotekstu edytora  wyjaśnił chłopiec takim tonem, jakby wszystko
było jasne jak słońce.  Jak się korzysta z Visual Basic Message, no nie? Otwierasz okno
dialogowe i masz coś innego, niż chciałeś, nie? To przez tę, jak mówiłem, pluskwę. Kazałem,
żeby zapuszczał moją mapę i nie wychodził z niej. A program antywirusowy nie zadziała, bo
moja aplikacja wciska u klienta  anuluj .
Na sali zapanowała konsternacja.
Brazil wszystko skrupulatnie zapisywał. Prokurator z niedowierzaniem otworzył usta.
 Ale nie chciałem, żeby wygaszacz z rybkami gdzieś się wydostał  wyjaśnił Weed.  Ktoś
musiał połączyć wszystkie adresy ze sobą, bo to nie ja.
 Czy ktoś coś z tego rozumie?  zapytała sędzina.
 Ja, częściowo  odrzekł Brazil.  I ma rację w sprawie tych adresów.
 Tylko chwilkę zajmie mi pokazanie, jak wszystko naprawić  zapewnił ich Weed  a
potem możecie mnie zamknąć. Ale pózniej pójdę na paradę i znów mnie zamkniecie.  Spojrzał
na sędzinę ze strachem w oczach. Wydawało mu się, że ona rozumie, iż stanie się coś złego, jeśli
puszczą go do domu. Odwrócił się nagle i spojrzał na matkę.  Mamo, nie przejmuj się 
powiedział.  To nie ma nic wspólnego z tobą.
Azy napłynęły jej do oczu, a Weedowi też troszkę zachciało się płakać.
W końcu głos zabrał prokurator, zobowiązany żądać zawsze możliwie największej kary.
 Wypuszczenie tego chłopca spowoduje zagrożenie dla cudzej własności  zacytował
kodeks.  Uważam, że jest to wystarczający powód, żeby pozostawić go w areszcie.
Sędzina pochyliła się i spojrzała na Weeda. Podjęła decyzję. Chłopcu mocniej zabiło serce.
 Uznaję powód za uzasadniony  oznajmiła  a ponowne przesłuchanie w obecności
przysięgłych odbędzie się za dwadzieścia jeden dni, licząc od dzisiaj. Prokuratura może
powoływać świadków, a młodociany pozostanie przez ten czas w areszcie. Zalecam także, aby
młodociany został wydany pod opiekę podporucznika Brazila w sobotę...  Spojrzała na Weeda.
 O której jest ta parada?
 O wpół do jedenastej  odrzekł.  Tylko że muszę być trochę wcześniej.
 A o której się kończy?
 O wpół do dwunastej, ale muszę zostać trochę dłużej.
 W sobotę od dziewiątej do trzynastej  zwróciła się sędzina do Brazila.  A potem powrót
do aresztu aż do rozprawy.
Rozdział trzydziesty piąty
Rano przed Paradą Azalii Weedowi było lekko na duszy. Chciałby umieć namalować to, jak
się czuł, oraz cały poranek, kiedy jechał z podporucznikiem Brazilem do Liceum George a
Wythe a, gdzie czekała orkiestra marszowa z Godwina, rozgrzewając się w szyku, by o
umówionym czasie pomaszerować aleją. Chłopca rozpierała duma, chociaż pocił się w
poliestrowo-wełnianym biało-czerwonym mundurze z mnóstwem srebrnych guzików i
lampasami na spodniach. Czarne buty z wywiniętą cholewką wyglądały jak nowe, wypolerowane
talerze Sabiana bezpiecznie spoczywały w czarnym futerale na tylnym siedzeniu.
 Szkoda, że nie miałeś więcej czasu na próby  odezwał się Brazil.
Chłopiec doskonale wiedział, że spośród stu pięćdziesięciu dwóch członków orkiestry
zapewne tylko on jedyny opuścił aż tydzień prób. Nie miał możliwości dokładnie przyjrzeć się
nutom, oswoić się z marszem ani zrobić sobie odpowiednich znaków w nutach i nie wyćwiczył
przystanków, powrotów, zakrętów, swoich ulubionych obrotów w miejscu, a zwłaszcza kroku
posuwnego, charakterystycznego wyłącznie dla sekcji rytmicznej z Godwina, słynącej z
dopracowania i precyzji.
 Wszystko będzie dobrze  oświadczył Weed, wyjrzał przez okno i serce mu zadrżało.
Zebrał się już spory tłum. Spodziewano się największej liczby widzów w historii tych parad.
Pogoda sprzyjała, dzień był słoneczny, niebo bezchmurne, wiał ciepły wiaterek. Ludzie
rozkładali koce, wyciągali krzesła ogrodowe, pchali wózki z dziećmi i inwalidzkie. Mieszkańcy
okolic trasy parady uznali, że to najlepszy dzień na wynajem miejsc w ogródkach. Wszędzie
kręcili się policjanci w jaskrawych kamizelkach, a Weed po raz pierwszy w życiu zobaczył tak
ogromną liczbę słupków ulicznych.
Brazil bardzo się martwił. Przybywało coraz więcej ludzi, tysiące uczestników parady
gromadziło się na parkingu przed Liceum George a Wythe a. Jeżeli Dymek rzeczywiście
zamierzał tu się pojawić w złych zamiarach, to Andy nie wyobrażał sobie, jak go wypatrzyć w
takim zamieszaniu. Zwłaszcza że oprócz Weeda właściwie nikt nie wiedział, jak tamten wygląda.
 Weed, musisz mi coś obiecać, dobrze?  powiedział Brazil, gdy chłopiec zabierał z
samochodu talerze.  Dasz mi znać, jeśli dostrzeżesz Dymka albo kogoś z jego gangu?
 No.
Chłopiec szedł spiesznie, z niepokojem spoglądając w stronę swej orkiestry, która z tego
miejsca wyglądała jak biało-czerwona plama pomiędzy mrowiem barwnych uniformów,
błyskami instrumentów, szabel i batut oraz powiewaniem sztandarów. Ruchome platformy stały
jeszcze w niekończącym się rzędzie uczestników parady. Masoni przebrali się za klownów.
Policja konna pozwalała dzieciom głaskać zwierzęta. Warczały silniki zabytkowych
samochodów.
 Od nich jesteśmy lepsi  powiedział Weed, spoglądając na próbę marszową korpusu
kadetów marynarki.  Patrz na ten autokar! Przyjechała orkiestra aż z Chicago! A tu jest drugi, z
Nowego Jorku!
 Weed, słyszałeś, o co prosiłem?  zapytał przez otwarte okno Brazil.
Sierżant Santa próbował zapanować nad tłumem. Jedna z dziewcząt z Florettes wypuściła z
ręki batutę, która kilka razy odbiła się od jezdni i upadła. Ludzie ubrani w stylu dawnych
osadników z Dzikiego Zachodu prezentowali miniaturowe konie z kwiatami azalii w grzywach.
Do odjazdu przygotowywało się Niezależne Stowarzyszenie Sportowców na Wózkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript