[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i wróciÅ‚ tam, gdzie byÅ‚o jego ulubione miejsce, do stajni, bez której już chyba nie potrafiÅ‚ żyć. Ojciec byÅ‚ smutny, raz jeszcze poklepaÅ‚ perszerona po ostrzyżonym karku, za- mknÄ…Å‚ stajniÄ™ i staÅ‚ z rÄ™koma na zasuwie, z gÅ‚owÄ… przy drzwiach, staÅ‚ tam, niemal wisiaÅ‚, rozpiÄ™ty jak Chrystus na krzyżu. PobiegÅ‚em do domu i wÅ›liznÄ…Å‚em siÄ™ pod pierzynÄ™, bo usÅ‚yszaÅ‚em doskonale, tam, przy stajni, usÅ‚yszaÅ‚em, jak z piersi tatusia wydarÅ‚ siÄ™ szloch. MOTORNICZY PRASKICH TRAMWAJÓW Po poÅ‚udniu nad rzekÄ… staÅ‚ chÅ‚opak i nie wiedziaÅ‚, gdzie tu jest najlepsze miej- sce do kÄ…pieli. PowiedziaÅ‚em mu, żeby poszedÅ‚ za mnÄ…, że ja też idÄ™ siÄ™ kÄ…pać, że wypluskamy siÄ™ razem. Tuż za browarem Å‚Ä…czka z wolna schodzi nad wodÄ™, rosnÄ… tam wierzby, a wszÄ™dzie czyÅ›ciutki piasek. ChÅ‚opak ruszyÅ‚ za mnÄ…, a kiedy siÄ™ rozebraÅ‚em, on siÄ™ też rozebraÅ‚, a kiedy wÅ‚ożyÅ‚em kÄ…pielówki, on je także wÅ‚ożyÅ‚. Nie rozmawialiÅ›my, kÄ…paliÅ›my siÄ™ tyl- ko, a potem leżeliÅ›my z gÅ‚owami na Å‚Ä…czce, ciaÅ‚a mieliÅ›my na gorÄ…cym piasku, a jednÄ… nogÄ™ w pÅ‚ytkiej wodzie. I nagle ten chÅ‚opak ni stÄ…d, ni zowÄ…d powiedziaÅ‚ mi, że jest aż z Pragi, że przyjechaÅ‚ tu do miasteczka na kuracjÄ™, że jego tatuÅ› ma prawo jezdzić wszyst- kimi tramwajami po caÅ‚ej Pradze. Niczego bardziej nie pragnÄ…Å‚em, niż zobaczyć motorniczego praskich tramwajów, bo już kiedyÅ› dowiedziawszy siÄ™, że w Pistach spÄ™dza letni urlop motorniczy, który ma prawo jezdzić tramwajem po caÅ‚ej Pradze, wybraÅ‚em siÄ™ na piechotÄ™ przez zagajniki, żeby zobaczyć takiego wyjÄ…tkowego czÅ‚owieka, bo zobaczyć takiego czÅ‚owieka to to samo co zobaczyć maszynistÄ™ po- ciÄ…gu poÅ›piesznego. Kiedy jednak przyszedÅ‚em do Pist i szukaÅ‚em motorniczego, on byÅ‚ już z powrotem w Pradze i znów prowadziÅ‚ tramwaje po caÅ‚ej stolicy. Ten chÅ‚opak powiedziaÅ‚ mi o tym mimochodem, a potem nadal leżaÅ‚ sobie na wznak, z rÄ™kÄ… na brzuchu, i uÅ›miechaÅ‚ siÄ™, a ja wiedziaÅ‚em, że kto siÄ™ uÅ›mie- cha, ten na pewno nosi w sobie jakÄ…Å› tajemnicÄ™, nie musi bowiem wiele mówić, wystarczy uÅ›miechać siÄ™ do samego siebie, rozmawiać z samym sobÄ…, a przede wszystkim jak kto siÄ™ uÅ›miecha, to każdy to widzi i dlatego uÅ›miechu nie musi nikomu wyjaÅ›niać, nie musi siÄ™ też niczego obawiać. A potem pÅ‚ywaliÅ›my trochÄ™ na boku, trochÄ™ na wznak, przez jakiÅ› czas nurko- waliÅ›my i wygrażaliÅ›my tylko wyciÄ…gniÄ™tÄ… z wody rÄ™kÄ…, a po chwili zarumienili- Å›my siÄ™ ze wstydu, bo tak postÄ™pujÄ… tylko maÅ‚e dzieci albo doroÅ›li, którzy udajÄ…c w wodzie wodników usiÅ‚ujÄ… rozbawić swoje pociechy. StaliÅ›my po pas w nurcie i ja ciÄ…gle obracaÅ‚em siÄ™ tak, aby dostrzegÅ‚ tÄ™ mojÄ… syrenkÄ™, chÅ‚opak patrzyÅ‚ na niÄ…, wcale go to jednak nie wzruszyÅ‚o, byÅ‚ spokojny, 46 patrzyliÅ›my, jak w tafli rzeki odbijajÄ… siÄ™ rosnÄ…ce na przeciwlegÅ‚ym brzegu topo- le, jak to odbicie w rzece jest zaondulowane, jakby pÅ‚ynęło przez caÅ‚Ä… żaluzjÄ™, przez falistÄ… blachÄ™. I kiedy staliÅ›my, wystarczyÅ‚o mi rzucić tylko okiem na tego chÅ‚opca, i od razu zrozumiaÅ‚em, że uÅ›miecha siÄ™, bo szczypiÄ… go w palce drobne rybki. Okonki powiedziaÅ‚em. ChÅ‚opak przytaknÄ…Å‚. A potem opowiadaÅ‚ mi cicho z uÅ›miechem wtajemniczonego, że tu, nad rze- kÄ…, bÄ™dzie chyba najlepsza kuracja uzdrowiskowa, doktor w Pradze przepisaÅ‚ mu wieÅ›, żeby na Å›wieżym powietrzu wyleczyÅ‚ siÄ™ z padaczki, że czasami miewa takie ataki choroby Å›wiÄ™tego Wita, jakby ktoÅ› pociÄ…gnÄ…Å‚ go gwaÅ‚townie za rdzeÅ„ pacie- rzowy, że do wczoraj mieszkali w Podiebradach-Uzdrowisku w jednym z hote- li-sanatoriów, gdzie byÅ‚y piÄ™kne panienki, które wieczorem peÅ‚niÅ‚y rolÄ™ kelnerek w tym hotelu-sanatorium, że jego tatuÅ› także potrzebuje Å›wieżego powietrza, że ma astmÄ™, a wiÄ™c co wieczór wraz z panienkami w tym hotelu-sanatorium tatuÅ› aż do rana graÅ‚ na trÄ…bce. Pewnego razu wyjechali za Podiebrady i wynajÄ™li so- bie konika, ale ten konik zrzuciÅ‚ chÅ‚opca i chÅ‚opiec dostaÅ‚ wskutek tego padaczki, czyli taÅ„ca Å›wiÄ™tego Wita, wiÄ™c tatuÅ›, aby chÅ‚opiec oderwaÅ‚ siÄ™ od tej myÅ›li, za- braÅ‚ go w niedzielÄ™ na zawody motocyklowe, ale na rynku na mokrym bruku dwa motocykle wpadÅ‚y w poÅ›lizg, zderzyÅ‚y siÄ™ i dwaj motocykliÅ›ci potoczyli siÄ™ im pod nogi, i obaj nie żyli, wobec czego chÅ‚opak dostaÅ‚ znowu ataku padaczki, wiÄ™c zapakowali wszystko i od dzisiaj sÄ… tu, w hotelu Zofiówka , gdzie tatuÅ› caÅ‚y bo- ży dzieÅ„ gra na trÄ…bce z piÄ™knymi panienkami i leczy swojÄ… astmÄ™, aby piersiom siÄ™ lekko oddychaÅ‚o. . . ChÅ‚opak mówiÅ‚ cicho, jego gÅ‚os pÅ‚ynÄ…Å‚ ponad nurtem rzeki w dal, na pewno to, co mówiÅ‚, sÅ‚ychać byÅ‚o aż w Komarnie, na zielonej wyspie, powiew nad wodÄ… nawet szept niesie bardzo daleko, uÅ›miechaÅ‚ siÄ™, a ja w koÅ„cu nabraÅ‚em w piersi powietrza, żeby wreszcie dostrzegÅ‚ tÄ™ mojÄ… wytatuowanÄ… piÄ™knÄ… syrenkÄ™, ja też chciaÅ‚em być sÅ‚awny, ale on uÅ›miechaÅ‚ siÄ™ i miaÅ‚ blond wÅ‚osy, a kiedy mówiÅ‚, to ciÄ…gle jakby powÅ›ciÄ…gaÅ‚ cugle. Zegar na wieży koÅ›cioÅ‚a dekanalnego wybiÅ‚ szóstÄ…, wyszliÅ›my z wody i znów poÅ‚ożyliÅ›my siÄ™ na wygrzanym przez sÅ‚oÅ„ce piasku. A jednak chÅ‚opak zaczÄ…Å‚ strzepywać z siebie zaschniÄ™ty piasek i powie- dziaÅ‚, że musi iść na kolacjÄ™, a ja powiedziaÅ‚em mu, że już widziaÅ‚em maszynistÄ™ pociÄ…gu pospiesznego, ale bardzo chciaÅ‚bym zobaczyć, jak wyglÄ…da motorniczy tramwajów, który ma prawo jezdzić po caÅ‚ej Pradze. Kiedy doszliÅ›my do bramy Zofiówki , a potem znalezliÅ›my siÄ™ w ogródku przed restauracjÄ…, z wnÄ™trza sÅ‚ychać byÅ‚o trÄ…bkÄ™, pianola brzÄ™kaÅ‚a w rytm tej trÄ…b- ki, po czym rozlegÅ‚y siÄ™ sÅ‚owa piosenki Å›piewanej przez stryjaszka Pepi okropnym gÅ‚osem, co wywoÅ‚ywaÅ‚o piskliwy kobiecy Å›miech, taki nienaturalny Å›miech, któ- ry sprawia, że wÅ‚os jeży siÄ™ na gÅ‚owie i krew krzepnie w żyÅ‚ach. TrÄ…bka ucichÅ‚a i z lokalu wybiegÅ‚ pan o jasnej kÄ™dzierzawej czuprynie, w palcach trzymaÅ‚ bÅ‚ysz- 47 czÄ…cÄ… mosiężnÄ… trÄ…bkÄ™, byÅ‚ zarumieniony od Å›miechu, a usta miaÅ‚ tak czerwone jak maliny. SÅ‚uchaj no zwróciÅ‚ siÄ™ do chÅ‚opca kolacjÄ™ zjesz dziÅ› w kuchni, ja jeszcze przez chwilÄ™ bÄ™dÄ™ siÄ™ leczyć! PatrzyÅ‚em na niego z nie ukrywanym podziwem, bo wÅ‚aÅ›nie tak wyobrażaÅ‚em sobie doskonaÅ‚ego motorniczego, który ma prawo jezdzić po caÅ‚ej Pradze. MiaÅ‚ niebieskie oczy, a pÅ‚owe wÅ‚osy tak krÄ™cone jak jasnowÅ‚osy Murzyn. I oto przy- Å‚ożyÅ‚ trÄ…bkÄ™ do ust, i trÄ…biÅ‚ na niej, nie byÅ‚a to żadna piosenka, po prostu trÄ…biÅ‚ tÄ™ radość, którÄ… miaÅ‚ w piersiach, i trÄ…biÄ…c zawróciÅ‚, a że rÄ™ce peÅ‚ne miaÅ‚ trÄ…b- ki, uniósÅ‚ nogÄ™ i nacisnÄ…Å‚ klamkÄ™ podeszwÄ… buta, a ja dopiero teraz pojÄ…Å‚em, że widzÄ™ prawdziwego motorniczego praskich tramwajów, motorniczego pierwszej kategorii. I postanowiÅ‚em, że jak bÄ™dÄ™ pisać nadobowiÄ…zkowe wypracowanie z jÄ™- zyka ojczystego, to nie bÄ™dÄ™ chciaÅ‚ być nikim innym niż tatuÅ› tego chÅ‚opaka, który cierpi na padaczkÄ™. WeszliÅ›my do kuchni, przy pÅ‚ycie staÅ‚a pani restauratorka, miaÅ‚a zupeÅ‚nie tÅ‚u- sty fartuch i tÅ‚uste rÄ™ce. Ho, ho, co za goÅ›cie! powiedziaÅ‚a ujrzawszy mnie. No, na co masz ochotÄ™, psotniku? Na lemoniadÄ™ powiedziaÅ‚em. Ale proszÄ™ pani, ja przyszedÅ‚em z tym chÅ‚opakiem. JesteÅ›my kolegami. %7Å‚ebyÅ› go tylko nie zaprowadziÅ‚ do gospody Pod Mostem i nie kazaÅ‚ mu wytatuować jakiejÅ› goÅ‚ej dziewuchy! Co też pani mówi, pani Buriankowa! ja na to. I rozchyliÅ‚em koszulÄ™, i wystawiÅ‚em syrenkÄ™ na pokaz, pani Buriankowa trzy- maÅ‚a nóż, pochyliÅ‚a siÄ™, spojrzaÅ‚a, a potem rozgniewana powiedziaÅ‚a: Czego ci ludzie nie wygadujÄ…! Patrzcie no: zupeÅ‚nie goÅ‚a morska dziewu- cha! A że trzymaÅ‚a w rÄ™ku nóż kuchenny, zaczęła nim raznie wymachiwać, jakby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|