Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Powiem mu, żeby tam wpadł, dobrze?
- Tak, dobrze. Koło trzeciej.
Oliver wjechał powoli na żwirowy podjazd - Kapitan Kirk biegł obok samochodu - i ruszył wzdłuż
fasady domu.
- Pani B. - powiedział - ma w sobie coś z megiery, ale trzyma tu wszystko żelazną ręką.
Zahamował i czekał cierpliwie, aż młody Japończyk zrobi swojej dziewczynie zdjęcie przy
frontowych drzwiach.
Frannie odwróciła się do Olivera z kpiącą miną.
- Lord Sherfield?
Miał na tyle przyzwoitości, żeby się speszyć.
- Nie używam tego tytułu zbyt często. Moja żona zwykła... -urwał.
- Więc jesteś parem?
- Niestety niezbyt aktywnym. Kiedy nie jestem w banku, większość czasu poświęcam ratowaniu tego
miejsca.
Frannie wyjrzała przez okno. Z bliska zaniedbany stan domu jeszcze bardziej rzucał się w oczy.
Kamienne obramowania okien zostały kiedyś pomalowane i teraz schodziła z nich farba. Elementy
kamieniarki poodpadały. Murarka pilnie wymagała spojenia na nowo, a setki lat wiatrów i deszczów
wytarły cegły do surowej gliny. Zciany za rynnami pokrywał zielony szlam. Nie przycinane krzewy
pięły się do góry, nie dopuszczając światła do niektórych okien, a nawet wdarły się gdzieniegdzie do
środka.
Frannie skupiła uwagę na herbie, wyrzezbionym na kamiennej tarczy ponad drzwiami. Wśród innych
symboli zauważyła gryfa, a poniżej jakąś łacińską inskrypcję, zbyt wytartą, by można ją było
odczytać. Japończyk uśmiechnął się wesoło i Oliver pojechał dalej. Kiedy spróbowała objąć to
wszystko myślą, ogarnęło ją wrażenie nierealności. Nie mogła uwierzyć, że to naprawdę dom Olivera,
i że spędzi tu weekend. Wyobraziła sobie aprobatę ojca.
Podjazd kończył się niskim murkiem, za którym był dekoracyjny okrągły staw z kamienną, nieczynną
fontanną. Duża tablica głosiła: TEREN PRYWATNY. ZWIEDZAJCYM WSTP WZBRONIONY.
Oliver zaciągnął hamulec i wyłączył silnik. W ciszę wdarło się szczekanie Kapitana Kirka. Gdy
Frannie wyskoczyła z samochodu, pies nagle oszalał. Zlizgając się na żwirze zrobił kilka szerokich
pętli w pogoni za własnym ogonem, a potem przesadził murek, obiegł dookoła staw i popędził w
stronę rosnących w oddali buków. Frannie zatrzasnęła drzwiczki; brzęk wisiał przez chwilę w
powietrzu, po czym znów zapadła kompletna cisza. Po kilku sekundach przerwało ją dalekie beczenie
owcy.
Oliver otworzył tylne drzwi i wyjął ich rzeczy. Frannie podeszła przez trawnik do balustrady i z
przyjemnością wciągając w nozdrza zapach trawy, zaczęła się przyglądać połaci schodzącego w dolinę
parku. Faliste łąki - na jednej pasło się kilka koni, a na innej duże stado owiec - opadały ku gęstemu,
dorodnemu lasowi porastającemu dno doliny. Między drzewami migotało perliście jezioro. Las
wchodził na daleki stok i pod wierzchołkiem ustępował miejsca upstrzonemu białymi punkcikami
owiec pastwisku. Cała okolica usiana była kamiennymi obeliskami, klasycznymi kolumnami,
posągami i pawilonami, co jeszcze potęgowało doznawane przez Frannie poczucie nierealności.
Odwróciła się do Olivera, który stał w milczeniu obok niej, trzymając bagaże.
- To naprawdę oszałamiające - stwierdziła, ale jej i tak już osłabione niepokojem podniecenie
stłumił zaraz przypływ gniewu.
- Mam ochotę cię zabić - dodała.
- Dlaczego? O co ci chodzi?
- Dlaczego mi o tym wszystkim nie powiedzałeś? Myślałeś, że się wystraszę?
- A jak miałem ci powiedzieć?
Przeszła kilka kroków, stawiając stopy między kołyszącymi się zdzbłami traw.
- Nie wiem.
- Dlaczego się denerwujesz?
- Postawiłeś mnie w kłopotliwej sytuacji. Nawet nie przywiozłam ze sobą żadnej przyzwoitej
sukienki.
- Boże! To nie jest żadna oficjalna okazja. Będziemy tu tylko we dwoje.
- A cały twój personel?
Oliver otoczył Frannie ramieniem i delikatnie ją uścisnął.
- Wyglądasz cudownie tak jak jesteś, nie potrzebujesz sukni balowej. Tutaj nosi się dżinsy. -
Pocałował ją lekko w policzek. - No chodz, rzućmy gdzieś te torby.
Posłała mu spojrzenie na poły gniewne, na poły uśmiechnięte.
- Jak długo tu mieszkacie?
- Od 1580 roku.
- Nie zdawałam sobie sprawy, że jesteś taki stary
Kąciki jego oczu zmarszczyły się w uśmiechu, a podmuch wiatru przeczesał mu włosy na czole.
- Halkinowie mieszkają tu, odkąd dom został zbudowany. Nie zawsze jednak przechodził z ojca na
syna - w ciągu wieków linia się trochę rozmyła.
Odwrócił się i niosąc bagaże przeszedł przez przerwę w murku. Idąc za nim, Frannie stwierdziła ku
swemu zdumieniu, że dom ma jeszcze boczne skrzydło. Było zbudowane w tym samym stylu co
korpus główny, ale głęboko cofnięte za pas prostokątnych, wymagających uporządkowania klombów.
Dalej zobaczyła rząd szklarni i mur kuchennego ogrodu. Pióropusz gęstego, błękitnego dymu z
ogniska przypomniał jej, że lato dobiega już końca.
- To część, w której mieszkam... mieszkamy - powiedział Oliver.
Poszła za nim biegnącą wzdłuż domu wąską żwirową alejką, ograniczoną z jednej strony pasem bujnej [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript