Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mu się nie udało. Czuł się jak przyklejony do podłogi klejem  Super , a w kilka
sekund pózniej ku swemu zdumieniu odkrył, że to właśnie jest zasadnicza przy-
czyna wszystkiego.
Gwałtownie poderwał głowę, wyrywając przy tym kępy jasnych włosów, któ-
re pozostały boleśnie przylgnięte do podłogi, i rozejrzał się wokół. Znajdował
się wewnątrz czegoś, co najwyrazniej było opuszczonym magazynem, prawdopo-
dobnie na piętrze, co wywnioskował z widoku zimowego nieba, jaki można było
dojrzeć przez ponure, porozbijane szyby w oknach.
Wysokie sufity pokrywały pajęczyny, utkane przez pająki, którym najwyraz-
niej nie przeszkadzało, że łapią w nie przeważnie okruchy tynku i kurz. Sufit pod-
parto smukłymi stalowymi filarami, na których wybrzuszała się i odpadała z nich
płatami stara i brudna kremowa farba. Filary stały na zniszczonej podłodze z dę-
bowych desek, do której mężczyzna był przyklejony. Otaczająca nierównym owa-
lem jego nagie ciało podłoga połyskiwała ciemno i matowo. Unosiły się nad nią
jakieś rozrzedzone, oczyszczające nozdrza opary. Wprost nie mógł w to wszyst-
ko uwierzyć. Zaryczał z gniewu, potem zaczął kręcić się i szarpać, ale udało mu
się jedynie pokaleczyć boleśnie skórę w miejscach, gdzie przywarła mocno do
podłogi.
To musi być sprawka starego.
Trzasnął głową w podłogę, aż popękały deski, a jemu samemu zadzwoniło
w uszach. Zaryczał raz jeszcze i niespodziewanie sprawiło mu to coś w rodza-
ju wściekłej satysfakcji. Ryczał więc dalej, dopóki stalowe filary nie zaśpiewały
do wtóru, a szczątki rozbitych szyb nie przybrały bardziej wyrafinowanych kontu-
rów. Potem, kiedy wściekle ciskał głową z boku na bok, dostrzegł nagle swój młot,
oparty o ścianę zaledwie kilka stóp dalej. Jednym słowem poderwał go w powie-
trze, a potem posłał w świszczący lot wokół ogromnego pomieszczenia i kazał
walić w każdy po kolei filar, aż cały budynek rozdzwonił się jak wielki, oszalały
gong.
Wyrzekł Słowo, a młot powrócił posłusznie, o dłoń minął jego głowę i jednym
55
trzaśnięciem przebił podłogę, rozbijając deski i strop.
W ciemnościach poniżej młot okręcił się w miejscu i zawrócił ciężką parabo-
lą, a wokół niego sypały się odłamki i grzechotały o betonową podłogę parteru.
Potem przyspieszył gwałtownie i przeleciał z powrotem przez sufit, wystrzelając
zeń w chmurze zaskoczonych drzazg, kiedy powtórnie przebił się przez dębowe
deski podłogi o dłoń od stóp leżącego mężczyzny.
Znów wystrzelił w górę, zawisł na moment, jakby na chwilę odjęto mu ciężar,
a potem, zręcznie przerzuciwszy krótki trzonek nad obuch, runął ciężko w dół
przez podłogę  i znów w górę, i znów w dół  wybijał wokół swego pana na-
jeżony drzazgami krąg, aż w końcu z długim i ciężkim jęknięciem cały owalny
fragment podziurawionej podłogi poddał się i runął wirując w dół, gdzie roztrza-
skał się o betonową podłogę parteru wśród sypiących się okruchów tynku, spośród
których wyłoniła się sylwetka postawnego mężczyzny  kaszlącego, rozgarniają-
cego ramionami zapylone powietrze i z trudem zachowującego równowagę. Jego
grzbiet, ramiona i nogi nadal pokryte były wielkimi łupkami dębowej podłogi, ale
teraz przynajmniej mógł się poruszać. Oparł dłonie o ścianę i gwałtownie wykasz-
lał część zalegającego mu w płucach pyłu.
Kiedy się odwrócił, młot ruszył ku niemu tanecznie, w ostatniej chwili wy-
mknął mu się jednak z ręki, skręcił radośnie i jeszcze raz grzmotnął w podłogę,
krzesząc potężnym obuchem snop betonowych iskier. Poderwał się w górę i za-
parkował wreszcie przy najbliższym filarze, ustawiając się pod dość zawadiackim
kątem.
Tuż przed nim w opadającej z wolna chmurze pyłu ukazał się złowieszczy
kształt automatu do coca-coli. Mężczyzna przyjrzał mu się z najwyższą podejrzli-
wością i niepokojem. Stał tam sobie połyskując głupkowato; z przodu przyklejona
była kartka z wiadomością dla niego, że cokolwiek aktualnie wyprawia, winien
natychmiast przestać. Podpisano ją najpierw:  Wiesz kto , lecz napis ów skreślo-
no i zastąpiono słowem  Odyn , pod którym większymi literami dopisano:  Twój
ojciec . Odyn nieodmiennie jasno wyrażał swój pogląd na temat osiągnięć inte-
lektualnych własnego syna. Postawny mężczyzna zerwał kartkę i przyjrzał się jej
ze złością. Postscriptum dodawało mgliście:  Przypomnij sobie Walię. Chyba nie
chciałbyś przechodzić przez to jeszcze raz .
Zmiął kartkę i cisnął przez najbliższe okno, skąd porwał ją i uniósł wiatr. Przez
chwilę zdawało mu się, że słyszy jakieś skrzeczenie, lecz był to pewnie tylko
poświst wiatru, który hulał między pobliskimi opustoszałymi budynkami.
Odwrócił się, podszedł do okna i wyjrzał przez nie, pogrążony w posępnym
i wojowniczym nastroju. Przyklejony do podłogi. W jego wieku. Cóż, u diabła,
miałoby to oznaczać?  Nie wychylaj się  jak mu się wydawało. Jeśli nie prze-
staniesz się wychylać, będę musiał przygiąć ci karku . To chyba właściwe zna-
czenie:  Przylgnij do ziemi .
Przypomniał sobie teraz, że stary powiedział mu coś takiego po tej całej nie-
56
przyjemnej historii z odrzutowcem typu Fantom.  Dlaczego ty nie możesz przy-
lgnąć do ziemi?  powiedział wtedy. Jak można się domyślić, stary w swej
głupkowatej i dobrodusznej złośliwości uznał, że tak dosłowna nauczka będzie
najzabawniejsza.
Poczuł, że wściekłość zaczyna krążyć w nim groznie, lecz wytężywszy siły
przydusił ją. Ostatnio, kiedy tylko wpadał w gniew, zaraz przydarzały mu się same
nadzwyczaj kłopotliwe sytuacje, a ponadto miał niedobre przeczucie, że ostatnia
z tych kłopotliwych sytuacji  tu rzucił okiem w kierunku automatu do coca-coli
 przydarzyła mu się bardzo niedawno. Strapiony, przyglądał się urządzeniu.
Czuł się chory.
Ostatnio dosyć często czuł się chóry. Odkrył, że nie jest w stanie wypełniać
nawet tych kilku boskich obowiązków, jakie mu jeszcze pozostały, ponieważ sta-
le cierpiał na coś w rodzaju chronicznego przeziębienia. Miewał bóle i zawroty
głowy, wyrzuty sumienia oraz inne temu podobne dolegliwości, tak często wy-
mieniane w reklamach medykamentów. Przytrafiały mu się nawet przerażające
okresy utraty świadomości  za każdym razem, kiedy wpadał we wściekłość.
Przedtem każdy atak wściekłości był dlań zródłem cudownej rozrywki. Przez
życie gnały go potężne porywy fantastycznej furii. Czuł się potężny. Pławił się
w mocy, świecie i energii. Zwykle dostarczano mu przepięknych powodów do
wściekłości: a to jakieś potężne prowokacje lub akty zdrady, a to znów ludzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript