[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nadzieję, że pieniądze z wyprzedaży wszystkich cennych przedmiotów w domu pozwolą jej na pokrycie długów. Same debety na kartach kredytowych Jacoba pochłoną całą jej pensję. Kusiło ją życie bez troszczenia się o takie sprawy, ale tak naprawdę kwestią rozstrzygającą był fundusz, który Edward obiecał stworzyć dla dziecka. A co by było, gdyby jej coś się stało - tak jak jej matce? Zwykłe przeziębienie, które zamieniło się w śmiertelne zapalenie płuc. Jednego dnia jej matka była pełna miłości i życia, a następnego już jej nie było. Ojciec, który nigdy nie potrafił okazywać uczuć, zamknął się wtedy w sobie całkowicie. Zaczął pracować po godzinach, a Isabella pragnęła choć jednego znaku, że ojciec ją kocha i nie wini za przyniesienie do domu wirusa, który zabił jej matkę. Niezamężna ciotka pomagała im, ale kiedy rozpętał się skandal po śmierci ojca, ciotka postanowiła się wyprowadzić, jak tylko Bella osiągnie pełnoletność. Isabella poczuła się opuszczona. Niekochana. Niechciana. Nie miała zamiaru pozwolić na to, żeby jej dziecko kiedykolwiek przeżywało podobne emocje. Jeśli coś jej się stanie, Edward nigdy go nie opuści. Ale czy mogła mieszkać z kolejnym mężczyzną, którego nie kochała, tylko dla dobra dziecka? Przygryzła wargę i spojrzała Edwardowi w oczy. Dwanaście miesięcy. Przecież dwoje dorosłych ludzi potrafi mieszkać razem przez tak krótki czas? - A co z seksem? - Poczuła, jak się czerwieni i pożałowała, że nie zaczęła tego tematu w bardziej dyplomatyczny sposób. Edward zesztywniał, ale nie odwrócił wzroku. - O co chodzi? - Jeśli my nie... to jak ty... - Wstyd tamował jej słowa. - Pytasz, czy będę cię zdradzał? Dlaczego nie? Jacob tak robił. Poza tym to nie będzie normalne małżeństwo. - Czy to będzie zdrada, skoro my nie... - Tak - przerwał jej, a potem przesunął ręką po twarzy i spojrzał na nią podejrzliwie. - Czy prosisz o pozwolenie na posiadanie kochanków? - Nie! - To dobrze, bo trudno by mi było go udzielić. - Ale... - Bello, nigdy nie żyłem jak mnich i nie mogę powiedzieć, żeby mnie taka perspektywa cieszyła, ale przysięga małżeńska jest święta, nawet jeśli małżeństwo zawarte jest tylko ze względu na dziecko. Nie poproszę pastora, żeby ominął słowo wierność". Pochyliła głowę. Kiedyś wierzyła w świętość przysięgi, ale życie nauczyło ją, że nie wszyscy podzielają jej opinię. - Bello, to najlepsza decyzja dla nas wszystkich. Przysięgam, że nie pożałujesz, że za mnie wyszłaś. Dla dobra dziecka nie mogła stracić szansy, jaką dawało jej to małżeństwo. - Mam nadzieję, że masz rację. Zamknął na chwilę oczy i wziął ją za rękę. - Chodz. Potrzebujesz czegoś więcej niż krakersy na kolację. Edward wrócił już ze spotkania. Bella zaparkowała samochód obok jego auta i podążyła w stronę biur Cullen CyberQuest. Było poniedziałkowe popołudnie. Przycisnęła dłoń do żołądka i po cichu modliła się, żeby lunch tam pozostał. Większość tygodnia spędziła, bezskutecznie próbując znalezć alternatywę dla małżeństwa. Edward nie chciał mieć żony, a ona tym bardziej nie chciała męża. On chciał mieć tylko dostęp do dziecka, a prawne rozwiązanie tej kwestii nie powinno być trudne. To było otwarte, uniwersyteckie miasteczko. Mogli dzielić się dzieckiem bez pobierania się. Angela zapukała do drzwi i weszła. - Gratuluję zaręczyn i gratuluję ciąży. Ja mam troje dzieci i dwoje wnuków. Jeśli będziesz miała jakieś pytania, to zawsze możesz zwrócić się do mnie. Bella poczuła się oszołomiona tym stwierdzeniem i miała wrażenie, że znalazła się w pułapce. Zamrugała, westchnęła i opadła bez sił na fotel. Jak mogła zerwać zaręczyny, skoro Edward już wszystko ogłosił pracownikom? A jeśli za niego nie wyjdzie, to czy wciąż będzie miała pracę? Edward przecież nie mógł wyrzucić współwłaściciela firmy, prawda? Ale mógł zrobić z jej życia piekło, a ona nie chciała znów przez to przechodzić. - Bello, Edward zajmie się tobą i dzieckiem. To wspaniały człowiek. Nigdy nie znałam nikogo, kto byłby bardziej lojalny wobec rodziny, przyjaciół i pracowników. A tak przy okazji - prosił, żebyś do niego przyszła. - Powiedz mu, że zaraz przyjdę. - Oczywiście. Podoba mi się twoja sukienka. Dobrze ci w takim kroju. - Dziękuję. - Jej też podobał się sposób, w jaki jej prawie nowa sukienka podkreślała kształty. Gdyby tylko udało jej się pozbyć też szpilek... Ale sklep nie miał żadnych butów w jej rozmiarze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|