[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wprawdzie nie wypada popÄ™dzać dziedzica, ale jedz szybko, bo chciaÅ‚abym pozmywać, zanim Carol i jej zaÅ‚oga przyjdÄ… sprzÄ…tać na piÄ™trze - po- prosiÅ‚a bez zÅ‚oÅ›liwoÅ›ci, gdy zasiedli do stoÅ‚u. - Racja! WÅ‚aÅ›nie takiej ochmistrzyni potrzebo- waÅ‚em - pochwaliÅ‚ Ryder. - Zaraz wychodzÄ™. Ogro- dnicy dzisiaj nie przyjdÄ…, bo Bob Godfrey wyjeżdża na pogrzeb. Wczoraj odwiedziÅ‚em szczeniÄ™ta. RosnÄ… jak na drożdżach. - NastÄ™pnym razem ucaÅ‚uj je ode mnie. Kiedy wrócisz? - Chyba pózno. PozostaÅ‚a mi jeszcze spora 87 S R część pÅ‚otu do naprawienia. ZadzwoniÄ™, zanim skoÅ„czÄ™. MiÅ‚ego dnia. Anna odprowadziÅ‚a go wzrokiem, potem jesz- cze dÅ‚ugo patrzyÅ‚a na drzwi, które za sobÄ… zamknÄ…Å‚. Wreszcie odpÄ™dziÅ‚a wspomnienia poprzedniego wieczoru i zasiadÅ‚a do komputera. Zanim Alison przyniosÅ‚a jej kawÄ™, szybko odnalazÅ‚a adresy do- stawców, poprosiÅ‚a ich o elektroniczne potwierdze- nie przyjÄ™cia zamówieÅ„ i wydrukowaÅ‚a je dla Ryde- ra. NastÄ™pnie zadzwoniÅ‚a do pani Carter, by zapytać o zdrowie. - Jutro wracam do pracy - oznajmiÅ‚a ochmist- rzyni radosnym tonem. - WyzdrowiaÅ‚am caÅ‚kowicie. Do zobaczenia jutro. Brian również przekazaÅ‚ przez telefon dobre wiadomoÅ›ci. ObiecaÅ‚, że po poÅ‚udniu skoÅ„czy prace w gajówce, przyniesie klucze i wytÅ‚umaczy, jak wÅ‚Ä…czać i wyÅ‚Ä…czać system alarmowy. Kiedy pokojówki wyszÅ‚y, Anna zrobiÅ‚a sobie kanapkÄ™. JedzÄ…c, uÅ›miechaÅ‚a siÄ™ do siebie z satys- fakcjÄ…. Poczta pantoflowa na wsi dziaÅ‚aÅ‚a lepiej niż paÅ„stwowa. DaÅ‚aby gÅ‚owÄ™, że wieść o tym, że nie Å›pi w pokoju dziedzica, już obiegÅ‚a caÅ‚Ä… okolicÄ™. NaÅ‚ożyÅ‚a fartuch pani Carter na czerwony swe- ter i dżinsy i zeszÅ‚a do kuchni, by obrać ziemniaki. WyszukiwaÅ‚a sobie coraz to nowe zajÄ™cia, ponieważ mÄ™czyÅ‚a jÄ… samotność w obcym domu. Dlatego ucie- szyÅ‚a siÄ™, kiedy o wpół do szóstej Ryder zadzwoniÅ‚, że wraca. Kilka minut pózniej wkroczyÅ‚ do kuchni. 88 S R - O! - wykrzyknÄ…Å‚ na jej widok. - JesteÅ› kom- pletnie ubrana. Wielka szkoda! - WyciÄ…gnęłam wnioski z wczorajszej lekcji. Ciężko pracowaÅ‚eÅ›? - O tak. ZejdÄ™ za pół godziny. Otworzymy wi- no. - Zwietnie. Wybacz, że pozapalaÅ‚am wszystkie Å›wiatÅ‚a na górze, ale czujÄ™ siÄ™ nieswojo sama w tym wielkim domu. - Rób, co chcesz. Mój dom jest twoim domem. Nawiasem mówiÄ…c, nie ma powodu do obaw. Nigdy nie spotkaÅ‚em tu ducha ani o żadnym nie sÅ‚yszaÅ‚em. 89 S R ROZDZIAA ÓSMY Po obiedzie w salonie przy kominku Anna ob- wieÅ›ciÅ‚a Ryderowi, że nastÄ™pnego dnia pani Carter wraca do pracy, a ona do gajówki. - Ponieważ przewidziaÅ‚aÅ›, że wiadomość mnie nie ucieszy, uÅ‚agodziÅ‚aÅ› mnie dobrym jedzeniem i winem - skomentowaÅ‚ Ryder. - WrÄ™cz przeciwnie. SÄ…dziÅ‚am, że odetchniesz z ulgÄ…. Gość po kilku dniach zaczyna mÄ™czyć. - Ale nie ty. - Ryder przelotnie dotknÄ…Å‚ jej rÄ™ki. - BÄ™dzie mi ciebie brakowaÅ‚o. - NawiÄ…zaÅ‚am kontakt z dostawcami i wydruko- waÅ‚am potwierdzenia zamówieÅ„, zwiÄ…zanych z ba- lem - zmieniÅ‚a pospiesznie temat. - Emancypantka z ciebie. - Ryder pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚o- wÄ… z niedowierzaniem. - Koniecznie musisz od- pÅ‚acić za dach nad gÅ‚owÄ… i wyżywienie. Albo nie umiesz odpoczywać - dodaÅ‚ po chwili zastano- wienia. - Tutaj raczej nie. Nawiasem mówiÄ…c, twoja re- putacja nie ucierpiaÅ‚a z mojego powodu. Pokojówki widziaÅ‚y, że korzystaÅ‚am z goÅ›cinnej sypialni. - Jakbym nie mógÅ‚ przejść kilku kroków kory- tarzem! - rozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ Ryder. 90 S R - Bez obawy. Nikomu nie przyjdzie do gÅ‚owy, że pan dziedzic zainteresuje siÄ™ kimÅ› takim jak ja. - Doskonale wiesz, że to nieprawda. Zanim Anna zdążyÅ‚a siÄ™ zorientować, że on nie zamierza poprzestać na sÅ‚owach, porwaÅ‚ jÄ… w objÄ™cia i namiÄ™tnie pocaÅ‚owaÅ‚ w usta. WystarczyÅ‚o, że przy- tuliÅ‚ jÄ… mocniej, by przeÅ‚amać wszelkie zaha- mowania. Naprężone ciaÅ‚o Rydera mówiÅ‚o dobitniej niż sÅ‚owa, jak bardzo jej pragnie, gorÄ…ce dÅ‚onie pie- Å›ciÅ‚y z takÄ… wprawÄ…, że szum tÄ™tniÄ…cej w żyÅ‚ach krwi zagÅ‚uszyÅ‚ gÅ‚os rozsÄ…dku. Wreszcie nadludzkim wy- siÅ‚kiem odchyliÅ‚a gÅ‚owÄ™. - TrochÄ™ za szybko dziaÅ‚asz - wydyszaÅ‚a wÅ›ród przyspieszonych oddechów. - Przesadzasz. Znam ciÄ™ dwadzieÅ›cia pięć lat. - Jako koleżankÄ™. - Tylko do pewnego momentu. Kiedy Dominic wróciÅ‚ z Londynu, oczarowany twojÄ… osobÄ…, miaÅ‚em ochotÄ™ go zabić. WyÅ›miej mnie, jeÅ›li chcesz, ale po raz pierwszy w życiu zżeraÅ‚a mnie zazdrość. Nigdy wczeÅ›niej nie doÅ›wiadczyÅ‚em tak silnych emocji. MusiaÅ‚em je na kimÅ› wyÅ‚adować. - Akurat szczęśliwym trafem padÅ‚o na mnie. - Gdybym nie zrobiÅ‚ ci awantury, porwaÅ‚bym ciÄ™ w ramiona i caÅ‚owaÅ‚ do utraty tchu, kochanie. Anna nie wierzyÅ‚a wÅ‚asnym uszom. Gdy usÅ‚y- szaÅ‚a czuÅ‚e słówko, zaparÅ‚o jej dech z wrażenia. Ry- der wykorzystaÅ‚ moment zaskoczenia. PocaÅ‚owaÅ‚ jÄ… znowu, tym razem delikatnie, czule, jakby prosiÅ‚ o zgodÄ™. Pózniej przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… mocno, pogÅ‚Ä™biÅ‚ 91 S R pocaÅ‚unek, pieÅ›ciÅ‚ jÄ… tak cudownie, że rozpaliÅ‚ ogieÅ„ pod skórÄ…. OdpowiadaÅ‚a równie żarliwie, caÅ‚kowicie zatraciÅ‚a siÄ™ w rozkoszy. Tym razem Ryder zakoÅ„- czyÅ‚ zachÅ‚anne pieszczoty. - Przyznaj wreszcie, Anno, że pragniesz mnie równie mocno jak ja ciebie - powiedziaÅ‚ ochrypÅ‚ym z pożądania gÅ‚osem. - To prawda. Nigdy nie doÅ›wiadczyÅ‚am czegoÅ› podobnego, nawet z Seanem. ZamieszkaÅ‚am z nim tylko dlatego, że bardzo o to zabiegaÅ‚. - Czy to prawda, Anno? - Chyba liczny korowód wielbicielek udowod- niÅ‚ ci, że kobiety na sam twój widok tracÄ… gÅ‚owÄ™. - Moje dotychczasowe dziewczyny pociÄ…gaÅ‚y
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|