Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Opiszę to:
W półśnie odniosłem nagle dziwne wrażenie, że nie jestem sam, chociaż w
komnacie niby nic się nie zmieniło: na podłodze pokrytej grubą warstwą
wieloletniego kurzu odznaczały się tylko moje ślady, oświetlone blaskiem
księżyca. Odruchowo podniosłem wzrok nieco wyżej i... zobaczyłem
stojące nad moją kanapą trzy młode kobiety - sądząc po strojach -
szlachcianki. W pierwszej chwili myślałem, że śnię, ponieważ - chociaż
blask księżyca był bardzo jasny - ich ciała nie rzucały żadnego cienia.
Wpatrując się we mnie szeptały coś między sobą. Dwie z nich miały długie,
kruczoczarne włosy, orle nosy, jak hrabia i duże oczy czerwonawo
połyskujące w blasku księżyca. Trzecia była blondynką o oczach lśniących
niczym jasne szafiry. Wszystkie trzy szczerzyły do mnie błyszczące, białe i
ostre zęby. Zęby niczym perły jaśniały zza pełnych, rubinowych warg,
rozchylonych w jak gdyby namiętnym półuśmiechu. Ogarnęła mnie
śmiertelna zgroza, ale jednocześnie i dziwne pragnienie - ba, dzika żądza!
Chryste Panie! Przecież ja pragnąłem, żeby mnie tymi rubinowymi,
pożądliwymi ustami całowały! Wiem, że nie powinienem tych słów
zapisywać, ponieważ któregoś dnia mój notatnik pewnie wpadnie w ręce
Miny i to moje wyznanie sprawi jej ból - ale taka jest prawda. Kobiety znów
zaczęły między sobą coś szeptać, po czym wybuchnęły srebrzystym
śmiechem, brzmiał on jednakowoż zimno, trupio. Blondynka kokieteryjnie
przeczyła ruchem głowy, podczas gdy pozostałe dwie niewiasty usilnie ją
do czegoś namawiały. W końcu jedna z nich zawołała zachęcająco:- No,
idz! Jesteś pierwsza, masz prawo zacząć, a my będziemy po tobie.
Druga czarnulka zachichotała:
- Jest młody i silny. Wystarczy mu całusów dla nas wszystkich.
Leżałem bez ruchu. Nie mogłem wydobyć z siebie głosu, by zapytać kim są
i skąd się wzięły? Przeszywałem je wzrokiem, czując ogarniającą mnie falę
gorąca, błogiego preludium do oczekującej mnie niepohamowanej
rozkoszy. Blondynka pochyliła się nad moją twarzą, czułem jej oddech.
Bałem się szerzej otworzyć powieki, ale i bez tego widziałem wszystko.
Blondyna uklękła, wprost połykając mnie oczami. Emanujące z nich
pożądanie wzbudziły we mnie naprzemian rozkosz i odrazę. Zbliżyła usta
do mojej twarzy, oblizując wargi niczym zwierzę. Na ustach i na języku
perliła się gęsta, spieniona ślina. Pochylała swoją twarz coraz niżej, bliżej...
swoich ust nie kierowała jednak ku moim, lecz zbliżała je coraz bardziej do
szyi! Poczułem jej gorący oddech, raptem ostre zęby dotknęły mojej
tętnicy szyjnej. Zacisnąłem powieki i z walącym jak młot sercem czekałem,
co będzie dalej... Ogarnęło mnie trudne do określenia uczucie... I w tym
momencie stanął nade mną hrabia. Nie posiadał się ze złości, wściekle
wykrzywiał twarz, a jego oczy miotały błyskawice. Zobaczyłem, jak jedną
ręką chwycił blondynkę za delikatny kark, drugą podniósł ją na nogi i cisnął
w kąt. Potem zabrał się do obu czarnul, odrzucając je na boki. Wykonał
przy tym gest, którego użył odpędzając wilki. W jego oczach pojawiły się
czerwone błyski, gdy surowo karcił nieznane mi kobiety:
- Zabroniłem wam go dotykać! Zabroniłem wam nawet na niego spojrzeć!
Wy jędze przeklęte! Precz, co, jazda stąd! Ten człowiek należy do mnie!
Jeszcze raz was przyłapię, a zobaczycie, co z wami zrobię, niewdzięcznice!
Blondynka uśmiechnęła się bezczelnie i zawołała:
- Tyś nigdy nie kochał! Tyś nigdy nie kochał!
Dołączyły do niej dwie pozostałe i śmiejąc się upiornie zgłaszały jakieś
pretensje. Był to istny sabat czarownic.
Wtedy hrabia Dracula złożył im straszną, złowróżbną dla mnie obietnicę:
- Przyrzekam, że kiedy nim się nasycę, pozwolę wam zacałować go na
śmierć. A teraz precz! Już was tu nie ma! Muszę go obudzić!
- A na dzisiejszy wieczór nic nie dostaniemy? - zapytała jedna. Wskazała na
leżący na podłodze wór, w którym się coś poruszało. Hrabia skinął głową
przyzwalająco. Kobieta jednym susem doskoczyła do worka i zajrzała do
jego wnętrza. Jeżeli słuch mnie nie mylił usłyszałem słabe szlochanie,
jakby na wpół uduszonego dziecka. Pozostałe dwie zjawy doskoczyły do tej
pierwszej i chichocząc grzebały w worku. Nagle wszystkie trzy zniknęły, a
razem z nimi tajemniczy wór. Dziwne, ale w tamtej części komnaty nie było
żadnych drzwi, a przecież obok mnie przechodziły! Jakby po prostu
rozpłynęły się w świetle księżyca. Moje nerwy nie wytrzymały.
Zemdlałem...
Rozdział 4 - Notatnik Jonathana Harkera (ciąg dalszy)
Obudziłem się w swoim łóżku. Jeżeli nie śniłem, to moich przenosin mógł
dokonać tylko hrabia. Szukałem dowodów tego, ale wyniki nie były
jednoznaczne. Znalazłem kilka mało istotnych faktów: inaczej niż zwykle
ułożone ubranie, nie nakręcony zegarek, chociaż przed snem zawsze go
nakręcałem. Takie drobnostki mogły równie dobrze świadczyć o moim
roztargnieniu. Muszę zatem zaczekać na potwierdzenie prawdy o ubiegłej
nocy. Jeżeli przyjąć, iż przeniósł mnie tu, a następnie rozebrał do snu
hrabia, całe szczęście, że nie ma on w zwyczaju grzebać ludziom po
kieszeniach. Bo gdyby znalazł mój notatnik, z pewnością by mi go
zarekwirował, a może i zniszczył. Sypialnia którą zajmowałem, dotąd pełna
strachu, teraz wydawała się być bezpiecznym azylem - cóż bowiem może
być straszniejsze od zjaw, chcących z człowieka wyssać krew.
18 maja
Poszedłem obejrzeć ową zagadkową komnatę za dnia, by ostatecznie
rozszyfrować dręczącą mnie zagadkę. Lecz nic z tego nie wyszło, gdyż
drzwi były zamknięte na klucz. Obawiam się jednak, że to nie był sen.
Postanowiłem dostosować swoje postępowanie do zaistniałej sytuacji i
działać zgodnie z instynktem samozachowawczym.
19 maja
Jestem w klatce!
Wczoraj wieczorem hrabia poprosił mnie uprzejmie, żebym napisał trzy
listy: w jednym mam zawiadomić, że swoje zadanie już wykonałem i
wkrótce wracam do domu; w drugim mam podać, że już opuściłem zamek i
dotarłem do Bystrzycy; w trzecim mam donieść o wyjezdzie z Transylwanii
w kierunku Londynu. Moja odmowa nie miałaby sensu - narażać się na
gniew hrabiego i wzbudzać jego podejrzenia, jakżeż dla mnie
niebezpieczne. Przecież hrabia Dracula musi być świadom tego, iż wiem
wystarczająco dużo, by go zdemaskować - zapewne już obmyśla sposób
zadania mi śmierci. Jedyną szansą jest gra na zwłokę i spokojne szukanie
możliwości wydostania się z opresji. A nuż nadarzy się okazja wydostania
się z jego szponów.
Kiedy przytaknąłem skinieniem głowy, hrabia wyjaśnił mi sens swojej
prośby: w okolicy niewiele jest urzędów pocztowych, ponadto działają
opieszale, tymczasem on, udzielając mi gościny, nie może dopuścić, aby z
braku wieści ode mnie, moich bliskich dręczył jakikolwiek niepokój. Dodał [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript