Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Proszę być tu w poniedziałek punkt dziewiąta.
- Ale panno Courtland...
- Proszę mi zaufać, panie Davis. Wymyślimy coś. Ta grozba wysłania
kuratora do obydwu domów to tylko gadanie. Instynkt mi mówi, że
sędzia Morgan po prostu próbuje przestraszyć pańską żonę. Byłabym
zdziwiona, gdyby nie pozwoliła panu odwiedzić dzieci w najbliższy
weekend. - Mężczyzna odzyskał nadzieję. - Proszę pójść teraz do domu i
spróbować się odprężyć.
- Chcesz pójść ze mną na drinka? - zapytał Guy, idąc obok Natalie z
teczką w ręku.
Usiadła, by nie patrzeć mu w oczy.
- Nie dzisiaj. Idę do domu, zjadam kolację i kładę się spać. A przy
okazji - powiedziała, zaciskając z rozdrażnieniem wargi - na przyszłość
żadnych dowcipów przed sędzią. Może by tak trochę profesjonalizmu w
sądzie, Pressman?
- Dziewczyna bez serca - wymruczał dobrodusznie. -Niedługo
przestanę cię dokądkolwiek zapraszać.
- Moja strata - odcięła się żartem, zamykając teczkę i zatrzaskując
zamki. Zdjęła okulary i włożyła je do portfela.
- Do zobaczenia w poniedziałek - rzuciła Guyowi, gdy wychodząc z
sali, przystanął na minutę, żeby porozmawiać z rudowłosą stenografisfką.
RS
61
Natalie siedziała jeszcze przez chwilę. Po męczącym dniu cisza pustej
sali sądowej sprawiała jej ulgę. Poruszała głową w tył i w przód,
rozprostowując obolałe mięśnie szyi, próbując pokonać napięcie. Przez
cały tydzień chodziła zdenerwowana, a konieczność pracy z Davisami
była kieratem.
Czy to możliwe, by była w depresji i nie wiedziała o tym? Brak
wiadomości od Nicka załamywał ją. Westchnęła ciężko i wstała, potem
chwyciła teczkę i prześlizgnęła się przez niskie, wahadłowe drzwi, które
oddzielały prawników i klientów od publiczności. Stukot jej wysokich
obcasów brzmiał głucho pośród martwej ciszy sali sądowej.
Cóż z tego, że Guy uważają za mruka. To prawda, niemal nie
prowadziła życia towarzyskiego, ale to prawdopodobnie pozwalało jej
dobrze pracować, w przeciwieństwie do niego, bo nawet nie zadał sobie
trudu przejrzenia akt po hucznie spędzonym weekendzie. Co wieczór
pracowała do pózna, jeśli nie w biurze, to w domu. Nie przyznałaby się
nawet przed sobą, że próbuje oderwać myśli od Nicka Jor-dana. Jednak
w głębi serca wiedziała, że tak jest. Nie była w stanie wyrzucić go z
pamięci bez względu na to, jak bardzo się starała.
Natalie szła między ławkami i nagle, kątem oka dostrzegła, że ktoś
poruszył się w ostatnim rzędzie. Natychmiast podniosła wzrok.
Nick Jordan najwyrazniej czuł się jak u siebie w domu, siedząc tam i
chrupiąc kukurydzę.
Przystanęła i wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Kilkakrotnie
zamykała i otwierała oczy, chcąc się upewnić, że to naprawdę on.
- Nick! - Zamilkła, nie wiedząc co powiedzieć. Posłał jej szeroki
uśmiech. - Co ty tu robisz? - spytała w końcu.
- Potrzebuję prawnika. Zaśmiała się nerwowo.
- Obawiam się, że trafiłeś w złe miejsce. Cowpens jest nieco oddalone
od okręgu, w którym pracuję.
- Chyba powinienem wyrazić się precyzyjniej - rzekł, podnosząc się z
krzesła. - Nie chodziło mi o twoje... hm... zawodowe umiejętności. - Jego
oczy swobodnie błądziły po jej ciele. - Chcesz kukurydzy?
Potrząsnęła głową. Nie zapomniała, jaki był wysoki i jak szerokie
miał ramiona. Sztruksowa marynarka napinała się na jego twardych
muskułach, a obcisłe dżinsy dokładnie przylegały do ud. Przełknęła ślinę.
- Co z twoimi brzoskwiniami? - zapytała, próbując oderwać myśli od
jego ciała.
- Możesz mi nie wierzyć, ale chyba większość z nich przeżyje. Nie
będzie to oczywiście najlepszy rok... jeśli chodzi o brzoskwinie - dodał.
RS
62
W jego myślach na pierwszym miejscu była teraz Natalie. Wciąż
pamiętał dzień, w którym załadował jej bagaże do samochodu i patrzył,
jak odjeżdża, czując wewnętrzną pustkę. Nie zdjął prześcieradła z łóżka,
na którym spała i miał zwyczaj odwiedzania tego pokoju, wtulania
twarzy w poduszkę i wdychania jej zapachu.
Natalie usiłowała zachować zimną krew.
- Co więc sprowadza cię do Atlanty? - Mówiła swobodnie, jak gdyby
to spotkanie miało dla niej niewielkie znaczenie. Za nic w świecie nie
chciała, by domyślił się, jak jest szczęśliwa i jak rozpaczliwie za nim
tęskniła. Z pewnością on i Irma spotykali się nadal. Co noc, leżąc w
łóżku, myślała o nich - tak wiele, że zaczęła cierpieć na bezsenność.
Miała nadzieję, że nie zdradzą tego ciemne sińce pod jej oczami.
Wzruszył ramionami.
- Mam pewną sprawę do mojego brata.
- Tego inwestora? - Starała się ukryć rozczarowanie. Nie przyjechał
więc specjalnie po to, by ją zobaczyć. Mimo to wyglądał i pachniał
wspaniale. Włosy miał modnie obcięte i wymodelowane, niepodobne do
tej długiej, potarganej czupryny, do której przywykła.
Nick przytaknął.
- Tak, za każdym razem, gdy zarobię kilka centów, chce, bym w coś
zainwestował. Ostatnio były to tuńczyki. - Roześmieli się obydwoje.
Lecz Nick czuł napięcie pomiędzy nimi i zastanawiał się, czy dobrze
zrobił, przyjeżdżając. - Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałem, że
chciałbym zobaczyć cię w akcji, w sali sądowej?
- Tak, choć nie mam pojęcia dlaczego.
- Chciałem zobaczyć, jaka jesteś. Zadzwoniłem do twojego biura i
recepcjonistka powiedziała mi, że będziesz przez całe popołudnie w
sądzie, więc tu jestem. Piekielnie trudno było chodzić za tobą z sali do
sali tak, byś mnie nie zauważyła.
Natalie zaśmiała się.
- Nie mogę uwierzyć, że marnowałeś popołudnie siedząc w salach
sądowych i słuchając drobiazgowych małżeńskich sporów.
- Patrzyłem na ciebie.
Czar jego głosu i sposób, w jaki przelotnie uchwycił jej spojrzenie, a
potem opuścił wzrok na jej usta, tamował jej oddech.
- Chciałem zobaczyć, jak jesteś ubrana i jak się zachowujesz. Co do
jednej rzeczy miałem rację.
- Tak?
RS
63
- W sądzie jesteś również tygrysicą. - Zniżył głos do szeptu. - Jeśli
jesteś w połowie tak drapieżna w łóżku, będziesz piekielnie dobrą
kochanką.
- Nick...- Rozglądała się wokół nerwowo, szczęśliwa, że nikogo nie
ma w pobliżu.
- Jesteś świetnym prawnikiem, Natalie Courtland. Widziałem już jak
pracujesz i nie znajduję ciebie w innym zawodzie. - Roześmiał się. -
Jakoś nie mogłem wyobrazić sobie ciebie na sali sądowej, kiedy nosiłaś
mój szlafrok. Teraz, w tym eleganckim kostiumie, wartym pewnie ze
trzysta dolarów i w okularach wyglądasz jak prawdziwa prawniczka. -
Dziwiło go, że żaden przedsiębiorczy klient nie wpłynął na zmianę jej
stylu. To pewnie ta pełna dystansu, bezwzględnie profesjonalna poza,
którą emanowała, powstrzymywała ich od jakichkolwiek prób.
Uśmiechnęła się. Z jakiegoś powodu ocena Nicka miała dla niej
ogromne znaczenie.
- Czy mogę ci postawić filiżankę kawy albo zimne piwo? - spytała.
Uśmiechnął się szeroko.
- Wstrzymywałem oddech z nadzieją, że mnie gdzieś zaprosisz.
Posłał jej kolejny uśmiech, który przyspieszył jej tętno.
Gdy Nick był obok, zmiany w jej wnętrzu skłoniłyby większość ludzi
do natychmiastowej wizyty u lekarza. Zapomniała już, jak jej żołądek
omdlewał za każdym razem, gdy się do mej uśmiechał i jak waliło serce,
kiedy był blisko. Dlaczego więc do niej nie zadzwonił? Wielokrotnie
przesłuchiwała automatyczną sekretarkę z nadzieją, że usłyszy jego głos.
- Po drugiej stronie ulicy jest mała knajpka - usłyszała własne słowa. -
Niezbyt luksusowa. [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript