[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wezmę go ze sobą zdecydował Curtis poczekaj, Will! Droga pełna była ludzi zdążających ku przystani. Obok chłopców zatrzymał się jadący wozem Sam Morrow. Krzyknął, żeby wsiadali. Był już raz na brzegu i wrócił do domu, by zdać relację ojcu. Wóz trząsł strasznie, a Sam wykrzykiwał wieści o Amy pośród wyjącego wściekle wichru. Taak, jest zle! Aódz tłucze o skały ćwierć mili od brzegu. To przecież stara balia, przeciekająca i przegniła. Morze jest nieprawdopodobnie wzburzone i fale dosłownie ją przykrywają. %7ładna łódz nie jest w stanie teraz płynąć na ratunek fale od razu by ją zatopiły. Stary Paul szaleje cały dobytek chce oddać za ocalenie Oscara, ale nic nie da się zrobić. Gdy dojechali do przystani, na brzegu kłębili się ludzie. Podobny do łupinki szkuner walczył z falami na rafie. Stary siwy rybak z Harbour, do którego zwrócił się Sam, przecząco potrząsnął głową. Nic nie zrobimy, żadna łajba nie wytrzyma na takiej fali ni chwilki. Szkuner zaraz rozpadnie się na kawałki. Okropne! To straszne, tak stać i gapić się na tonących sąsiadów! Curtis z Willem zbiegli na sam brzeg. Krewni członków załogi Amy Reade już tam byli, wszyscy zrozpaczeni, a Paul Stockton wprost szalał. Biegał wzdłuż brzegu, modlił się, płakał. Jego jedyny, ukochany syn tonął właśnie na Amy Reade , a on nie mógł nic na to poradzić! Co oni robią? Will zwrócił się do Martina Clarka. Usiłują rzucić nam cumę. Przywiązali do niej cienką linką drąg, by ją obciążyć. O, teraz młody Stockton próbuje, ale to na nic. Wiry przy rafach są zbyt silne. Jak to? Don przyniesie linę zawołał Curtis. Don! Do nogi, Don! Pies przybiegł z głośnym szczekaniem. Curtis przytrzymał go za obrożę i pokazał drąg, który młody Stockton znów rzucił w fale. Don zaszczekał na znak, że zrozumiał i dał susa do wody. Gapie, obserwujący sytuację, zakrzyknęli z radością i nadzieją, a potem zaległa cisza. Słychać było tylko ryk sztormu i huk bijących o brzeg fal. Ludzie patrzyli na wspaniałego psa walczącego z żywiołem; jego czarny łeb co chwilę pojawiał się na powierzchni wody i znikał. Gdy Don dopłynął do drąga, złapał go zębami i zawrócił. Owacje rozległy się na nowo. Stojąca przy Curtisie żona jednego z członków załogi szkunera padła na kolana łkając i dziękując Bogu. Curtis również czuł gorące łzy napływające mu do oczu. Don wyszedł na brzeg, położył zdobycz u nóg swego pana i otrząsnął się energicznie. Curtis chwycił drąg, a tuzin kobiet i mężczyzn rzucił się w kierunku Dona ściskając go i całując jego mokre futro. Paul Stockton był wśród nich; wielki, ciemny łeb psa wyglądał spod jego ramienia, a oczy Dona pytały, co znaczy to zamieszanie. Tymczasem kilku mężczyzn krzepko ciągnęło cumę. W pół godziny cała załoga Amy Reade , zmarznięta i ociekająca wodą, znalazła się na brzegu. Stary Paul chwycił rękę Curtisa i mocno nią potrząsnął. Azy płynęły po jego surowej, pomarszczonej twarzy. Powiedz wujowi, żeby nie ważył się tknąć tego psa! Teraz jestem przekonany, że to nie on zagryzł moje owce. Zresztą, choćby i zagryzł, nie dbam o to! Może zabić wszystkie owce, jeśli tylko baranina mu służy! 35 Curtis wracał do domu z lekkim sercem. Pan Locksley wysłuchał słów starego Paula z uśmiechem. I jego ujął bohaterski wyczyn Dona. No, Curtis, dobrze się stało. Całe szczęście, że skończyły się te wieczne niesnaski. Ale Dona trzeba jednak zamykać przez jakiś czas, choć nie będzie to dla niego miłe. Sam tego dopilnujesz. W końcu, to jednak on mógł zagryzać owce. I koniecznie musi się skończyć to kumplowanie z psem Ventnora. Curtis przyznał wujowi rację i biedy Don został uwiązany. Jego niewola wkrótce się skończyła; psa Ventnorów zastrzelono. Don znów biegał wolny i Curtis niepokoił się o niego przez tydzień czy dwa. Ale nie znajdowano już rozszarpanych owiec i niewinność Dona została udowodniona. Jeśli zaś chodzi o starego Paula Stocktona, to wyglądało na to, że nie wiedział jak się odwdzięczyć. Dawny spór między Stocktonami a Locksleyami został całkowicie zapomniany, a stary Paul stał się najgorętszym przyjacielem Curtisa. O Donie zwykł mawiać: Takiego psa to jeszcze nie było, mój panie! Toż z oczu mu można czytać! O, gdybyś go pan widział, jak płynął ku szkunerowi! Kości? Oczywiście! Jak tylko przychodzi, dostaje najlepsze kości i nie tylko! Ten pies to bohater, prawdziwy bohater, mój panie! Przełożyła Zuzanna Górska 36 NIESPODZIEWANA CEREMONIA
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|