Podobne

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gdzie moja kasa? Gdzie ją masz?
Chili ruszył przed siebie, próbując go spławić.
- Nic się nie martw, chłopcze, wszystko w swoim czasie. - Strapper chwycił go za
ramię. - Nie wierzysz mi, gówniarzu?
- Wierzę. Jesteś facetem z klasą. - wydusił z siebie Strapper. Chili cofnął pięść. -
Zapłać mi. Kupię sobie frytki.
- Kurwa, zejdz ze mnie przynajmniej dziś wieczorem.
- No to kiedy?
- Synku, twoje bezpodstawne żale znudziłyby każdego.
Pełen zawodu grymas, który pojawił się na twarzy Strappera, miał w sobie jednak
więcej ze znużenia niż z wściekłości, tak jakby identyczne sceny przytrafiały mu się już
nieskończenie wiele razy, ale ciągle stanowiły niewiarygodnie gorzką pigułkę; to było
wszystko, co życie mogło mu zaoferować: wieczne nagrody pocieszenia i nigdy do końca nie
wiadomo, dlaczego.
- Chili... - błagał go.
Chili wyciągnął rękę, umieścił ją pośrodku klatki piersiowej Strappera i posłał go do
rynsztoka po przeciwnej stronie ulicy. Strapper pozbierał się i uciekł pędem jak mały
chłopczyk, kierując się w stronę osób wychodzących jeszcze z "Morlocka".
Shahid w towarzystwie swojego brata powrócił do akademika. U podnóża schodów
Chili nagle zatoczył się i oparł o ścianę. Wpatrując się w jego białą jak prześcieradło twarz i
dostrzegając pod oczami fioletowe cienie, Shahid próbował wyobrazić sobie, jak Chili, młody
facet, będzie wyglądał, jeśli zdąży się zestarzeć. "Przyjdzie dzień - pomyślał - kiedy ktoś
spojrzy na mnie w taki sam sposób". Ale w tym momencie Chili miał to, podobnie jak
wszystko inne, w bardzo głębokim poważaniu.
- Chili, co takiego wziąłeś?
- Coś niewystarczającego.
%7łeby wtaszczyć Chilego na górę, Shahid puścił go przodem i próbował pchać. Na
szczęście znajomy gej, ten z góry, klęczał właśnie w najlepsze obok wiadra z wodą,
pracowicie szorując podłogę. Był uszczęśliwiony, mogąc pomóc Shahidowi w jego kłopocie.
Shahid pragnął tylko, żeby pomocnik zamknął dziób i przestał podśpiewywać - He Ain't
Heavy, He's My Brother - kiedy tak walczyli ze schodami. Wszyscy troje w pocie czoła
wspinali się na górę, gdy Shahid usłyszał dobiegający ze szczytu schodów głos Riaza. Co
gorsza, Riaz rozmawiał z Chadem. Po cóż innego staliby tam na korytarzu, jeśli nie po to,
żeby zejść na dół? Shahid przykazał Chilemu siedzieć cicho.
- Przestań się chwiać - wyszeptał. - I trzymaj język za zębami.
- Co?
- Chili, zamknij paszczę!
Chad i Riaz ciągle stali przy schodach. Shahid skinął im głową i uśmiechnął się tak
swobodnie, jak tylko było to możliwe w podobnej sytuacji; postanowił jednak nie odzywać
się w obawie, że wyczują zapach alkoholu. Riaz, tak samo jak zwykle, był czymś
podenerwowany i niecierpliwił się, póki go nie wyminęli. Chad spode łba przyjrzał się całej
trójce.
Shahid wepchnął Chilego do pokoju i z zadowoleniem zauważył, że jego brat potrafi
utrzymać równowagę. Chili zdjął z siebie marynarkę, opuszkami palców strzepnął
niewidoczne pyłki z ramion i powiesił ją na oparciu krzesła. Po czym usiadł, trąc czoło jakby
próbował się uspokoić. Miał zwyczaj ignorować Shahida a ten przywykł już do jego
milczenia. Teraz przebrał się w pidżamę i pomaszerował korytarzem do łazienki.
Kiedy wrócił, zastał Chilego na czworakach za kuchenką.
- Chili...
Jego brat kontynuował systematyczne rycie, ale po chwili odezwał się:
- Jeszcze ciągle jesteście razem? Przypomnij mi, jak ona ma na imię?
- Deedee Osgood - przypomniał Shahid nieszlachetnej części pleców Chilego. - Ale
nie układa się nam najlepiej. Poza tym z całej masy powodów musimy się spotykać
potajemnie.
- Być może, ale dziś wieczorem ona z pewnością nie chciała się z tobą rozstać. Zrobi
dla ciebie wszystko. Wykorzystaj to.
- Nie znosi moich przyjaciół.
- Bingo!
- Co?
Chili wydobył zza jego lodówki plastikową torbę, otworzył ją i wyciągnął niewielką
kopertę. Mieściła ilość kokainy wystarczającą na dwie działki, które natychmiast przygotował
na jednym z podręczników Shahida. Wciągnął obydwie, a potem wylizał kopertę, okładkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]




Powered by MyScript