[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na bez głośnych komentarzy, lecz ze znaczną dozą wewnętrznej niechęci. Tom rozmyślał przez chwilę nad szczególną łatwością, z jaką czyni teraz zdumiewające i wspaniałe cuda, i do głowy strzelił mu wyborny koncept. Mógłby przecie uczynić matkę księżną Offal Court i nadać jej jakieś włości! Wnet jednak nadciągnęły smutne refleksje; został królem tylko z imienia. Ci poważni starcy i dumni wielmoże władają nim, a dla nich przecie matka Toma Canty jest tylko wytworem chorego mózgu; propozycji jego wysłuchaliby z pobłażaniem i wnet wezwaliby medyka. Nudna narada wlokła się leniwie. Czytano petycje, proklamacje, nadania i wszelkiego ro- dzaju niezrozumiałe, pompatyczne dokumenty tyczące spraw państwowych. Wreszcie Tom westchnął z głębi piersi i szepnął sam do siebie: Za jakie ciężkie grzechy Bóg pozbawił mnie pól, świeżego powietrza, słonecznych bla- sków? Czemu więzi mnie tutaj, każe być królem, doświadcza tak srodze? Następnie biedna, skołatana głowa zaczęła się chylić i wnet opadła na ramię. Sprawy pań- stwowe utknęły na martwym punkcie, zabrakło im bowiem na razie najdostojniejszego czyn- nika siły potwierdzającej. Cisza zapanowała wokół drzemiącego chłopca, a najmędrsi w królestwie zawiesili obrady. Za pozwoleniem opiekunów, Hertforda i St. Johna, Tom spędził przed południem przy- jemną godzinę z lady Elżbietą i małą lady Jane Grey, chociaż księżniczki były przygnębione straszliwym ciosem, który spadł na dom królewski. Pod koniec ich wizyty najstarsza siostra (którą pózniej historia uznała Marią Krwawą) zmroziła chłopca budującą rozmową, która miała dlań jedną zaletę tę mianowicie, że trwała niedługo. Po tych odwiedzinach Tom spę- dził czas niejaki w samotności, potem zaś dopuszczono przed oblicze majestatu jakiegoś szczupłego, mniej więcej dwunastoletniego chłopca, którego cały ubiór (kaftan, pończochy i wszystko, z wyjątkiem śnieżnej krezy i koronkowych mankietów) był zupełnie czarny. Chło- piec nie nosił żadnych oznak żałoby, prócz pęczka czerwonych wstążek u ramienia. Zbliżył się nieśmiało z odkrytą, pochyloną głową i przyklęknął przed Tomem, który siedział spokoj- nie i przez chwilę obserwował przybyłego. Potem powiedział: Wstań, chłopcze. Ktoś zacz i czego pragniesz? Chłopiec podniósł się i stanął w swobodnej, wdzięcznej pozie, lecz z troską wypisaną na licach. Musicie mnie pamiętać, miłościwy panie rzekł: Jestem waszym Chłopcem do Bicia. Moim chłopcem?... Chłopcem do bicia?.! Tak, miłościwy panie. Jam Humphrey... Humphrey Marlow. Tom pojął, iż ma przed sobą kogoś, o kim winni byli mu wspomnieć opiekunowie. Sytu- acja była drażliwa. Co teraz robić? Udać, że zna tego chłopca, aby pózniej zdradzać każdym słowem, iż nigdy dotąd o nim nie słyszał? Nie! To nie zda się na nic! Dobry pomysł przyszedł mu jednak z pomocą. Takie wydarzenia mogą się zdarzać często, teraz zwłaszcza, gdy doniosłe a pilne sprawy odwoływać będą od jego boku Hertforda i St. Johna, którzy należą wszak do Rady Egzekutorów. Trzeba więc coś obmyślić, żeby w razie potrzeby samemu stawić czoło niebezpieczeństwom. Tak! To plan rozsądny. Tom postanowił przeprowadzić doświadczenie na owym chłopcu i przekonać się, jakie osiągnie wyniki. Przez chwilę marszczył brwi z namysłem, potem rzekł: Teraz wydaje mi się, iż pomnę co nieco... ale umysł mój jest zamglony i nadwerężony cierpieniem... Zaiste, mój nieszczęsny władco! zawołał z uczuciem Chłopiec do Bicia, w myśli zaś dodał: Prawdę powiadają, że biedak postradał zmysły. Ale i mnie zmartwienie pomieszało w głowie. Zapominam, co nakazano. Nie wolno przecie zdradzać, iż widzi się, że coś z nim nie w porządku . 50 Dziwna rzecz, jak pamięć zawodzi mnie ostatnimi czasy podjął Tom. Ale nie bacz na to... Powoli odzyskuję zdrowie, a często błaha wskazówka przypomina rzeczy i nazwiska, które mi się wymknęły. ( I nie tylko takie pomyślał lecz również te, o których nigdy nie słyszałem, jako się zaraz przekona ten chłopiec.) Powiadaj, z czym przychodzisz? To sprawa małej wagi, lecz poruszę ją za pozwoleniem Waszej Królewskiej Mości. Dwa dni temu, gdy miłościwy pan pomylił się trzy razy podczas greki... było to na porannej lek- cji... miłościwy pan przypomina sobie? Ta-ak... tak mi się wydaje... ( To niezupełne kłamstwo pomyślał bo gdybym w ogóle jął się greki, zbłądziłbym nie głupie trzy razy, lecz przynajmniej czterdzieści.) Tak, teraz pa- miętam. Mów dalej. Magister rozgniewał się na tę, jako rzekł, niechlujną a głupowatą robotę, zapowiedział więc, że sprawi mi tęgą chłostę... i... Tobie sprawi chłostę?! zdumiał się Tom. A czemuż ciebie ma bić za moje błędy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|