[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umrę samotna i stareńka... Ale ty przecież nie masz owczarków dziwił się Mizera, wcinając ko- lejną muffinę. To sobie kupię. Wszystko, byle nie wiązać się z kimś takim jak ty! W tej dziedzinie Mizera nie był obrazliwy, bo doskonale zdawał sobie spra- wę z tego, jak bardzo jest nieatrakcyjny. Która kobieta chciałaby związać się (dobrowolnie) ze smętnym i chudym gryzipiórkiem, który wszędzie jezdzi na rowerze, a zamieszkuje jakąś nędzną ruderę, czyli zapuszczone mieszkanko w oficynie bez światła i żyje tam sobie w otoczeniu stosów książek i kurzu. No, która? No żadna właśnie, więc Mizera wziął jeszcze jedno ciastko, rzucił pogod- ną deklarację, że gdyby jednak Adela zmieniła zdanie, to on jest właściwie do dyspozycji, po czym pochłonął go inny temat. Mianowicie problem zakończenia Mrocznych wód. Choć teoretycznie do końca było jeszcze dosyć daleko, bo akcja z kotami, babcią i innymi wybrykami natury rozwijała się i puchła, warto było pomyśleć o zgrabnym podsumowaniu. Jak się okazało, Mizera myślał usilnie i wymyślił. Słuchajcie, przyjaciele powiedział, wymachując na lewo i prawo kie- liszkiem wina, a Adela zaraz zgłosiła wątpliwość, czy połączenie w konsumpcji muffinek i alkoholu nie zemdli go od razu, co wyraznie zignorował. Przypomniałem sobie taką myśl mistrza Umberto Eco, że w kryminale wszystko już było i należy jeszcze napisać powieść, w której mordercą jest czy- telnik... Więc doszedłem do wniosku, że w Mrocznych wodach tak będzie... To znaczy jak? zainteresował się Mareczek, który właśnie chwycił ostatnią muffinę porzuconą chwilowo przez kolegę. Jak czytelnik ma być mordercą? Mordercą jest facet w przebraniu myszy, chcesz nam rozwalić całą koncepcję? On wyraznie wprowadza tu jakąś antykoncepcję mruknęła Marta, bar- dzo niezadowolona, bo postacią mordercy w głównej mierze sterowała ona i przywiązała się do niej jak do własnego potomka. Mizera machnął ręką, dopił wina i wyciągnął w kierunku Adeli kieliszek z prośbą o dolewkę. Nic się nie rozwali powiedział stanowczo. Trzeba tylko pozostawić sprawę mordercy otwartą, nie mogą go po prostu złapać, ale zdemaskować mo- gą... I co? dalej nie rozumiał Mareczek. Czytelnik ma się na końcu zo- rientować, że to on sam jest mordercą w czerwonej ceratce? Do bani! Nikt w to nie uwierzy... Tego się nie da napisać, a przynajmniej nie przy naszych możliwo- ściach... Może jakiś Stephen King dałby radę, ale my... Człowieku małej wiary... mruknął Mizera, najwyrazniej dotknięty fak- tem, że Marek uważa ich za gorszych warsztatowo od Kinga. To się robi ina- czej. Mordercą jest dalej człowiek w przebraniu, ale na koniec zapodajesz myśl, że ten morderca jest tak naprawdę wynajęty przez autora, czyli nas. Cały dochód z książki jest przelewany na konto mordercy, który gdy kwota osiągnie zado- walającą wysokość morduje kolejną osobę, w tym przypadku może być nią autor. Czyli czytelnik, kupując książkę, sam jest mordercą. Ka pe wu? Patrzyli na niego z podziwem. No, no powiedziała Marta. Bardzo finezyjnie, niech cię! To może chwycić zapalił się do pomysłu Mareczek. Mizera, dumny z siebie jak paw, wzniósł kieliszek w geście toastu. Podniosłą atmosferę przerwała Adela, częstując kolejnym półmiskiem muffinek. Moim zdaniem pomysł jest bez sensu! powiedziała, a oni zastygli w oburzeniu, bo tak dobrego planu jeszcze nie mieli. To znaczy wyjaśniła Adela, siadając i nalewając sobie trunku on jest świetny, tyle tylko, że przed Mizerą ktoś już na niego wpadł. Przypominam sobie, że czytałam w Nowej Fantastyce" opowiadanie z podobnym grepsem, au- tor nazywał się bodaj Filip Haka... Mareczek plasnął się dłonią w czoło. Faktycznie, masz rację! Ja też coś takiego widziałem, tylko nie pamiętam dokładnie fabuły! Adela pogrzebała w stercie magazynów, które piętrzyły się pod wykuszo- wym oknem, w końcu wyciągnęła jeden i zaczęła kartkować. Jest! Opowiadanko nosi tytuł Wiem, kto jest mordercą i z grubsza chodzi o to samo, choć akcja jest bardziej zagmatwana... Szkoda powiedziała Marta ze smutkiem. Plagiat w naszej sytuacji nie wchodzi niestety w grę... Ale ja naprawdę sam to wymyśliłem! zaklinał się Mizera, bijąc się w wątłą pierś. Nie mam wątpliwości uspokoiła go Adela, która wiedziała, że kolega czuje wielkie obrzydzenie do wszelkich czasopism literackich, spowodowane za- pewne bliskim obcowaniem z pismem Którędy na Parnas". Tak czy owak, nie możemy wykorzystać tego po- mysłu... A gdybyśmy go twórczo przetworzyli? zapytał Mareczek. Czyli? zawiesili na nim pełne napięcia spojrzenia. No, że czytelnik zamorduje sam siebie... wyjaśnił z pewnym ociąga- niem. Samobójstwo ma popełnić? nie rozumiała Marta. No to jest nawet logiczne czyta taką książkę jak nasza i trach! Przy- chodzi mu do głowy popełnić samobójstwo szydziła Adela. %7łe to niby taka kiepska literatura? znowu obruszył się Mizera. A może byście mi tak dali dojść do głosu, co? zapytał lekko zniecier- pliwiony Marek. Cała trójka zastygła w wyczekiwaniu. Wyobrazmy sobie taki komunikat do czytelnika: człowiek mysz nie zo- stał złapany i wciąż zabija, może więc uderzyć w każdej chwili. Drzyj, ty, który kupiłeś książkę i zapłaciłeś za nią kartą kredytową wszystkie wpłaty idą na konto mordercy, który wybierze losowo jednego czytelnika i zabije go... Patrzyli na niego z prawdziwym podziwem. No wiesz... Mizera był pełen uznania. Jak ty coś wymyślisz, to już mucha nie siada... Reszta była podobnego zdania. Adela wyciągnęła z piekarnika pozostałe muffiny i otworzyła kolejną butelkę wina. Mizera zaproponował tańce, na co reszta zareagowała lekceważącym milczeniem i pomysł upadł. Przez cały wie- czór nikt już nie wspomniał o kryminale i problemach w pracy, a mimo to zaba- wa była przednia. Minęło trochę czasu. Zupełnie nie wiedzieli, kiedy machnęli trzysta stron kryminału, wykonując przy tym swoje codzienne redaktorskie obowiązki. Aleksander Dumas przy nas wysiada chełpił się więc Mizera, gdy za- siedli w klubie obiadowym. Co tam Dumas, nawet Kraszewski może się przy nas schować. Kraszewski, w odróżnieniu od nas, pisał sam zgasiła go Adela. Do jego imponujących wyników, czyli książki w dwa tygodnie, nawet się nie zbliży- liśmy. Taka wydajność to dla nas marzenie śniętej głowy! E, tam Mizera wiedział swoje. Moim zdaniem jesteśmy niepokona- ni, jak w tej starej piosence. Teraz trzeba tylko wymyślić efektowny pseudonim. Pomysłów jak zwykle było sporo. Anglojęzyczne nazwiska odrzucono ze wstrętem, jako do cna zgraną melodię, pseudoskandynawskie wydało się z kolei zbytnim koniunkturalizmem. Może coś bardziej słowiańskiego? zamyślił się Mareczek. Na przy- kład coś z języka czeskiego. Pamiętam, była kiedyś taka aktorka, nazywała się Stella Zazvorkova. To po prostu brzmi jak czyta poezja! Przez chwilę cały pisarski kwartet pochylał się nad zagadnieniem, czy Stella Zazvorkova mogłaby być autorką kryminału. Może lepiej coś rosyjskiego? zaproponowała Marta. Tylko jakieś fajne imię wezmy, nie Natasza ani Galina... Galina daje duże możliwości rymotwórcze stwierdził Mizera. Na przykład Galina Nikitina, albo Galina Bylina... Podobnie jak Natasza rzuciła Adela. Natasza Kałasza lub Natalia Konwalia, po prostu durny jesteś i tyle! Po sekwencji długiej i męczącej kłótni stanęło na wersji roboczej, czyli An-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|