[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wokół filiżanki. - Chyba nie złapałeś tego tu, w Belgravii? - Nie. W Afryce Zachodniej. Współpracuję z pewną organizacją zajmującą się niesieniem pomocy medycznej. Do Afryki jeżdżę co roku i przez kilka tygodni operuję zaćmy. A więc chirurg okulista, proszę, proszę. Gabriel skończył swój kawałek grzanki, który zdawał się przeżuwać całą wieczność, posmarowałam więc na stępny i przecięłam na pół na dwa zgrabne trójkąciki. Ale nie podałam Gabrielowi jego trójkącika, o nie. Inwalidom, którzy odmawiają przyjęcia pokarmu, lepiej na siłę do ust niczego nie wpychać. Poczekajmy, aż sam wezmie. - Dlaczego nie brałeś tabletek chroniących przed ma larią? RS - Ze względu na skutki uboczne. Przeszkadzałyby mi w pracy. A poza tym, prawdę mówiąc, człowiek zawsze jest pewien, że akurat jemu na pewno to się nie przytrafi. Kto jak kto, ale jako lekarz powinien myśleć inaczej. Taki komentarz sam cisnął się na usta, wyraziłam to jednak inaczej, w formie konstruktywnego wniosku: - Mężczyzni są nieporadni. Potrzebna jest ci żona, któ ra o ciebie zadba. Zwiadoma, że przekroczyłam granicę wyznaczoną dla osoby do wyprowadzania psów, skwapliwie wgryzłam się w tost. Zwiadoma byłam również tego, że zanim skończę jeść, Gabriel zrezygnuje z moich usług. A moje rachunki opłacą krasnoludki, bo na pewno nie ja... Tymczasem spojrzał na mnie jakoś dziwnie. - Zgłaszasz się na ochotniczkę? - Hm... Szczerze mówiąc, miałabym z głowy wiele problemów. Odzyskałabym kontrolę nad swoim fundu szem powierniczym, zrezygnowałabym z kariery psiej niani. Z drugiej jednak strony, wzięłabym sobie na głowę nowy problem. - Czyli faceta? - Zgadza się. A w dzisiejszych czasach kobiecie mąż nie jest niezbędny, sama potrafi o siebie zadbać. Mężczy zna to co innego, bez kobiety jest kompletnie bezradny. Wezmy na przykład ciebie. - Potrafię sobie wszystko zorganizować. Zaręczam. - Ale mnie nie chodzi tylko o seks! - palnęłam, pod irytowana, że tak spłyca wdzięczny temat. I natychmiast zaczerwieniłam się jak piwonia. - Mnie także. - Dokładał wszelkich starań, żeby nie RS okazać rozbawienia. Skutecznie zresztą, bo twarz pozosta ła nieruchoma. - Chodzi mi o konkretną sytuację, Gabriel. Gdybyś miał żonę, łykałbyś te tabletki, już ona nie dałaby ci spo koju. I stanęłaby na głowie, żeby znalezć tabletki, które nie dają niepożądanych skutków ubocznych. A gdyby się okazało, że takie nie istnieją, wtedy po prostu by udawała, że zgubiła twój paszport. - Twoja teoria nie jest do końca doskonała - powie dział po długim namyśle. - Takie żony dawno wyszły z mody. - Skąd wiesz? Powiedz, tak na serio, rozglądałeś się już za żoną dla siebie? - Nie, bo żona nie jest mi do szczęścia potrzebna. Małżeństwo to bardzo trudne zadanie. Wymaga niemałego zaangażowania emocjonalnego. - Owszem, ale to wcale nie takie trudne. - Tylko w teorii, natomiast w praktyce co trzecie mał żeństwo się rozwodzi. Moja rodzina usilnie pracuje, żeby przeciętna krajowa nie spadła. Chwileczkę. Czy to znaczy, że jest rozwiedziony?! A więc znów się nie popisałam, drążąc drażliwy temat. Zamiast podtrzymać na duchu ciężko chorego człowieka, pogłębiam tyko jego depresję. - Przepraszam, niepotrzebnie zaczęłam o tym mó wić... To ja już sobie pójdę. - A za co ty mnie przepraszasz, Sophie? Za upadek mojej rodziny? Nie żartuj! - Machnął lekceważąco ręką i... uwaga, zwycięstwo!... chwycił następny kawałek to stu. - Zostań i spokojnie skończ śniadanie. RS - Dobrze. Ale powiedz mi, jak to jest z twoim bratem? - spytałam, jakby to zaproszenie upoważniało mnie do dalszej indagacji. - Przecież jest żonaty. Znów pomilczał, po czym rzucił na mnie spojrzenie, które można było określić tylko jako pełne rozpaczy. - Musimy o tym rozmawiać, Sophie? - Musimy. - Zabrałam się do smarowania następnej grzanki. - Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, jestem bar dzo komunikatywna i ludzie lubią ze mną pogadać. Nie zapomnij, proszę, wspomnieć o tym kobiecie z agencji, gdyby spytała się, jak się sprawuję. A teraz opowiadaj o swoim bracie. Tym razem poddał się bez walki. Nic dziwnego, w koń cu był tylko biednym, skrajnie wyczerpanym chorobą człowiekiem. - Michael i Crissie właściwie żyją osobno. Mają wspólny dom i łóżko, ale nic więcej. Rzecz w tym, że podstawową cechą wszystkich Yorków, i mężczyzn, i ko biet, jest ogromna determinacja w dążeniu do własnych celów. Ktoś, kto chce obdarzyć miłością któregoś z człon ków naszej rodziny, popełnia wielki błąd, ponieważ prę dzej czy pózniej zostaje zepchnięty na boczny tor. Crissie udaje się przetrwać tylko dlatego, że jest podobna do Yorków. - Rozumiem. A ilu masz braci?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
|